Reklama

Ofensywa przeciw laicyzacji

Niedziela warszawska 45/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nie możemy się zgodzić bowiem na to, by Polska i cała Europa przyjęła skrajnie laicki model ustrojowy, który spycha chrześcijaństwo poza obręb życia publicznego.

Rozmowa z Kazimierzem Michałem Ujazdowskim, wiceprezesem Prawa i Sprawiedliwości

Jan Ośko: - Czy marszałek Józef Piłsudski byłby zachwycony dzisiejszym położeniem Polski w jednoczącej się Europie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Kazimierz Ujazdowski: - Po pierwsze, myślę, że świat, w którym działał Józef Piłsudski był światem tradycyjnej dyplomacji i suwerenności narodowej pojmowanej jeszcze w rozumieniu wieku XIX. Warto przypomnieć, że Piłsudski był rzecznikiem koncepcji federacyjnych i konfederacyjnych takich, które dawały Rzeczypospolitej rolę kluczową. Na tym polegała koncepcja skupienia wokół Polski narodów Europy Wschodniej. Cały ten świat legł jednak w gruzach w 1939 r. Z kilku wspomnień, między innymi Hermana Rauschninga, wynika, że Piłsudski już we wczesnym okresie rządów Adolfa Hitlera miał wspaniałą intuicję w sprawie destrukcyjnej roli nazizmu. Jednak nie mógł przewidzieć ani skali zbrodni popełnionych w czasie II wojny światowej, ani późniejszej reakcji w postaci integracji Europy Zachodniej. Dziś na pewno byłby zasmucony kryzysem polityki polskiej, tym, że trzeba się upominać, by respektowana była zasada suwerenności. Byłby zdruzgotany faktem, że istotna część elit politycznych i urzędniczych działających w obszarze polityki zagranicznej po prostu zaniedbuje polską rację stanu. Byłby tym nie tylko zasmucony, ale i zatrwożony.

- Piłsudski był w pewnym okresie swojej działalności, o czym Pan wspomniał, zwolennikiem koncepcji mocarstwowej, skończyło się to klęską. Dzisiaj część polskich polityków także miała podobne zapędy. Mieliśmy mieć prawie tyle samo głosów, co Niemcy, a zdaje się, że to nie jest realne.

- Nie widzę tutaj analogii. Polityka wschodnia Józefa Piłsudskiego zakończyła się niepowodzeniem, klęska to słowo zbyt duże. Jednak była to polityka, która dała nam na dwadzieścia lat bezpieczną granicę na wschodzie. Rzeczywiście, nie udał się plan zbudowania wielkiej federacji narodów Europy Wschodniej, gwarantującej wolność i niepodległość, w obliczu zagrożenia rosyjskiego. Można dzisiaj dyskutować nad aktualnością idei wiązania z Rzecząpospolitą aspiracji białoruskich, ukraińskich czy litewskich. Pamiętam czasy nieodległe, gdy jeszcze w 1987 r. Stefan Kisielewski pisał, że niepodległość Ukrainy jest tylko prometejską mrzonką, że Rosja nie może istnieć bez Ukrainy. Stało się inaczej. Absolutnie nie wiązałbym niepowodzeń Józefa Piłsudskiego na Wschodzie z problemami współczesnej polityki polskiej. Traktat z Nicei jest traktatem dobrym dla Rzeczypospolitej, odstępstwo od niego jest szkodliwe zarówno z punktu widzenia interesów Rzeczypospolitej, jak i zasady solidarności w Europie. Powinniśmy walczyć do końca, aby te dobre dla Polski rozwiązania zachować. Zarówno zasada suwerenności narodowej, jak i szacunek dla praw obywatelskich przemawiają za tym, aby ratyfikacja nowego traktatu odbyła się w formie ogólnonarodowego referendum. Prawo i Sprawiedliwość uważa, że Polacy powinni odrzucić traktat, jeśli zawierać on będzie rozwiązania antychrześcijańskie i sprzeczne z interesem Rzeczypospolitej. Siła Polski wyraża się w poparciu dla idei referendum. Żyjemy w momencie, w którym na długie lata rozstrzyga się pozycja Polski w Unii Europejskiej. Konstytucja dla Europy nie wejdzie w życie bez akceptacji Polaków. Dlatego też od nas zależy, jaki będzie ostateczny kształt traktatu i tym samym kształt Unii Europejskiej. Wiele wskazuje na to, że opinia publiczna jest zainteresowana rozstrzygnięciem tej kwestii w trybie bezpośrednim. Za sprawą nacisków z jej strony nawet ten rząd musiał dokonać reorientacji swojej polityki.

Reklama

- Odejście od postanowień Nicei, bezpośrednio przekłada się na władzę i wpływy w Unii Europejskiej. Czy nie obawia się Pan wzrostu dominacji niemieckiej w Europie?

- Oczywiście, że się tego obawiam. Obawiam się nie tylko zrywającego z Niceą systemu podejmowania decyzji, ale także elementów centralizmu, czyli przesuwania kolejnych kompetencji na szczebel unijny. Bardzo krytycznie oceniam preferencje dla byłych ziem NRD przy bardzo oszczędnych zobowiązaniach dla krajów kandydujących.
Powtarzam raz jeszcze, nawet w pojedynkę jesteśmy w stanie doprowadzić do tego, aby złe rozwiązania w projekcie konstytucji Valerego Giscard d’Estaing odrzucić. Musimy to zrobić, nie w imię izolacji, nie w imię strategii oblężonej twierdzy, ale w imię poszerzania naszych wpływów w Europie, aby zająć kluczowe miejsce wśród krajów Starego Kontynentu. Nikt nie ma prawa zmusić Polaków do tego, aby zaakceptowali w referendum niekorzystny dla nas traktat.
Gdyby stało się tak, że Leszek Miller, wbrew swoim aktualnym deklaracjom, podpisze traktat niedobry pod względem cywilizacyjnym i niekorzystny dla interesów Rzeczypospolitej, to powinniśmy ten traktat odrzucić w referendum.
Jestem przekonany, że przeciwnicy chrześcijaństwa, przeciwnicy Europy solidarnej, obawiają się głosu polskiej opinii publicznej. Liczą na to, że konstytucja zostanie przyjęta w warunkach obywatelskiej obojętności i braku zainteresowania.

- W Polsce takich przeciwników również nie brakuje.

- To oczywiste, zważywszy na ostatnią inicjatywę Sojuszu Lewicy Demokratycznej w sprawie legalizacji aborcji i prawnego uznania związków homoseksualnych. Ale powtórzmy raz jeszcze: nowy traktat konstytucyjny UE nie będzie obowiązywał bez zgody Polaków. Nie będzie obowiązywał bez naszej zgody ani w Polsce, ani w całej Unii Europejskiej.
Nasz sprzeciw jest zatem wyrazem obrony praw wszystkich chrześcijan żyjących w Europie. Nie możemy się zgodzić bowiem na to, by Polska i cała Europa przyjęła skrajnie laicki model ustrojowy, który spycha chrześcijaństwo poza obręb życia publicznego.

- Ale na ile poważni są nasi partnerzy w Europie, jeśli podpisują w Nicei traktat, a za chwilę ważne zapisy tam zawarte przestają mieć moc prawną?

- Powinniśmy zrozumieć, że świat, w którym żyjemy wymaga gotowości do obrony podstawowych wartości w każdej chwili. To jest świat, gdzie nie możemy być pewni, że rzeczy, które w Polsce obroniliśmy, np. respekt dla praw rodziny, ochronę życia od chwili poczęcia, okażą się trwałe. Najlepszym przykładem jest inwazja SLD, o której mówiliśmy. Mamy do czynienia ze światem labilnym, szalenie dynamicznym, z politykami, którzy nie mają autorytetu i poglądów założycieli wspólnot europejskich, takich jak Adenauer czy Schuman. Europa jest zdominowana przez krótkoterminową politykę wyborczą. Nie możemy się dziwić, że świat, w którym żyjemy jest pełen niemiłych zaskoczeń. Z lekcji wynikającej z zakrętu nicejskiego płynie wniosek, że trzeba w Unii Europejskiej zachowywać pozycje podmiotową i stanowczą. Nie godzić się z dyktatem silnych, ani z obecnymi tendencjami kulturowymi. Polska ma do odegrania w tej mierze dużą rolę w Europie. W przyszłości stale będziemy mierzyć się z poważnymi problemami.

- Jakich problemów Pan się spodziewa?

- W 1979 r., gdy Papież mówił na placu Zwycięstwa, że nie ma sprawiedliwej Europy bez niepodległej Polski, bardzo niewielu wierzyło w możliwość wyzwolenia spod dyktatury komunistycznej. Okazało się jednak, że rację miał Jan Paweł II. Nie mieli racji marksiści mówiący, że prawidła ekonomiczne są ważniejsze od wolności człowieka i wolności narodów. Dziś mylą się rzecznicy prostego liberalizmu, którzy przyznają czynnikom siłowym i ekonomicznym pozycji ekonomicznej rolę kluczową. Jako narodowy optymista wierzę, że Polska będzie potrafiła przezwyciężyć obecne trudności, uzyska wysokie miejsce w Europie i wpłynie na ideowy kształt Starego Kontynentu.

- Czym kieruje się Unia Europejska, gdy odrzuca zdecydowanie wartości chrześcijańskie? Jaka ideologia wchodzi w to miejsce? Czy nie jest to czysty makiawelizm? Władza dla samej władzy.

- W zamyśle Giscarda d’Estaing i polityków francuskich jest to władza na rzecz skrajnie laickiej koncepcji człowieka i społeczeństwa. Czy to jest makiawelizm? Makiawelizm był czymś innym, zakładał rozdzielenie polityki od moralności. W przypadku europejskiego socjalizmu mamy do czynienia z czymś więcej, z narzuceniem destrukcyjnych idei polityce i społeczeństwu.
Mamy do czynienia z ideologiczną wrogością wobec chrześcijaństwa. To nie są politycy przywiązujący wagę wyłącznie do kategorii siły.

- Wielu moich znajomych widząc, jakie tendencje zwyciężają w Unii Europejskiej, twierdzi, że dzisiaj nie zrobiliby tego błędu i nie oddali głosu na tak. Unia, co innego mówiła przed referendum, co innego teraz. Pan głosował na tak. Nie czuje Pan rozgoryczenia?

- Głosowaliśmy na tak, mówię o stanowisku Prawa i Sprawiedliwości, w przekonaniu, że Unia jest dla nas dodatkowym czynnikiem bezpieczeństwa i daje możliwości rozwoju. W żadnym wypadku nie zakładaliśmy, że będzie to droga łatwa. Jest to wyjście lepsze niż izolacja „pod mostem” Unii Europejskiej i Rosji. To, jak obecność w Unii wykorzystamy, zależy od nas samych. Kaca mogą mieć ci, którzy ulegli euroentuzjazmowi. A byli tacy, którzy sądzili, że z chwilą wejścia do Unii Europejskiej problemy polskie znikną, Unia rozwiąże je za nas i znajdziemy się w nowym lepszym świecie. Nie znajdzie Pan ani jednego zdania w dokumentach PiS-u, które wskazywałoby na taką naiwną euroentuzjastyczną perspektywę.
Jednak Pana pytanie dotyczy istotniejszego problemu. To jest pytanie o ofensywność i aktywność polskiej polityki. Obóz pesymistyczny składa się z dwóch części. Należą do niego ci, dla których integracja europejska ma zdegradować państwo polskie i tradycyjne wzorce życia społecznego. Gdy czyta się deklarację lewicowych intelektualistów podpisaną przez Jerzego Szackiego, Marię Janion, Kingę Dunin, to widać, że dla nich UE ma po prostu zastąpić Polskę. W obozie pesymistycznym znajdują się również ci, którzy w obawie przed światem zewnętrznym gotowi są skazać nas na izolację. Dziś natomiast potrzeba nam ofensywnej polityki polskiej polegającej na stanowczej walce w obronie polskich interesów. To nie jest zadanie łatwe.
Lekcja z polityki Piłsudskiego i Dmowskiego zawiera w sobie wezwanie do polityki ofensywnej. To byli ludzie, którzy pokazywali, że wbrew okolicznościom zastanym, wbrew niekorzystnemu dla Polski układowi sił, osiągnąć można dużo, gdy się jest stanowczym, wytrwałym i cierpliwym.

- Dziękuję za rozmowę.

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kryzys powołań czy kryzys powołanych?

Tę wspólną troskę o powołania powinno się zacząć nie tylko od tygodniowego szturmowania nieba, ale od systematycznej modlitwy.

Często wspominam pewną rozmowę o powołaniu. W czasach gdy byłem rektorem seminarium, poprosił o nią młody student. Opowiedział mi trochę o sobie, o dobrze zdanej maturze i przypadkowo wybranym kierunku studiów. Zwierzył się jednak z największego pragnienia swojego serca: że głęboko wierzy w Boga, lubi się modlić, że jego największe pasje dotyczą wiary, a do tego wszystkiego nie umie uciec od przekonania, iż powinien zostać księdzem. „Dlaczego więc nie przyjdziesz do seminarium, żeby choć spróbować wejść na drogę powołania?” – zapytałem go trochę zdziwiony. „Bo się boję. Gdyby ksiądz rektor wiedział, jak się mówi u mnie w domu o księżach, jak wielu moich rówieśników śmieje się z kapłaństwa i opowiada mnóstwo złych rzeczy o Kościele, seminariach, zakonach!” – odpowiedział szczerze. Od tamtej rozmowy zastanawiam się czasem, co dzieje się dziś w duszy młodych ludzi odkrywających w sobie powołanie do kapłaństwa czy życia konsekrowanego; z czym muszą się zmierzyć młodzi chłopcy i młode dziewczyny, których Pan Bóg powołuje, zwłaszcza tam, gdzie ziemia dla rozwoju ich powołania jest szczególnie nieprzyjazna. Kiedy w Niedzielę Dobrego Pasterza rozpoczniemy intensywny czas modlitwy o powołania, warto zacząć nie tylko od analiz dotyczących spadku powołań w Polsce, od mniej lub bardziej prawdziwych diagnoz tłumaczących bolesne zjawisko malejącej liczby kapłanów i osób życia konsekrowanego, ale od pytania o moją własną odpowiedzialność za tworzenie przyjaznego środowiska dla wzrostu powołań. Zapomnieliśmy chyba, że ta troska jest wpisana w naturę Kościoła i nie pojawia się tylko wtedy, gdy tych powołań zaczyna brakować. Kościół ma naturę powołaniową, bo jest wspólnotą ludzi powołanych przez Boga, a jednocześnie jego najważniejszym zadaniem jest, w imieniu Chrystusa, powoływać ludzi do pójścia za Bogiem. Ewangelizacja i troska o powołania są dla siebie czymś nieodłącznym, a odpowiedzialność za powołania dotyczy każdego człowieka wierzącego. Myśląc więc o powołaniach, zacznijmy od siebie, od osobistej odpowiedzi na to, jak ja sam buduję klimat dla rozwoju swojego i cudzego powołania. Indywidualna i wspólna troska o powołania nie może wynikać z negatywnych nastawień. Mamy się troszczyć o powołania nie tylko dlatego, że bez nich nie uda nam się dobrze zorganizować Kościoła, ale przede wszystkim z tego powodu, iż każdy człowiek jest powołany przez Boga i potrzebuje naszej pomocy, aby to powołanie rozeznać, mieć odwagę na nie odpowiedzieć i wiernie je zrealizować w życiu.

CZYTAJ DALEJ

Św. Agnieszko z Montepulciano! Czy Ty rzeczywiście jesteś taka doskonała?

Niedziela Ogólnopolska 16/2006, str. 20

wikipedia.org

Proszę o inny zestaw pytań! OK, żartowałam! Odpowiem na to pytanie, choć przyznaję, że się go nie spodziewałam. Wiesz... Gdyby tak patrzeć na mnie tylko przez pryzmat znaczenia mojego imienia, to z pewnością odpowiedziałabym twierdząco. Wszak imię to wywodzi się z greckiego przymiotnika hagné, który znaczy „czysta”, „nieskalana”, „doskonała”, „święta”.

Obiektywnie patrząc na siebie, muszę powiedzieć, że naprawdę jestem kobietą wrażliwą i odpowiedzialną. Jestem gotowa poświęcić życie ideałom. Mam w sobie spore pokłady odwagi, która daje mi poczucie pewnej niezależności w działaniu. Nie narzucam jednak swojej woli innym. Sądzę, że pomimo tego, iż całe stulecia dzielą mnie od dzisiejszych czasów, to jednak mogę być przykładem do naśladowania.
Żyłam na przełomie XIII i XIV wieku we Włoszech. Pochodzę z rodziny arystokratycznej, gdzie właśnie owa doskonałość we wszystkim była stawiana na pierwszym miejscu. Zostałam oddana na wychowanie do klasztoru Sióstr Dominikanek. Miałam wtedy 9 lat. Nie było mi łatwo pogodzić się z taką decyzją moich rodziców, choć było to rzeczą normalną w tamtych czasach. Później jednak doszłam do wniosku, że było to opatrznościowe posunięcie z ich strony. Postanowiłam bowiem zostać zakonnicą. Przykro mi tylko z tego powodu, że niestety, moi rodzice tego nie pochwalali.
Następnie moje życie potoczyło się bardzo szybko. Założyłam nowy dom zakonny. Inne zakonnice wybrały mnie w wieku 15 lat na swoją przełożoną. Starałam się więc być dla nich mądrą, pobożną i zarazem wyrozumiałą „szefową”. Pan Bóg błogosławił mi różnymi łaskami, poczynając od daru proroctwa, aż do tego, że byłam w stanie żywić się jedynie chlebem i wodą, sypiać na ziemi i zamiast poduszki używać kamienia. Wiele dziewcząt dzięki mnie wstąpiło do zakonu. Po mojej śmierci ikonografia zaczęła przedstawiać mnie najczęściej z lilią w prawej ręce. W lewej z reguły trzymam założony przez siebie klasztor.
Wracając do postawionego mi pytania, myślę, że perfekcjonizm wyniesiony z domu i niejako pogłębiony przez zakonny tryb życia można przemienić w wielki dar dla innych. Oczywiście, jest to możliwe tylko wtedy, gdy współpracujemy w pełni z Bożą łaską i nieustannie pielęgnujemy w sobie zdrowy dystans do samego siebie.
Pięknie pozdrawiam i do zobaczenia w Domu Ojca!
Z wyrazami szacunku -

CZYTAJ DALEJ

Kim była Helena Kmieć?

2024-04-20 16:02

[ TEMATY ]

Helena Kmieć

Fundacja im. Heleny Kmieć

Świecka misjonarka Helena Kmieć została zamordowana w Boliwii

Świecka misjonarka Helena Kmieć została zamordowana w Boliwii

Rozpoczyna się proces beatyfikacyjny świeckiej misjonarki i wolontariuszki Heleny Kmieć, zamordowanej 24 stycznia 2017 r. podczas misji w Cochabambie w środkowej Boliwii. Zginęła od ciosów nożem podczas napadu na ochronkę dla dzieci. W chwili śmierci miała zaledwie 25 lat. - Ona pokazuje, że w XXI w. świętość ludzi młodych jest możliwa i jest realna - mówi KAI przewodniczący Rady KEP ds. Duszpasterstwa Młodzieży bp Grzegorz Suchodolski. W piątek 10 maja o godz. 10.00 w Kaplicy pałacu Arcybiskupów Krakowskich odbędzie się pierwsza sesja trybunału, która tym samym oficjalnie rozpocznie proces wyniesienia Heleny na ołtarze.

Kim była Helena Kmieć?

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję