Reklama

Niedziela Wrocławska

Dzieci czasów wojny

Wojna to nic dobrego. Najbardziej cierpią niewinni ludzie – po jednej i drugiej stronie. My, Niemcy, jako naród zrobiliśmy wiele świństw, ale również wiele wycierpieliśmy jako zwykli ludzie – mówi Ginter Heinemann.

Niedziela wrocławska 35/2025, str. IV

[ TEMATY ]

Kudowa Zdrój

Archiwum rodzinne

Ginter z mamą i siostrami

Ginter z mamą i siostrami

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Życie Heinemannów było spokojne i dostatnie do czasów wojny. Ginter, najstarszy w rodzinie, miał jeszcze trzy siostry. Mama pracowała jako pielęgniarka, ojciec był lotnikiem. Dziadek Gintera Heinrich Heinemann posiadał fabrykę cygar i kilka ośrodków wczasowych w Kudowie, gdzie zatrudniał ludzi. Był dobrym pracodawcą a cała rodzina Heinemannów cieszyła się szacunkiem sąsiadów. Wszystko skończyło się w momencie wybuchu wojny. Ojciec został powołany do wojska i już nie wrócił do domu.

Po wojnie było jeszcze gorzej. Niemcy jako przegrani byli wysiedlani ze swoich domów. – Dziadek został uznany za kapitalistę i wroga władzy. Miał godzinę na spakowanie swoich rzeczy i opuszczenie domu. Zabrał 20 kg bagażu i musiał opuścić swój dworek. Płakał jak dziecko. Od tamtej pory nie mam własnego domu. Ten, w którym mieszkam, wynajmuję. Widziałem, jak w jednej chwili można stracić wszystko – mówi Ginter i dzieli się wspomnieniem z tamtego okresu. Dziadek z całą rodziną został przeniesiony do pomieszczeń dla służby. Rozpoczął pracę w fabryce, by utrzymać swoją rodzinę. Pewnego dnia zobaczył, jak w łóżku, w którym do tej pory spał, wylegują się koty nowego właściciela. Od tamtej pory miał uraz do tych zwierząt.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wysiedleńcy

Reklama

Przesiedlenia dotknęły też ludność ze Wschodu. Zza Buga przyjeżdżali ludzie z dobytkiem i zajmowali dotychczasowe niemieckie gospodarstwa koło Czermnej. Do Kudowy trafił Polak o nazwisku Sikora i rozpoczął pracę na roli, by utrzymać swoją rodzinę. U niego 10-letni Ginter znalazł zatrudnienie. Mama pracowała wówczas jako sprzątaczka, zatrudniana przez państwa Kwiatkowskich. Praca u Sikory nie była łatwa. Choć na gospodarza Ginter nie może powiedzieć złego słowa, to dla 10-letniego chłopaka była to praca ponad siły. Ciężkie worki i wiadra z paszą to codzienność w gospodarstwie. Dojenie krów, zbieranie jajek, praca na roli. Oprócz zapłaty na koniec każdego dnia pracy Ginter dostawał konewkę mleka i trochę produktów rolnych, które zanosił mamie i siostrom. Niósł je kilka kilometrów i wracał późną nocą do gospodarstwa, by tam przespać kilka godzin w stodole na sianie. Skoro świt wstawał do pracy. Tak pracował 5 lat.

Ginter podkreśla, że wojna obnaża człowieka, pokazuje do czego jest zdolny – czasem do największych poświęceń a czasem wyzwala najniższe instynkty. – W Kudowie był Ukrainiec, należący do granatowej policji. W czasie wojny jeździł na koniu i bił batem Polaków. Po wojnie zaś wstąpił do polskiej służby i tym samym batem bił Niemców. Nieraz dostałem batem przez plecy, bo jako niemieckie dziecko musiałem nosić białą opaskę na ręce – mówi Ginter i dodaje: – Został on później rozpoznany przez ludzi i powieszony na rynku. Takich ludzi było wielu podczas wojny i w czasach powojennych.

