Kilka lat temu Ksiądz Proboszcz, zachwycając się położeniem miasta, pomyślał, że byłoby cudownie w te piękne obrazy natury wsączyć muzykę, która rodziła się z natchnienia obcowania
z przyrodą. Swoją wizją podzielił się z dyrekcją Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy. Pomysł został zaakceptowany. Na scenę wybrano prom nieszawski, który jest lokalną
osobliwością, magnesem przyciągającym rzesze turystów, jednym z ważniejszych elementów uroku miasta.
„Capella Bydgostiensis” zasiadła na nim już po raz trzeci. Widownią tradycyjnie jest nabrzeże. Podczas pierwszej edycji koncertu zabrzmiała Muzyka na wodzie J. F. Haendla. Nie mogło być
inaczej, wszak została skomponowana dla takiej jak nieszawska scenerii. Ks. W. Sowa, oglądając film z tej imprezy, nakręcony amatorską kamerą, mógł przypatrzeć się życiu, które toczyło się
obok pływającej sceny: „Fruwały ptaki, roje motyli, woda w Wiśle płynęła leniwie, słońce prażyło. Pomyślałem, to jest wspaniała ilustracja do Czterech pór roku A. Vivaldiego”. I rzeczywiście
ten utwór zabrzmiał rok temu. Kiedy jednak rozpoczął się koncert, zaczął padać deszcz. Wznowiony w kościele farnym już bez przeszkód został doprowadzony do końca. „Myślałem, że ta pospieszna
ewakuacja z przystani promowej do świątyni zniechęci widzów, ale nie. Muszę powiedzieć, że impreza ściąga coraz więcej słuchaczy i to nie tylko z okolic Nieszawy czy Ciechocinka,
również z Włocławka, Torunia, spod Lipna” - dodaje zadowolony Ksiądz Proboszcz. W tym roku organizatorzy także z niepokojem spoglądali w górę. Wiał
silny wiatr, niebo było zachmurzone, temperatura nie najwyższa. - „Na chwilę przez te kłęby chmur przecisnęło się słońce, ożyły wtedy kolory, zieleń stała się bardziej soczysta, a wielka
«łacha» piachu, jaka się usypała na środku Wisły, przemówiła barwą świeżo odkrytego złota. To wszystko w połączeniu z muzyką dało niesamowity efekt” - wspomina
ks. W. Sowa. Mimo obaw koncert odbył się bez zakłóceń.
Artyści z „Capelli Bydgostiensis” pod dyrekcją Waldemara Kośmiei uraczyli zgromadzoną publiczność muzyką Haendla, Charpentiera, Mozarta, Bramsa i Straussów. Było
i dostojnie, i tanecznie. Kiedy pod koniec imprezy zabrzmiały walce i polki, nieco zziębnięci widzowie zaczęli podrygiwać. Koncert rozpoczął się o godz. 19.00,
kończył - pod ciemnogranatowym już niebem... Wszyscy uczestnicy mieli świadomość niepowtarzalności tej chwili.
Być może w przyszłym roku uda się Księdzu Proboszczowi zrealizować kolejne marzenie. Chciałby, aby sympatycy sierpniowych koncertów w Nieszawie usłyszeli Sonatę księżycową L.
Beethovena, oczywiście w odpowiedniej do tego scenerii.
Pomóż w rozwoju naszego portalu