Od mężczyzn wymaga się dziś więcej niż np. od ich dziadków – role społeczne zmieniły się na tyle, że obok tych tradycyjnych pojawiły się nowe wyzwania, które nie zostawiają miejsca na słabość, wątpliwość, zagubienie w świecie pełnym manipulacji i półprawd. A jeśli mężczyzna nie ma już sił?
Wielu z nas zna to uczucie: coś się wali. W domu, w pracy, w sercu. Coś, co miało się udać – nie wyszło. Coś, co miało być trwałe – rozpadło się. Często wtedy słyszymy, że „nie wolno tracić nadziei”. Tak piszą ci, którzy znają, czują i rozumieją męski świat: inicjatorzy i organizatorzy Męskiego Oblężenia na Jasnej Górze – jednej z wielu inicjatyw adresowanych do współczesnych mężczyzn. Tylko o jaką nadzieję chodzi? – Nie o byle jaką – zauważa ks. Wojciech Węgrzyniak – nie o złudzenia, o tanie pocieszenia. Prawdziwa chrześcijańska nadzieja rodzi się nie w sukcesie, lecz w zgliszczach. Wtedy, kiedy zostajesz sam. Kiedy wydaje się, że Bóg milczy, a ciemność staje się gęsta jak smoła. Ale właśnie wtedy, gdy po ludzku nie ma już nic – może się zacząć wszystko. Bo nadzieja to nie przekonanie, że będzie po mojemu. To wiara, że Bóg nie przestaje być Bogiem, nawet jeśli ja nic nie rozumiem. Mężczyzna nadziei to nie ten, który nigdy nie upadł. To ten, który podnosi się nawet po największej porażce. Bo trzyma się nie swoich planów, lecz Bożej wierności. Bo wierzy, że Bóg widzi dalej; że potrafi z największego cierpienia wyprowadzić błogosławieństwo; że czasem jedynym ratunkiem jest trwać w ciemności, lecz nie samemu – a z Bogiem, który przeszedł przez noc Getsemani i mrok Golgoty.
Pomóż w rozwoju naszego portalu