Pragnienie nauki

Reklama

Ginter bardzo chciał się uczyć. Zapisał się do Szkoły Powszechnej w Kudowie. – Tam nauczycielki Stanisława i Genowefa Wilkosz kazały mi zdjąć opaskę z ręki i dały mnie do 4 klasy, ponieważ miałem skończone kilka klas w szkole niemieckiej – opowiada Ginter. Podjął też wtedy pracę palacza w szkole. Pracą miał zajmować się dziadek, ale ponieważ był już słaby, wykonywał ją jego wnuk. Wstawał o 6 rano i rozpalał piec, naukę rozpoczynał o godz. 8. Później skończył 2 lata szkoły w miejscowości Zakrzew, by mieć ukończoną pełną Szkołę Podstawową. Kolejnym etapem nauki był Dzierżoniów i Technikum Radio--Techniczne. Trafił tam w wieku 16 lat. – Tam nauczycielką matematyki była Żydówka. Miała wytatuowany numer obozowy na ręce. Mogłem sobie tylko wyobrazić, co przeszła z rąk Niemców. Wiedziała, że mój ojciec należał do Luftwaffe i nie wrócił z wojny. Gdy zdawałem u niej egzamin, pomyślałem sobie: to koniec mojej nauki. Ale było zupełnie inaczej. Dużo mi pomogła. Nigdy nie usłyszałem od niej złego słowa – opowiada Ginter i wspomina, jak pomagał nauczycielce, wyprowadzając codziennie jej dwa psy na spacer.

Nauczycielka wiedziała, że chłopak jest inteligentny i ambitny. Wiedziała też, że ciężko pracował na utrzymanie młodszych sióstr. Okazała mu dużo zrozumienia i pomocy.

Z czegoś trzeba żyć

Po wejściu wojsk rosyjskich rodzina Heinemann mogła jeszcze jakiś czas mieszkać w fabryce, później wszyscy zostali wyrzuceni. – Gdy Rosjanie wyrzucili dziadka z fabryki, dostał on niedaleko Czermnej małe mieszkanko. Nie było tam węgla, pieca, nie było niczego. Razem z kuzynem Waldemarem zorganizowaliśmy wszystko. Później Waldemar wyjechał do Alfeld. Zanim jednak trafiliśmy do tego pomieszczenia, mieszkaliśmy jeszcze w Kudowie w małych mieszkankach, tzw. budach celnych. W czasie wojny przemycaliśmy cygara do Czechosłowacji, za co dostawaliśmy chleb i inne produkty – opowiada Ginter. Ponieważ fabryka cygar została rozgrabiona, Ginter z Waldemarem i mamą Różą robili cygara w piwnicy. Wymieniali je w Czechosłowacji na chleb, mąkę itp. Zimą przechodzili przez granicę w białych poszewkach, by nie było ich widać na śniegu. Ponieważ granica była strzeżona, mogli to przypłacić życiem, ale z czegoś trzeba było żyć.

– Ojciec Gintera Rudolf Julian Fritz Heinemann był lotnikiem w czasie wojny. Po wojnie nie wrócił do rodziny, wiemy tylko tyle, że nie chciał przyjechać do Polski, ponieważ się bał. Gdy wracał z jeńcami wojennymi, zatrzymał się na terenie dawnego NRD. Nie znamy jego dalszych losów – mówi Maryla, żona Gintera.

Wyprzedzili czasy

Reklama

Z Ginterem poznali się przez jego siostrę Ursulę Bekierman, mieszkającą jeszcze wtedy we Wrocławiu, jej męża Staszka Bekiermana, kierownika domu towarowego we Wrocławiu oraz mamę Maryli, która prowadziła kiosk Ruchu w tymże domu towarowym. Ursula wraz z mamą Maryli zaaranżowały tę znajomość, ponieważ już wtedy Ginter wyjechał z Polski. Można powiedzieć, że młodzi wyprzedzili czasy i poznali się „wirtualnie”, ze zdjęć. Później Maryla, mając zaledwie 22 lata, wykazała się wielką odwagą i pomimo sprzeciwu rodziców pojechała na spotkanie do Niemiec. Przypadli sobie do gustu. Ślub odbył się zaocznie w 1966 r., ponieważ Ginter uznany za wroga władzy ludowej nie dostał pozwolenia na przyjazd do Polski. W urzędzie Stanu Cywilnego we Wrocławiu reprezentował go szwagier Jan Cyfert.

Wspólne życie małżonków to również duże przedsięwzięcie. Niełatwo było zdobyć pozwolenie na wyjazd z Polski. Gdy w końcu się to udało, pracujący w PKP ojciec Maryli zorganizował wagon do przewozu mebli i całego posagu i tak jego młodsza córka wyruszyła w świat układać sobie życie.

Ginter nie zapomniał o tych, którzy w trudnym czasie wyciągnęli do niego pomocną dłoń. W stanie wojennym wysyłał paczki do małżeństwa Sikorów, znaczki filatelistyczne do dyrektora szkoły w Dzierżoniowie i inne upominki. Gdy już mógł przyjechać do Polski, odwiedzał swoich dobroczyńców z czasów powojennych.

– Czasy wojny to straszne czasy, szczególnie dla rodzin i dzieci. Cierpią niewinni ludzie po obu stronach konfliktu. To nie powinno się nigdy wydarzyć – zamyśla się Ginter.

2025-08-26 10:50

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kudowa-Zdrój. Sentymentalna podróż byłych mieszkańców Ziemi Kłodzkiej

[ TEMATY ]

bp Ignacy Dec

Kudowa Zdrój

bł. ks. Gerhard Hirschfelder

ks. Franz Jung

ks. Grzegorz Umiński

Pamiątkowe zdjęcie duchowieństwa przy symbolicznym grobie bł. Gerharda

Pamiątkowe zdjęcie duchowieństwa przy symbolicznym grobie bł. Gerharda

Najprawdopodobniej z ostatnią pielgrzymką do Kotliny Kłodzkiej przybyli Niemcy i Czesi, którzy od kilkunastu lat w podróży sentymentalnej, odwiedzają miejsca swego dzieciństwa.

- To swego rodzaju pożegnanie z ojczyzną. Wszystko przez zaawansowany wiek naszych wiernych i pojawiające się problemy ze zdrowiem – mówił 4 czerwca ks. inf. Franz Jung duszpasterz byłych mieszkańców ziemi kłodzkiej, którzy w parafii św. Bartłomieja Apostoła, gdzie gospodarzem jest ks. prał. Romuald Brudnowski, uczestniczyli we Mszy świętej, do której sprawowania zaproszono bp Ignacego Deca.
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV do studentki medycyny: nie możemy utracić nadziei na lepszy świat

2025-09-26 18:43

[ TEMATY ]

student

list papieża

Papież Leon XIV

Vatican Media

Papież Leon XIV

Papież Leon XIV

To prawda, że żyjemy w trudnych czasach. Żyjmy dobrze, a czasy będą dobre - odpowiedział Leon XIV na list studentki medycyny, opublikowany we wrześniowym numerze czasopisma „Piazza San Pietro”. Studentka, 21-letnia Veronica, pisała: „Wydaje się niemal niemożliwe, by żyć w pokoju. Jaka przyszłość nas czeka?”.

List Veroniki ukazał się we wrześniowym numerze magazynu „Piazza San Pietro”, wydawanego przez Bazylikę Watykańską i redagowanego przez ojca Enzo Fortunato. Magazyn rozpoczyna się tradycyjną sekcją Dialog z Czytelnikami. Tam zamieszczono pytanie Veroniki i odpowiedź Papieża.
CZYTAJ DALEJ

VIII Diecezjalna Piesza Pielgrzymka Pokutna z Ośna Lubuskiego do Górzycy

2025-09-27 15:16

[ TEMATY ]

Górzyca

diecezja zielonogórsko ‑ gorzowska

Ośno lubuskie

VIII Diecezjalna Piesza Pielgrzymka Pokutna

Karolina Krasowska

Ośno Lubuskie, VIII Diecezjalna Piesza Pielgrzymka Pokutna

Ośno Lubuskie, VIII Diecezjalna Piesza Pielgrzymka Pokutna

Z Ośna Lubuskiego wyruszyła VIII Diecezjalna Piesza Pielgrzymka Pokutna do Górzycy. W tym roku pątnicy pielgrzymowali pod hasłem „Pielgrzymi nadziei", a wydarzenie było finalnym akcentem świętowania jubileuszu 900-lecia ustanowienia diecezji lubuskiej.

VIII Diecezjalna Piesza Pielgrzymka Pokutna z Ośna Lubuskiego do Górzycy rozpoczęła się nabożeństwem pokutnym w kościele parafialnym pw. św. Jakuba Apostoła połączonym z adoracją Najświętszego Sakramentu i możliwością spowiedzi. Modlitwie przewodniczył ks. Jacek Błażkiewicz, a muzyczną oprawę nabożeństwa poprowadzili Teresa i Robert Malina.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję