Najbardziej znana w ostatnim czasie miejscowość w Polsce i na świecie to... Jedwabne. Rozpętana burza wokół wydarzeń w tej miejscowości u jednych budzi emocje, u drugich zdenerwowanie, jeszcze inni przyzwyczaili się do takiej sytuacji, uważają, że tak musi być. Jak długo jeszcze? Mieszkańcy Jedwabnego są już zmęczeni, nawet obojętni. Dziennikarze nie rezygnują. Dniem i nocą szukają kolejnych "dowodów", które wywołają falę oburzenia w Polsce i na świecie. A prawda? Skoro istnieje, niech się sama broni.
11 marca. Godz. 10.00
Wyjeżdżam do Jedwabnego. Jeszcze raz próbuję sobie prześledzić
myślami wszystkie publikacje dotyczące tej miejscowości. Przeglądam
jeszcze raz uważnie weekendowe wydanie gazet, interesujące sprawy
notuję w notatniku. W głowie gdzieś rodzi się jednak pytanie: jak
ludzie, jak Ksiądz Kanonik powita kolejnego dziennikarza? Przecież
na pewno mają ich serdecznie dosyć.
Po drodze na krótko zatrzymuję się w Jeziorku, miejscowości
położonej 3 km od Jedwabnego. Przy bramie jednego z gospodarstw stoi
starszy człowiek. Podchodzę do niego, chcę porozmawiać, czy coś wie
na temat sąsiedniej miejscowości. Wie i to dużo. Krótko rozmawiamy.
Podchodzą inni mieszkańcy wioski. Wszyscy są zgodni, że prezentowany
przez media obraz Jedwabnego jest krzywdzący i kłamliwy.
Godzina 11.40
Reklama
Tablica informuje mnie, że jestem na miejscu. Jadę bardzo wolno. Przejeżdżam rynek. Na chodnikach stoją małe grupy ludzi. Starsi wymachują rękami, młodzi uśmiechają się, jeszcze inni spacerują po ulicach spokojnie. Ot, taki niedzielny poranek. Zatrzymuję się. Wysiadam z samochodu. Od razu mogę usłyszeć słowa: "Kolejny dziennikarz. Dziś to już nam nie dadzą spokoju, przecież Biskup przyjeżdża, to wszyscy ciekawi, co powie". Podchodzę do starszych mężczyzn, przedstawiam się. Mówię, że jestem z Głosu Katolickiego. "Znamy, znamy. Czytamy tę gazetę, chociaż jedna chce nas bronić" - odpowiedział jeden ze zgromadzonych. "Panowie, to jak to było?" - zadałem bezpośrednie pytanie. "Proszę Księdza, zrobili z nas morderców, szaleńców. To telewizja, gazety. Powiedzieliśmy im prawdę, a oni i tak napisali, co chcieli" - oburzył się jeden z rozmówców. "My, którzy przeżyliśmy wojnę, to jesteśmy twardzi, nie damy sobie pluć w twarz, ale co winne są nasze dzieci, wnuki albo ci, którzy do Jedwabnego sprowadzili się niedawno?" - zapytał starszy człowiek.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Godzina 11.00
Zajeżdżam przed plebanię. Dzwonię do drzwi. Otwiera mi ks. kan. Edward Orłowski. Cieszy się z przyjazdu. Zaczynamy krótką rozmowę. W telegraficznym skrócie przedstawia mi sytuację, która ma miejsce od kilku tygodni w jego parafii. Przedstawia zeznania mieszkańców, dawnego księdza, wyraża swoją opinię. Widać, że jest zmęczony, czuje się, że toczy niesamowity bój z wrogami prawdy. On również, podobnie jak i mieszkańcy uważa, że media przedstawiają sytuację jednostronnie. Rozmawiamy o udziale Niemców w pamiętnej zbrodni z 11 lipca 1941 r. Jest ona pewna. Udział Niemców mocno podkreślają świadkowie tamtych wydarzeń. Prawdziwi świadkowie.
Godzina 11.10
Przyjeżdża bp Stanisław Stefanek z ks. prał. Tadeuszem Bronakowskim. Spokojna rozmowa. Kilka ogólnych uwag, kilka wskazań i udanie się do świątyni na Mszę św.
Godzina 11.25
Za pięć minut rozpocznie się Msza św. Do prezbiterium zbliżają
się licznie zgromadzeni dziennikarze. Kamery, aparaty fotograficzne,
mikrofony, dyktafony. Każdy szuka dla siebie odpowiedniego miejsca.
Zza pleców słyszę głos: "Ciekawe, jak Stefanek sobie poradzi?". Któryś
z dziennikarzy przeklina. - ktoś nadepnął mu na kabel. Rozpoczyna
się Msza św. Ktoś pyta mnie, czy może wejść z aparatem do preziterium.
Odpowiadam, że absolutnie nie. Posłuszny - zrezygnował.
Nadeszła chwila homilii. Logiczna analiza polskiej historii
w odniesieniu do prawd Pisma Świętego. Wszyscy zasłuchani. Dziennikarze
szukają w słowach Biskupa jakiejś sensacji. Czy znajdą? Zapewne tak.
Wystarczy tylko źle zinterpretować pewne zdania. Mój osąd po wysłuchaniu
homilii był jeden: spokojne, wielkopostne pouczenie.
Godzina 14.15
Wyjeżdżamy na rynek Jedwabnego. Potem na miejsce tragedii,
gdzie znajduje się kamień upamiętniający tamto wydarzenie. Są dziennikarze,
są pytania. Najważniejsza jest jednak chwila modlitwy. Skupienie.
Nie wszyscy potrafią się zachować. Dziennikarze głośno wyrażają swoje
myśli, co napiszą, komu dadzą zdjęcia. Po modlitwie wracamy. Pożegnanie.
Po powrocie siadam w redakcji i zastanawiam się nad jednym:
jak mogą pisać o religijnych uroczystościach ludzie-dziennikarze,
którzy o katolicyźmie, o religii naprawdę nic nie wiedzą? Na drugi
dzień mogłem się przekonać, że mogą. Jak? Pożal się Boże.