Mariusz odnalazł sens życia. Mówi i myśli o jednym. Swoją prawdę
głosi każdemu, kogo spotka, bardzo pragnie się nią dzielić. Najtrudniej
jest jednak z rodzicami, nie dlatego jednak, by byli nietolerancyjni
wobec jego nowej religii. Przeciwnie, bardzo chwalą nową postawę
ich syna - rzeczywiście bardzo chrześcijańską. Doceniają także oddanie
Jezusowi, jego osobistemu Panu i Zbawicielowi. Ale mimo wszystko
nie chcą przestać chodzić do kościoła...
Mariusza ten ich uparty katolicyzm doprowadza do szału.
Mówi, że wystarczy Jezus i nie potrzeba żadnych pośredników, że Kościół
nie jest konieczny. A nawet więcej, trzeba wręcz porzucić apokaliptyczną
Bestię, która tylko żeruje na ludzkiej słabości, wykorzystuje biblijną
ignorancję katolików. Watykan zresztą szczególnie dba o tę ignorancję,
by nie stracić dochodów. Mariusz ma zawsze pod ręką opowieść, jak
to pewien ksiądz odradzał czytanie Biblii, która kogoś nieprzygotowanego
może sprowadzić na manowce.
Kościół katolicki usilnie zachęca do karmienia się Słowem
Bożym! Mariusz nie chce jednak przyjąć tego do wiadomości. Nie przestaje
przekonywać, że do życia wiarą wystarczy sama Biblia, gdyż tam jest
wszystko napisane. Gdzie więc - pyta - mówi się w Biblii o czci
obrazów albo o kulcie Matki Bożej lub obchodzeniu Bożego Narodzenia?
I z triumfalnym błyskiem w oku czeka na odpowiedź, którą zresztą
zna. Dyskutant musi bowiem przyznać, że istotnie Ewangelia o tych
sprawach nie wspomina.
Ale gdzie jest napisane, że chrześcijanie mają wyłącznie
kierować się Biblią?! Bo o kontynuowaniu tradycji, owszem, jest mowa (
por. 2 Tes 2, 15).
Mariusz znowu jakby nie słyszał. Protestancka "sola Scriptura" (
łac. "tylko Pismo") jest dla niego tak niepodważalnym dogmatem, że...
nawet Pismo nie może mu zaprzeczyć. Jakżeż bowiem mógłby uznać piękno
i prawdę Tradycji? Wówczas musiałby zwrócić się do Kościoła, który
jest tej Tradycji strażnikiem, a jednocześnie ją rozwija. To właśnie
Pismo podkreśla (por. J 16, 25), że ono samo nie może wystarczyć,
że konieczny jest Duch Święty, oświecający ludzki umysł. Jeden umysł
oświeci tak, a inny inaczej, następne pokolenie wniesie do bogatej
już spuścizny jeszcze inne prawdy. I w ten sposób powstaje Tradycja,
która nie przekreśla tego, co było, ale przeciwnie, buduje na solidnym
fundamencie.
Ale niestety, to jest właśnie znienawidzony przez Mariusza
Kościół. Ten sam, który stworzył krwawe krucjaty i nie mniej krwawą
inkwizycję. Na taki Kościół Mariusz się zgodzić nie może, zapominając,
że również protestanckie denominacje nie są wolne od grzechów. Że
to właśnie w krajach protestanckich najwięcej "czarownic" spalono,
że w wojnach religijnych bynajmniej nie były stroną wyłącznie pokrzywdzoną.
Tylko że to właśnie Piotr - ten pierwszy i ten ostatni
- umiał dostrzec swoje błędy, swoje zaparcie się Mistrza. Chrystus
zaś aż po trzykroć pyta się, niczego nie wypominając: "Czy kochasz
Mnie?". A jednak Piotr wyczuwa w głosie Pana żal, skargę, ból. I
chyba nigdy z taką wyrazistą oczywistością nie dostrzegł swojej słabości
i chwiejności jak wtedy, gdy odpowiedział: "Panie, Ty wszystko wiesz" (
por. J 21, 15).
Przepraszając Żydów, prosząc o wybaczenie protestantów,
a ostatnio w Grecji także prawosławnych współczesny Piotr bierze
na swoje barki odpowiedzialność za dwa tysiąclecia. I być może jest
to ciężar porównywalny do tego, który spoczął na pierwszym Apostole.
A jednak lekkie to brzemię, skoro dzięki temu trwa miłość
do Chrystusa. I jest to miłość, którą Piotr jakby rozdaje Jezusowym
owcom i barankom. Tylko on usłyszał: "Paś owce moje. Paś baranki
moje" (por. J 21, 16).
Czy więc wystarczy sam Jezus i Biblia, która o Nim mówi?
O tak, bo właśnie Biblia pokazuje, że do Jezusa prowadzi
pasterz. Na pytanie: "Czy i wy chcecie odejść?" to właśnie Piotr
odpowiada: "Panie do kogóż pójdziemy?" (por. J 6, 67-68).
Pomóż w rozwoju naszego portalu