Reklama

Polska

Abp Hoser: kobieta po aborcji uzyska przebaczenie

Kobiety, które dokonały aborcji, usłyszą w konfesjonale: "Twoje grzechy zostały odpuszczone", a uzyskanie rozgrzeszenia jest bardziej dostępne w Roku Miłosierdzia, bo każdy spowiednik ma prawo uwolnić od tego - stwierdza w wywiadzie dla KAI abp Henryk Hoser. Biskup warszawsko-praski przypomina o swoistym last minute dla spowiadających się, gdyż Jubileusz Miłosierdzia dobiega końca. Charakteryzuje też polskie sumienia, mówi o sekularyzacji z jednej i pogłębieniu wiary z drugiej strony, przeciwnych tendencjach, które można zaobserwować dziś w Polsce.

[ TEMATY ]

wywiad

abp Henryk Hoser

Artur Stelmasiak

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Alina Petrowa-Wasilewicz, KAI: Zna ks. Arcybiskup różne narody - Polaków, Francuzów, Włochów, Afrykanów. Czy istnieje jakaś narodowa specyfika, czy można w ogóle ułożyć jakąś "mapę grzechu"?

Reklama

- Grzech jest efektem uszkodzonej przez grzech pierworodny natury ludzkiej, jest uniwersalny. Na przykład potrójna pożądliwość: ciała, oczu i pychy żywota jest cechą całej ludzkości, występuje we wszystkich krajach i szerokościach geograficznych, podobnie jak siedem grzechów głównych. Jednak niewątpliwie pewne kraje mają specyfikę grzeszności, wynikającą z ich kultury zbiorowej, narodowej. Pewne ludy i narody mają większe skłonności do określonych grzechów, gdyż rozmaite zachowania uwarunkowane są historycznie i bez spojrzenia na historię tych krajów trudno dojść do wiążących wniosków.
Bez wątpienia eugenika, związana z płcią, mordowanie nienarodzonych dziewczynek - to cecha azjatycka, występuje w Indiach i Chinach. Rodzice chcą mieć synów, dziewczynki są mordowane. W efekcie doprowadziło to do braku demograficznej równowagi między płciami, już występują ogromne niedobory kobiet w pokoleniu, w którym zaczęto stosować zabójstwa prenatalne kobiet.
Podobnie z korupcją - jest zjawiskiem powszechnym, ale znacznie potężniejszym w państwach, które są słabe. Wiele z nich są głównymi inspiratorami korupcji, co prof. Michel Schooyans nazwał kleptokracją, czyli rządami złodziei, którzy żyją okradając swoich obywateli.
Ale w zglobalizowanym świecie grzechy też się globalizują. Na przykład Afryka miała i ma do dziś ogromny szacunek do życia, dzietność jest tam najwyższa, gdyż dziecko uważane jest za najwyższe dobro, jakie jest dostępne dla każdego małżeństwa i rodziny, a człowiek uważa, że realizuje się przekazując życie. Ale pod wpływem globalnej, konsumpcyjnej kultury, która dociera także na Czarny Kontynent, następuje relatywizacja życia ludzkiego i problemy i procesy, które zachodzą w krajach technicznie rozwiniętych, zaczynają przenikać do krajów afrykańskich poprzez media, narzucanie wzorców, programy antynatalistyczne organizacji międzynarodowych, uzależniających pomoc ekonomiczną od wprowadzenia aborcji i rozprowadzania środków antykoncepcyjnych.

- Mówi ks. Arcybiskup o globalizacji grzechu. Czy dotyczy to także sumień? Badania wykazują, że wiara w krajach zachodnich jeśli się ostała, jest coraz bardziej wybiórcza i synkretyczna. W Polsce kilka procent katolików wierzy w reinkarnację i w to, że zwierzęta mają duszę, itd. Wierzą na swój sposób, w praktyce są heretykami. W wielu miejscach na Zachodzie zanika spowiedź indywidualna. Czy w Polsce też zanika poczucie grzeszności?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Na tle Europy Polska jest wyjątkowa - cechuje się jednak tym, że wierni masowo się spowiadają, są kolejki do konfesjonałów, a spowiedź jest dostępna w każdym kościele na każdej Mszy św. Nie widziałem, aby tak działo się w innych krajach i by tylu ludzi przystępowało do sakramentu pokuty. I to jest szkoła sumienia, gdyż w spowiedzi do głosu dochodzi sumienie, które nie jest stanem emocjonalnym, afektywnym, tylko jest sądem rozumu, oceniającym akt ludzki od strony jego wartości moralnej. O moralności zaś można mówić tam, gdzie jest norma moralna. Gdzie jest zanik normy moralnej, zbiorowość przeistacza się w społeczeństwo amoralne, które nie ma tych odniesień, jednostce pozostają jedynie regulacje prawne, zewnętrzne. A przecież moralność dotyczy najgłębszego wnętrza człowieka, trzeba kształtować i wychowywać sumienie, jeśli tego nie ma, ludzie tracą świadomość dobra i zła, nie potrafią wskazać granicy między dobrem i złem, następuje atrofia, zanik sumienia. W związku z tym osoba pozbawiona dobrze ukształtowanego sumienia traci orientację życiową. To się dzieje, więc coraz więcej ludzi opiera się na etyce sytuacyjnej, która coraz bardziej jest etyką emocji, sentymentów, uczuć, a nie rozumowym podejściem do oceny swych czynów. W tym tkwi jej słabość, gdyż dominuje subiektywizm, będący jednocześnie autonomiczną normą. Człowiek sam sobie kleci normy moralne. Słyszymy często frazę: Bo ja uważam, że to nie jest grzech. I jest to daleko idąca prywatyzacja moralności, która prowadzi do zaniku wyostrzonego sumienia i jednoznacznego sądu i tworzenia własnej moralności, przykrojonej do swojej sytuacji życiowej.

- Czy ta tendencja obecna jest także w Polsce?

- Ta tendencja jest dostrzegalna, ona narasta, w związku z tym naszym, duszpasterzy obowiązkiem, jest przypominanie imponderabiliów, które są ponadczasowe i ponadprzestrzenne, powszechnie obowiązujące, bo wynikają z ludzkiej natury, oświeconej Objawieniem Bożym. Pan Bóg dał nam Dekalog, który jest pierwszą kartą praw i obowiązków człowieka. Jest jednocześnie wyrazem prawa naturalnego, uniwersalnego. Proszę zauważyć, że dziś neguje się istnienie specyficznej ludzkiej natury, a w związku z tym istnienie prawa naturalnego. Brak świadomości istnienia prawa naturalnego skutkuje zaś tym, że nie mamy dla ludzkości wspólnego mianownika. Wszystkie powszechne prawa człowieka, Deklaracja Praw Człowieka z 1948 r., była oparta na prawie naturalnym, nie miała uprzednich aktów prawnych poza Dekalogiem. Sformułowana po okropnościach II wojny światowej, dziś właściwie nie obowiązuje. Stwierdzenie, że każdy człowiek ma prawo do życia dziś nie obowiązuje.

- Kościół ma potężnego "konkurenta", który jest antywychowawcą i zniekształca sumienia. Media, kulturę masową.

- I posługują się nimi grupy, które prowadzą do destrukcji rodzaju ludzkiego, są dla niego śmiercionośne.

Reklama

- Z jednej strony w Polsce wierni ustawiają się do konfesjonałów, z drugiej - obserwujemy wypłukiwanie z kultury chrześcijańskich wartości.

Reklama

- Sytuacja jest labilna. Zwiększa się liczba katolików świadomych, głęboko żyjących wiarą, którzy wierzą w sposób integralny, praktykują. Z drugiej strony nasila się proces sekularyzacji, zwłaszcza młodzieży, co ludzi bardzo różnicuje. Katolicyzm nie jest już powszechnym, spajającym etosem całej zbiorowości. Wiara, zwłaszcza katolicka, była elementem tożsamości polskiego społeczeństwa i narodu, kiedy nie istniało państwo polskie, odniesieniem identyfikacyjnym tożsamości była wiara, przynależność do Kościoła. Dziś te więzy się osłabiają, ale jest coraz więcej ludzi, żyjących świadomie swoją wiarą, kierujących się nią w wyborach życiowych. I mimo powolnego spadku domincantes, obserwujemy regularny wzrost comunicantes, wzrost wiary głębokiej, ludzie traktują Komunię św. jako Komunię z Bogiem. Pod tym względem Polska jest wyjątkowa i wzrost comunicantes jest zjawiskiem, które daje nadzieję.
Dziś ludzie w rozmodlonych parafiach świadomie się modlą i są bardzo aktywni w czasie liturgii. W odróżnieniu od ślubów czy pogrzebów, w których uczestniczą osoby niepraktykujące, którzy milczą. Gdyż nie znają tekstu Mszy św., nie potrafią odpowiedzieć na wezwania liturgiczne celebransa. W mojej diecezji obserwuję niebywały wzrost modlitwy różańcowej, Żywego Różańca, który został wprowadzony przez Służebnicę Bożą Paulinę Jaricot jako element rozkrzewienia wiary. Lawinowo wzrasta liczba Kół Żywego Różańca, także kół środowiskowych - ojców, matek, rodziców. Szerzy się kult Bożego Miłosierdzia i ruch pielgrzymkowy. Nie wiem, czy jest wiele krajów, w których wierni tak masowo pielgrzymują. KAI: Gdy mówimy o specyficznych grzechach w Polsce, szczególne miejsce zajmuje aborcja. Szacuje się, że od 1956 r. zostało zabitych kilkadziesiąt milionów dzieci, niektórzy twierdzą, że było ich nawet do 800 tys. rocznie.

- To ogromna liczba, to także kilka milionów kobiet i mężczyzn, dotkniętych tym nieszczęściem. Ten proceder trwa i przechodzi z pokolenia na pokolenie, zaczęło go uprawiać pokolenie babć i dziadków, nieraz to są ludzie, namawiający młodych do aborcji, gdyż sami aborcji dokonali. To solidarność w złem. Można odnieść wrażenie, że wiele uczestników obecnych protestów przeciw rozszerzeniu ochrony życia nienarodzonych mają za sobą doświadczenie aborcji. Stąd ich agresja, determinacja w walce i stosowanie wszystkich technik usypiania sumienia i zakłamywania, czym ten fakt jest. Ale największym zakłamaniem jest twierdzenie, że to prawo kobiety z pominięciem prawdy, że mamy tu do czynienia z konfliktem dwóch odrębnych bytów ludzkich. Dziecko w łonie matki nie jest już jej własnością. To odrębny byt, który ma własny program genetyczny, według którego rozwija się i wzrasta, więc to nie jest tylko sprawa kobiety. Rewindykacja "Mój brzuch należy do mnie" jest fałszem. Brzuch, owszem, należy, do kobiety, ale dziecko w tym brzuchem już nie, ono nie jest jej niewolnikiem, a podmiotem, któremu przynależą konkretne prawa. A podstawowym prawem jest prawo do życia. Gwarantuje je konstytucja, jest to więc sprawa uniwersalna, a nie zabobon, szerzony przez Kościół.

Reklama

- Zwróćmy uwagę na relatywizację życia ludzkiego ze względu na jego wielkość, wiek, jakość - powoduje to mechanizm równi pochyłej, gdzie arbitralnie określa się, kto ma prawo do życia, a kto go nie ma. Wówczas w ogóle ludzkie życie jest deprecjonowane, gdyż łatwiej skazać na śmierć ludzi kalekich, oznacza to przyzwolenie na eutanazję oraz samobójstwa, skoro każdy ma prawo dysponować sobą i słabszym, czy odebrać sobie życie.

- W mediach wciąż spotykamy podobne deprecjonowanie życia. Mówi się, że dziecko jest "galaretą", "zlepkiem komórek", itd. Z drugiej strony słyszymy osoby, które przyznają się do dokonania aborcji. Co może zrobić przeciętny katolik w tej sytuacji?

Reklama

- To już ostatnie dni, w trakcie których można uzyskać uwolnienie od tego straszliwego grzechu, gdyż trwa jeszcze Jubileusz Miłosierdzia. Aborcja jest obarczona karą ekskomuniki i dlatego spowiednik musi mieć specjalne uprawnienia, żeby od tej straszliwej kary uwolnić. Ale w Roku Miłosierdzia źródła miłosierdzia są jeszcze szerzej otwarte i należy z tego skorzystać. To kwestia łaski uwierzenia, że Bóg jest miłosierdziem i przebacza nam grzechy. A jednocześnie uzdrawia. Przebaczenie jest już uzdrowieniem, postawieniem kogoś do pionu. "Idź, ja cię nie potępiam, ale nie grzesz więcej". - Tak powiedział Pan Jezus cudzołożnej kobiecie. A za cudzołóstwo w prawie Starego Testamentu groziło ukamieniowanie. To wyzwolenie, ogromna zmiana życiowa, gdyż ten grzech już nie ciąży. A grzech odpuszczony już nie istnieje, choć pozostają jego konsekwencje, choć i one są przedmiotem Miłosierdzia Bożego. Mamy odpusty, które są odpuszczeniem kary doczesnej i mają też ewidentny charakter terapeutyczny. Efekt uboczny, nie cel. Odpust to jest uwolnienie od dolegliwości konsekwencji grzechów, które trwają nawet gdy wina jest odpuszczona i penitent jest uniewinniony. Jego czyn jest nieodwracalny, ale jego konsekwencje mogą być zmniejszone.

- Jest wiele katoliczek, które dokonały aborcji. Jak je przekonać, że Miłosierdzie Boże nie ma granic? Jezus zapewniał św. Faustynę, że każdy grzech odpuści, jeśli człowiek zwróci się do Niego w pokorze i skrusze.

- To tajemnica wiary, bo bez wiary nikt nie zwróci się do Boga o przebaczenie grzechów.

- Może mieć fałszywy obraz Boga.

- Ale to grzech przeciw Duchowi Świętemu, gdy ktoś neguje możliwość przebaczenia grzechów.

- Co może ośmielić te kobiety do takiej spowiedzi? Modlitwa w tej intencji? Argumenty?

Reklama

- Ostre dyskusje nic nie dadzą. Choć istotne jest rozumowe wskazywanie argumentów obrońców życia. Kłótnie do niczego nie doprowadzą, mamy bardzo gorącą temperaturę dyskusji, gdyż jest to najostrzejsza walka - między życiem i śmiercią. Między duchem, który ożywia i duchem, który zabija. Dlatego ta walka jest tak radykalna. Trzeba po prostu ciągle przypominać o możliwości uzyskania przebaczenia. Ale aby je uzyskać, trzeba otworzyć się na Boże Miłosierdzie. A to wymaga pokory i prawdy. Człowiek musi uznać swój grzech, biedę i prawdę o sobie. I to jest bardzo trudne dla wielu. Stąd tendencja do wciągania w orbitę własnego grzechu coraz większej liczby ludzi. Manifestacje publiczne, obnoszenie się z tym, że ktoś tego dokonał, to samousprawiedliwienie i wciąganie w orbitę grzechu, swoista "absolucja", uspakajanie sumień.
Trzeba też wciąż przypominać, że trzeba wziąć odpowiedzialność za poczęcie człowieka Nie myśli się o niej, o okolicznościach poczęcia. I tu jest jeden wielki dramat - mężczyźni nie są odpowiedzialni za swoje dziecko.

- Ponieważ wiedzą, że odpowiedzialność z nich zdejmie antykoncepcja, jeśli zawiedzie - aborcja, ostatecznie kobieta będzie samotną matką.

- Pozostaną niedojrzałymi chłopcami. Są psychologowie, psychiatrzy, którzy mówili mi, że gdyby kobieta wiedziała, że za tym dzieckiem stoi jego ojciec, który chce tego dziecka, narodzin, a nie jego śmierci, kobieta nie poddałaby się aborcji. Rola ojca jest kluczowa, dlatego biskupi wypowiedzieli się, że nie są za karaniem kobiet, a aborterów, którzy zawodowo odbierają życie - namawiając lub przyczyniając się do aborcji. Należy też docierać do kobiet z informacją z podstawową wiedzą biologiczną, wynikającą z genetyki i embriologii, która nie jest szeroko znana ludziom.

- Co z kobietami i ojcami dzieci, które zostały poddane aborcji? Są coraz starsze, podsumowują swoje życie?

Reklama

- Niech proszą o łaskę wiary w Boże przebaczenie, usłyszenia "Twoje grzechy są odpuszczone". Powinni, kobieta i mężczyzna, pójść do konfesjonału bez lęku, gdyż w konfesjonale oskarżycielem jest penitent, a nie ksiądz. Penitent wymienia swoje grzechy, a ksiądz może nawet stać się adwokatem takiego człowieka, oczywiście nie bagatelizować czynu, ale pomóc zrozumieć, stanąć w prawdzie. Dodać otuchy, zapewnić, że z tego można wyjść, być Boskim lekarzem. Ale jeśli pacjent nie przyjdzie do lekarza i nie powie, na co choruje, to lekarz go nie uleczy.

- Obecny czas, końcówka Jubileuszu Miłosierdzia to takie "last minute", gdyż wszyscy księża dostali uprawnienia odpuszczania tego grzechu?

- Tak, obecnie jest to łatwiejsze. Ale w każdej diecezji także później, po zakończeniu Jubileuszu, są specjalni penitencjarze, którzy taki grzech odpuszczą.

- Wróciła dyskusja o prawie, chroniącym życie. Czy budzą się sumienia, czy jest to efekt rozwoju wiedzy i etapie prenatalnym człowieka?

Reklama

- Obserwujemy sprzeciw młodych ludzi wobec aborcji, narastający w miarę rozwoju nauki. Odwrót młodego pokolenia od tendencji aborcyjnych jest związany m.in. z ultrasonografią. Ludzie widzą, że to nie "zlepek komórek", czy "galareta", bo w bardzo wczesnych okresach ciąży widać już konkretny zarys człowieka. A ci, co się starają o dziecko na inne sposoby niż naturalny, też widzą, że wszystko zaczyna się w chwili zapłodnienia, że od tego momentu "mają dziecko". I wówczas zmienia się perspektywa, jest inna ocena tego, co jest deprecjonowane w chwili, gdy mamy do czynienia z tzw. ciążą niechcianą.
Musimy nazwać rzeczy po imieniu. Jeżeli mówimy o dziecku kalekim w stanie prenatalnym, odwołujemy się do postawy wobec osób niepełnosprawnych. Mnie zaszokowało, że organizatorka strajku Czarny Protest mówi w wywiadzie, że opiekuje się niepełnosprawnymi. Z drugiej strony chce, aby te osoby były zabijane w okresie prenatalnym. Zabijane są dzieci, które nie mają nawet wad letalnych. Przecież zespół Downa czy Turnera nie są zespołem letalnym, nie powodują śmierci. Są studentki z tymi zespołami, które kończą medycynę.
Co do dziecka, poczętego z gwałtu. Trzeba pamiętać, że dziecko nie jest gwałcicielem, a jest karane śmiercią za to, że poczęło się w dramatycznych okolicznościach. Dla kobiety jest to straszny szok, ale dziecko nie jest winne, ono zaistniało i matka powinna pozwolić mu żyć, może je przecież oddać do adopcji.

- Budzenie sumień kosztuje. Obrońcy życia są atakowani, we Francji powstał projekt zamykania stron internetowych, poświęconych obronie życia.

- To jest właściwie totalitaryzm typu hitlerowskiego. Francja uległa terrorowi poprawności politycznej, której my nie mamy. I nie będziemy mieli, dałby Bóg. Nie tylko kolejki do konfesjonałów się ustawiają, jest coraz więcej modlitwy i konkretnego zaangażowania. Nie tylko w naszej diecezji, coraz częściej w kościołach praktykowane jest całodzienne wystawienie Najświętszego Sakramentu. W naszej katedrze jest kaplica adoracji i jest ona pełna od rana do wieczora. To daje nadzieję.

2016-10-04 15:10

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Strażnicy „przestarzałych wartości”

Niedziela Ogólnopolska 12/2016, str. 36-37

[ TEMATY ]

wywiad

rozmowa

Grzegorz Boguszewski

Edmund Muszyński

Edmund Muszyński

Z Edmundem Muszyńskim i Mirosławem Widlickim o nowym szturmie na PAST-ę i walce o ideały Armii Krajowej rozmawia Wiesława Lewandowska

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Jest Pan, Panie Prezesie, jednym z nielicznych już, niestety, przedstawicieli pokolenia Armii Krajowej... EDMUND MUSZYŃSKI: – Jednym z ostatnich i coraz bardziej bezsilnych, nie tylko z powodu stanu zdrowia. Bardzo martwi mnie stan naszego AK-owskiego środowiska. Choć jest w nim wciąż jeszcze wielu ludzi prawdziwych, doskonale czujących przesłanie Armii Krajowej, to jestem bardzo zniesmaczony postawą tych, którzy od kilku już lat decydują o naszym Światowym Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Tak naprawdę trudno mi powiedzieć, kim są ci ludzie, bo na pewno nie rozumieją słów: „Bóg, Honor i Ojczyzna”. – Kim zatem są dzisiejsi członkowie Światowego Związku Żołnierzy AK? MIROSŁAW WIDLICKI: – W ostatnich latach rzeczywiście coraz trudniej to określić. I takie pytania zadają nam członkowie terenowych kół AK. Sprawa była oczywista w latach 90. ubiegłego wieku, gdy żyło jeszcze wielu dowódców AK, gdy wszyscy dobrze się znali i na ogół znali swoją przeszłość. Po 2000 r. szeregi poszerzały się o wolontariuszy – takich jak ja – niekombatantów, ale przybywało też członków kombatantów, których nie miał kto weryfikować i którzy następnie trafiali do władz różnych szczebli, również do Zarządu Głównego. – Czy częste są dziś życiorysy AK-owskie niedostatecznie uwierzytelnione? M. W.: – To przykre, ale krążą takie opinie, a te przypadki, nawet jeśli nie są zbyt częste, to i tak podważają wiarygodność całego związku. Poza tym w ostatnich latach, w czasach docierającej do nas liberalizacji, można zaobserwować odchodzenie związku od swoich ideałów. Gdy pan prezes Muszyński napisał piękną „Preambułę” do naszego statutu (aby przeciwstawić się tej liberalizacji), wywołało to protesty, Zarząd Główny przegłosował odrzucenie „Preambuły”. – Dlaczego? M. W.: – Dlatego, że była zbyt „bogoojczyźniana”, a teraz to nie na czasie. Dwadzieścia lat temu taka reakcja byłaby nie do pomyślenia. Bardzo więc stępiła się ta szczególna czujność, nawet w ludziach powołujących się na etos AK, a niedługo już nie będzie tych, którzy dziś starają się tę czujność budzić... – Światowy Związek Żołnierzy AK stara się jednak przekazać swą wartę następnemu pokoleniu, poprzez tzw. członków nadzwyczajnych... M.W.: – Ludzie młodsi, niekombatanci, jeśli deklarują przywiązanie do wartości i etosu Armii Krajowej i chcą czynnie i całkowicie bezinteresownie pracować w związku, by zaszczepić ten etos szczególnie w młodym pokoleniu, otrzymują status członka nadzwyczajnego – bez praw wyborczych. Po roku działalności i pozytywnej opinii prezes okręgu ma prawo nadać im status członka zwyczajnego – z prawami wyborczymi, lecz oczywiście bez uprawnień kombatanckich. Taki właśnie status ja posiadam. Mimo że jestem z młodszego pokolenia, to podobnie jak pan prezes Muszyński ubolewam nad odchodzeniem (mam nadzieję, że to wyjątki) od Boga, ale i z honorem jest różnie. E. M.: – Niedawno byłem bardzo zdumiony tym, że kilka osób przyjęło medale zasługi od... prezydenta Niemiec. Choć tego nie nagłaśniano. M. W.: – Prezydent Niemiec wręczył te odznaczenia powstańcom warszawskim, odpowiednio dobranym członkom naszego związku. Naszym zdaniem, przyjmowanie ich było co najmniej dwuznaczne moralnie i mogło budzić niesmak. E. M.: – Ja z zasady odmawiałem przyjmowania odznaczeń. Przyjąłem tylko Krzyż Armii Krajowej i Krzyż Partyzancki. – Kiedy, Panów zdaniem, zaczęły się te „budzące niesmak” zmiany? E. M.: – Moim zdaniem, widać je wyraźnie od czasu, gdy w Polsce zaczęli rządzić liberałowie, czyli Platforma Obywatelska. Wcześniej nikt w naszym środowisku nie ośmielał się kwestionować wartości, z których wyrasta etos AK. Nagle okazało się, że wszystko można wyśmiać, nawet splugawić, a w najlepszym razie przemilczeć. M. W.: – Dwa lata temu pewna szkoła przyjęła imię jednego z naszych bohaterów lotników i... na jej sztandarze zabrakło słowa „Bóg”, jest tylko „Honor i Ojczyzna”. Komuś przyszło do głowy, żeby tak ocenzurować sztandar. – Pytaliście, dlaczego tak się stało? E. M.: – Nie miał kto zadać tego pytania, bo na uroczystość nawet nas nie zaproszono. Może dlatego, że byśmy tam tylko przeszkadzali jako strażnicy „przestarzałych wartości”. M. W.: – Po prostu atmosfera poprawności politycznej trafiła pod strzechy. Decyzję w tej konkretnie sprawie najprawdopodobniej podjęli sami nauczyciele tej szkoły, może rodzice, a w najmniejszym stopniu młodzież. – Kłopoty z wypełnianiem misji ŚZŻAK nie polegają więc dziś tylko na tym, że odchodzą już ci, którzy swym życiem zaświadczali, czym jest hasło: „Bóg, Honor i Ojczyzna”... M. W.: – Faktem jest, że jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy wśród nas była większa liczba dowódców o niekwestionowanym autorytecie, łatwiej było wypełniać tę patriotyczną misję w obronie najważniejszych polskich wartości. E. M.: – Istotnie, od kilkunastu lat nie tylko na tym polegają nasze kłopoty. Wystarczy tu przypomnieć perturbacje z zakładaniem Fundacji Polskiego Państwa Podziemnego, która miała być materialną bazą dla działalności ŚZŻAK. Kiedy zaczynaliśmy powoływać fundację w roku 1998, było jeszcze całkiem uczciwie... – Co to znaczy? E. M.: – Założycielami fundacji mieli być pospołu Światowy Związek Żołnierzy AK i warszawski Urząd Wojewódzki. W końcu jednak jedynym fundatorem został nasz związek. Tak się złożyło, że wybrano mnie na pierwszego prezesa fundacji. To było w czasie, kiedy kończyły się rządy Jerzego Buzka, a AWS tracił poczucie bycia partią uczciwą. Przygotowałem wtedy projekt statutu, potem kolejne, których z jakiegoś powodu długo nie chciano zaakceptować w Krajowym Rejestrze Sądowym. W końcu, po pokonaniu licznych kłód pod nogami, we wrześniu 1999 r. statut został zarejestrowany. Fundacja mogła więc wreszcie przyjąć darowiznę – czyli przejąć budynek PAST-y. Ale to nie koniec kłopotów. Prawdziwa walka dopiero się zaczęła. – Zaczęła się nowa walka o PAST-ę? E. M.: – Tak, i to równie zacięta jak ta w 1944 r. Od początku było jasne, że ktoś za wszelką cenę chce nam uniemożliwić przejęcie PAST-y, czyli jej nieodpłatne scedowanie przez Skarb Państwa na rzecz naszej fundacji. Państwo musiało wypłacić sowite odszkodowanie firmie do tej pory administrującej tym budynkiem tylko w zamian za to, że nie będzie ona pretendowała do tytułu własności. O ile pamiętam, było to 960 tys. zł – ostatnie pieniądze, które miał do dyspozycji premier Buzek przed podaniem się do dymisji. M. W.: – Gdyby nie to odszkodowanie, sprawa przez lata toczyłaby się w sądach, a z darowizny na rzecz naszego związku nic by nie wyszło. I tamta firma nadal by sobie pasożytowała na budynku PAST-y, podobnie jak czyniło to w innych miejscach wiele pokomunistycznych firm. – Można powiedzieć, że to pan prezes Muszyński ponownie odbił PAST-ę? M. W.: – Jak najbardziej, choć dzisiaj wielu się do tego przyznaje... E. M.: – ...a nie mają nawet bladego pojęcia, jak ostro wtedy było. Po zarejestrowaniu statutu zaczęła się wojna podjazdowa – i to na wielu frontach – mająca nam uniemożliwić przejęcie PAST-y. W urzędzie wojewódzkim zadziałał ktoś wpływowy; urzędnicy zaczęli mnożyć trudności, zwłaszcza wicedyrektor wydziału gospodarki ziemią i geodezji, który aby rzecz maksymalnie utrudnić, przygotował specjalne plany geodezyjne wręcz uniemożliwiające przekazanie nam działki, na której stoi budynek PAST-y. M. W.: – Działkę podzielono na dwie części – umyślnie w taki sposób, że część budynku PAST-y z windą wydzielono i przypisano do działki sąsiedniej! Chciano tak skomplikować sytuację prawną, by uniemożliwić, a co najmniej na bardzo długo odwlec przekazanie budynku Związkowi AK. To wszystko by się powiodło – bo ten chytry zabieg utrzymywano w ścisłej tajemnicy – gdyby nie to, że jedna z wysokich urzędniczek uczciwie ostrzegła pana prezesa Muszyńskiego, że coś takiego się kroi. E. M.: – To prawda. Nikomu o tym nie mówiłem, ale wtedy zacząłem osobiście atakować wojewodę. Umowę przekazania darowizny, oczywiście, przedłożyłem wcześniej radcom prawnym w Ministerstwie Skarbu Państwa. Nikt tam nie miał żadnych zastrzeżeń. Pojawiły się one potem nagle – zaczęto domagać się od nas kolejnych bezsensownych dokumentów. Do końca nie byliśmy pewni, czy podpisanie umowy w ogóle kiedykolwiek nastąpi, gdyż targi były niezwykle ostre. Strona przeciwna – na dobrą sprawę nie wiadomo kogo reprezentująca, nieżyczliwa – do końca miała chyba nadzieję, że do tego podpisania, mimo wcześniejszych uzgodnień, jednak nie dojdzie. Pomogły wspierające nas działania dyrektor Wydziału Skarbu Państwa i Przekształceń Własnościowych Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego Bożeny Grad, a szczególnie szefa Kancelarii Premiera Buzka ministra Mirosława Koźlakiewicza; przyszło polecenie od premiera, aby pan wojewoda podpisał dokument. To było 10 listopada 1999 r. – Miał Pan wówczas wielką satysfakcję, poczucie zwycięstwa? E. M.: – Tak, ale to poczucie trwało krótko, ponieważ już następnego dnia nie dostąpiłem zaszczytu uroczystego przejęcia budynku z rąk premiera Buzka... PAST-ę przejmował ówczesny prezes Światowego Związku Żołnierzy AK płk Stanisław Karolkiewicz, sam. Mnie zignorowano... Mimo że przecież byłem prezesem zarządu fundacji, adresatem całej korespondencji w tej sprawie, mimo że – powiem nieskromnie – przez wiele miesięcy sam walczyłem o PAST-ę. – Cóż, taki zawsze był w Polsce los prawdziwych, najbardziej zasłużonych AK-owców, Panie Prezesie. E. M.: – Pozostała mi tylko satysfakcja, że się udało, bo sam najlepiej wiem, że mogło się nie udać. – Ale zasłużył Pan chyba na wdzięczność AK-owskiego środowiska? E. M.: – No właśnie, najsmutniejsze jest, że tego nie jestem pewien... M. W.: – Obydwaj z Prezesem jesteśmy w komisji statutowej związku i tak się składa, że wszystkie nasze najważniejsze poprawki do statutu zostały w głosowaniu odrzucone, m.in. wprowadzenie do statutu „Preambuły” i przywrócenie może nie Rady Naczelnej, ale Rady Starszych (złożonej z kilku powszechnie szanowanych kombatantów), która dbałaby o kręgosłup moralny związku i zabierałaby głos w sprawach ważnych dla Polski, którego dziś brakuje. E. M.: – A ja mimo wszystko nie tracę nadziei, że w Światowym Związku Żołnierzy Armii Krajowej zajdzie jakaś dobra zmiana. * * *
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV: św. Szarbelu uproś Kościołowi jedność, a światu pokój

