Z ks. prał. Józefem Słomianem - legendarnym budowniczym kościoła pw. św. Wojciecha w Częstochowie - rozmawia Anna Cichobłazińska
Anna Cichobłazińska: - W obliczu choroby człowiek jest słaby i bezradny. Na nic zdają się zasługi, godności czy pozycja zajmowana w środowisku. Ksiądz Prałat doświadczył w ostatnim czasie takiej sytuacji...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. prał. Józef Słomian: - To prawda. Przyszło mi osobiście doświadczyć tego, co zapewne na co dzień przeżywają tysiące ludzi chorych i słabych. Stan, w jakim się znajdują: cierpienie, brak sił, by samemu zadbać o siebie - zdają ich na pomoc innych. Gdy tej pomocy nie otrzymają lub spotkają się z bezosobowym, wręcz rzeczowym potraktowaniem ze strony tych, na których spoczywa rola opieki nad chorym - pracowników służby zdrowia, czują się rozczarowani i rozgoryczeni, bo na oburzenie nie mają już sił. Gdy pomoc jest udzielona profesjonalnie, ze zrozumieniem cierpienia, empatią - sama ta sytuacja działa terapeutycznie, chory szybciej dochodzi do zdrowia.
- Obecna sytuacja w służbie zdrowia nie sprzyja stabilizacji w grupach zawodowych „obsługujących” chorych. Ma to wpływ na wszystko, co dzieje się w placówkach służby zdrowia, a co bezpośrednio „odbija się” na pacjentach.
Reklama
- Proszę pani, nie tylko pracownicy służby zdrowia zarabiają mało, są sfrustrowani i lękają się o jutro. Wiele instytucji i pracujących w nich osób znajduje się w takiej sytuacji, ale potrafią zachować się etycznie. Tu chyba chodzi nie tylko o sytuację w tej grupie zawodowej, ale o postawy konkretnych ludzi. W szpitalach spotykamy się ze skrajnie różnymi postawami. Sam tego doświadczyłem, gdy w Wigilię Bożego Narodzenia zachorowałem na tzw. mocne uciski miażdżycy naczyń układu sercowego. Cierpiałem dwa dni, po czym udałem się do Szpitala przy ul. PCK w Częstochowie, gdzie bardzo serdecznie i fachowo się mną zaopiekowano. Gdy czułem się już lepiej, wypisano mnie ze szpitala ze skierowaniem na koronarografię. Ten wysoce specjalistyczny zabieg wykonywany jest tylko w Szpitalu „na Parkitce”, który jako jedyny w Częstochowie dysponuje odpowiednim sprzętem. Z nieznanych mi przyczyn zaistniało nieporozumienie dotyczące daty przyjęcia na zabieg koronarografii. Gdy w oznaczonym terminie udałem się do szpitala, od godz. 8.00 do godz. 12.00 chodziłem od poradni do poradni i nie spotkałem nikogo kompetentnego, kto udzieliłby mi rzetelnej informacji. Byłem już bardzo słaby, bliski omdlenia. Wreszcie dodzwoniłem się do pani dr Lidii Łebek. Zajęła się mną bardzo serdecznie. Sprawdziła otrzymane przeze mnie leki, wykonała też dodatkowe badania i ustaliła termin koronarografii na 20 stycznia. W tym dniu przyjechałem do szpitala przygotowany do zabiegu. Po przyjęciu na oddział lekarz oznajmił mi, że zabiegu nie będzie, ponieważ zepsuł się aparat. Wróciłem do domu. Byłem bardzo zdenerwowany i osłabiony. Przez kolejne dni czekałem na telefon o naprawie aparatu. Bezskutecznie. Po kilkunastu dniach, ratując się otrzymanymi lekami, zdecydowałem, za radą bliskich, że poddam się zabiegowi, ale już nie w Częstochowie, lecz w Zabrzu.
- Ze słów Księdza Prałata wynika, że niedługo częstochowianie będą leczyć się w placówkach służby zdrowia na Śląsku, bo nasze szpitale albo nie mają specjalistycznego sprzętu, albo jest jeden na całe miasto.
- Taką miałem smutną konstatację po moich chorobowych doświadczeniach. Gdy widziałem to mrowie ludzi godzinami czekających na przyjęcie do lekarza specjalisty, ludzi chorych, słabych, cierpiących,
ludzi z całego regionu, bo taki specjalistyczny sprzęt ma tylko jeden szpital w regionie - nie mogłem zrozumieć osób decydujących o naszym lecznictwie. Czy rzeczywiście musimy jeździć na Śląsk,
by otrzymać fachową pomoc?
W tym miejscu chciałbym serdecznie podziękować dr Lidii Łebek za dobre lekarskie serce.
- Dziękuję za rozmowę.