Elżbieta Przygoka: - Jest Pan autorem rzeźby Prymasa Stefana Wyszyńskiego w Pierzchnicy. Jest to nowe spojrzenie artysty na dość znany temat. Co skłoniło Pana do takiego przedstawienia postaci?
Józef Sobczyński: - Oferta konkursowa Towarzystwa Przyjaciół Pierzchnicy była bardzo interesująca. Wpłynęło kilka projektów, przyjęto mój. W założeniu miał być to pomnik realistyczny.
- Ale Pana spojrzenie wnosi coś nowego. Postać wyobraża nie tylko męża stanu, ale też kapłana pełniącego rolę służebną wobec wiernych. Warto tu przywołać zdanie Księdza Prymasa skierowane do elit intelektualnych, artystów: „Wy macie być jak pies, który liże rany, a nie jak ten, który rany zadaje”. Czy Pana posąg ujmuje i ten aspekt postaci Prymasa?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- „Mój Prymas” dostojnie siedzi w fotelu, pełen zadumy i godności. Przed chwilą wypowiedział „Non possumus” - surowy i nieugięty. Ale ten człowiek, kapłan, przeczuwa jakie pociągnie to za sobą skutki, jakie ważne zadanie czeka wszystkich: duchowieństwo, wiernych...
- Rzeźba jest ogromna, jak zdołał ją Pan wykonać?
- Pomnik realizowałem w kamieniu pińczowskim. To wspaniały i wdzięczny materiał. Przenosiłem punkty z modelu na kamień. Dzięki pomocy Dyrekcji „Plastyka”, gdzie pracuję jako nauczyciel rzeźby, mogłem w czasie wakacji wykonać model z gipsu w skali 1: 1.
Reklama
- Wiem, że Pańskie dzieci również parają się sztuką. Jak układają się relacje w Waszej rodzinie, w której mieszka kilku artystów?
- Pomnik realizowałem z synem Pawłem, studentem V roku konserwacji rzeźby ASP w Warszawie. Dużo mi pomógł. A stosunki w rodzinie? - pełna harmonia.
- Jak mieszkańcy Pierzchnicy przyjęli rzeźbę?
- Chyba im się podoba i zaakceptowali moją „wersję” Prymasa. W trakcie pracy ukradkiem podglądali nas, nawet wytknięto mi, że nie wyrzeźbiłem sygnetu, co oczywiście uzupełniłem. Chciałbym naszą rozmowę zakończyć pewną sentencją: Pomnik dla rzeźbiarza jest jego porażką lub spełnieniem. To trwały ślad na ziemi.
- Dziękuję za rozmowę.