2025-12-01 09:40

[ TEMATY ]

Leon XIV w Turcji i Libanie

Vatican Media

Św. Szarbel uczy nas zachowań, które są sprzeczne z postawami ogółu. Lecz właśnie dlatego tak nas pociągają, bo są jak świeża i czysta woda, której pragną wędrujący przez pustynię. Leon XIV mówił o tym przy grobie libańskiego świętego pustelnika. Jego przemożnemu wstawiennictwu zawierzył jedność Kościoła i pokój na świecie, a w szczególności w Libanie i na Bliskim Wschodzie.

Papież przyznał, że przybywa do grobu św. Szarbela jako pielgrzym. Wyraził przypuszczenie, że i jego poprzednicy pragnęliby tam przybyć, a w szczególności św. Paweł VI, który beatyfikował i kanonizował tego maronickiego mnicha.
CZYTAJ DALEJ

Papież przyjął zwierzchników wspólnot islamskich i druzyjskich

2025-12-01 20:59

[ TEMATY ]

Leon XIV w Turcji i Libanie

Vatican Media

W poniedziałek wieczorem w siedzibie Nuncjatury Apostolskiej w Libanie, po zakończeniu spotkań dnia, Papież Leon XIV przyjął zwierzchników islamskich i druzyjskich wspólnot Libanu. Jak informuje Vatican News, rozmawiano o relacjach międzyreligijnych.

Po zakończeniu spotkań dnia, Papież Leon XIV przyjął w siedzibie Nuncjatury Apostolskiej zwierzchników islamskich i druzyjskich wspólnot Libanu: szejka Abdula Latifa Deriana, Wielkiego Muftiego kraju; szejka Alego al-Khatiba, wiceprzewodniczącego Najwyższej Rady Islamskiej Szyickiej; szejka Alego Kaddoura, przewodniczącego Alawickiej Rady Islamskiej; oraz szejka Samiego Abu al-Munę, lidera wspólnoty druzów.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję