Misje rozpoczęły się w Indonezji już w XVI w., ale potem była bardzo długa przerwa na skutek zamieszek wojennych. Ich oficjalne rozpoczęcie datuje się na 1913 r. Mimo, iż chrześcijaństwo
jest tam młode, cieszy się bardzo dużą liczbą powołań. Właśnie tam znajduje się największe seminarium misyjne na świecie, kształcące ok. 400 kleryków, wyświęcające rocznie 40-50 neoprezbiterów. Najwięcej
powołań mają werbiści.
Praca misjonarzy (ostatnio przeważają świeccy) naprawdę nie jest łatwa, gdyż kraj jest w 90% muzułmański. Katolików jest tylko ok. 6 mln. Na szczęście żyjący tam muzułmanie nie są fundamentalistami,
lecz bardziej liberalnymi - sumitami. Kleryk Wicek słysząc o zapleczu misyjnym w Polsce, nie mógł uwierzyć, że misje wspierają zwykli, wcale nie bogaci, ludzie. Już podczas pierwszych
dni pobytu w Polsce zrozumiał, że to prawda.
Święta w Indonezji obchodzone są według kalendarza juliańskiego. Nawet muzułmanie szanują czas katolickich świąt i wówczas również nie pracują. Tamtejsi katolicy nie mają opłatków.
Dopiero 10 lat temu u Wicka w domu pojawiła się choinka. U niektórych jest w zamian drzewo bananowe, czasem palma. Od niedawna znane są szopki. "Święta są niesamowite
- mówi. - Jeśli uda nam się zebrać całą rodziną, gramy na instrumentach i śpiewamy kolędy".
* * *
Wraz z klerykiem Wincentym przyjechał do Rzeszowa główny organizator spotkania przyjaciół misji - o. Wiesław Dudar. Urodził się w Kietrzu, na Śląsku Opolskim. Święcenia kapłańskie
przyjął 10 lat temu. Najpierw wyjechał do Azji, później do Papui Nowej Gwinei. Od 5 lat pracuje w referacie misyjnym w Pieniężnie. Obecnie jest jego dyrektorem. Z przyjaciółmi
misji często dzieli się doświadczeniem pracy w Papui Nowej Gwinei.
Tamtejsza populacja, żyjąca na antypodach, licząca ok. 6 mln, zamieszkuje kraj o powierzchni pół raza większej od Polski. Porozumiewa się w sumie 750 - 900 językami i dialektami.
Nie ma tam świadomości narodowej, lecz wyłącznie klany. Język urzędowy - neomelanezyjski (mieszanka europejskich) jest prosty gramatycznie, ale skomplikowany od strony intonacji.
"Pracowałem na wybrzeżu w archidiecezji Madang, w stacji misyjnej Bogija, a potem w samym sercu Nowej Gwinei - Porgera - wspomina o. Wiesław. - Znajdująca
się tam kopalnia złota przyczyniła się do utworzenia «państwa w państwie», w którym pracowało ok. 2 tys. ludzi. Oni zawsze mieli prąd, wodę, telewizję, a nawet
bramę otwieraną na fotokomórkę. To było bardzo źle postrzegane przez ubogich. Czarnoskórzy żyjący w tej «złotej klatce» bali się. Biała dyrekcja nie pozwalała odprawiać dla nich Mszy
św. Bardzo źle traktowano pracowników, płacąc im byle czym, np. żyletkami do golenia, nie tłumacząc co to jest".
Niewątpliwie jest to kraj ubogi, ale też Gwinejczycy wielu rzeczy nie znając, nie tęsknią za nimi. Duży trud sprawiał o. Dudarowi ograniczony dostęp do prądu, np. przez 2 godziny dziennie,
do wody, której było tylko tyle, "co z nieba spadło", i to trzeba było jeszcze przegotować. Ale jak twierdzi misjonarz, życie było proste, człowiek zawsze wyspany. Dzień zaczynał
się bardzo wcześnie, ale też wcześnie kończył.
Podobnie jak kleryk Wincenty, o. Wiesław twierdzi, iż całą cywilizację Papua zawdzięcza Kościołom. Katolicki stanowi ok. 30%, mocny jest też luterański i anglikański i wszystkie
trzy mają dobrą nić porozumienia. Niestety nie brakuje sekt. W konstytucji jest zapis, że Papua Nowa Gwinea jest krajem chrześcijańskim i chce żyć według tych zasad. Cała elita polityczna
kończyła szkoły prowadzone głównie przez liczne, katolickie zgromadzenia zakonne. Młode pokolenie potrafi czytać i pisać. Nad przekonaniem starszych do tego, że warto to umieć, pracują misjonarze.
Obecnie nauczyciele szkół podstawowych to przeważnie tubylcy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu