Paweł, jako obywatel rzymski, a zarazem uczeń Chrystusa staje wobec przypadku łamania przez chrześcijanina prawa, które stanowi ostoję państwa. Ma rozstrzygnąć o losie zbiegłego niewolnika. Niewolnik
w tamtym świecie nie był traktowany jak osoba, lecz jako żywe narzędzie. Jego pan miał nad nim władzę absolutną. Pliniusz pisał: „Może obciąć mu uszy, albo zesłać do kopalni siarki, albo na wieś
do pracy na roli. Może skazać go na porcję kijów, na chłostę albo biczowanie. Może wypalić mu piętno na czole, jeśli jest złodziejem lub zbiegiem, a jeśli się okaże niepoprawnym, ukrzyżować go. Np. niejaki
Vediusz Pollio niewolnika, który stłukł kryształową czarę, kazał wrzucić do sadzawki na podwórzu, w której drapieżne minogi rozszarpały go na kawałki”. Podobnie Juvenalisz opisuje pewną panią, „która
biła swoje służące dla kaprysu” i pana, „który rozkoszował się odgłosami chłosty bardziej niż śpiewem syren”. Jak okrutny świat przyszło chrześcijanom naprawiać!
Apostoł rozumie niewolnika, ale nie pochwala dezercji jako metody walki o lepszy, sprawiedliwszy świat. Ma świadomość, że nie może uczestniczyć w czymś, co będzie pełzającą rewolucją. Dodatkowo, mając
klasyczne wykształcenie, zapewne pamiętał, czym skończyło się powstanie Spartakusa w 73 r. przed Chrystusem. Przy drodze do Rzymu (Via Appia) Kressus kazał ukrzyżować 6000 niewolników: „Nie
był to sadyzm, lecz postrach, jak mniemano, konieczny” (Z. Kubiak, Dzieje Greków i Rzymian, s. 355). Ludzie oddali życie, a problem niewolnictwa pozostanie jeszcze na długie wieki.
Ucieczka nie jest więc żadnym rozwiązaniem, ale zemsta również. Stąd list ma dwóch adresatów. Onezym, uciekając szuka azylu u swojego Pasterza. Chce, żeby ten swoją powagą i autorytetem usankcjonował
fakt jego ucieczki. By go usprawiedliwił, a najlepiej zatrzymał u siebie. Ale Paweł nie idzie na skróty, nie ulega emocjom, nie okazuje taniego współczucia. Wskazuje niewolnikowi i jego panu najtrudniejszy
scenariusz. Onezym w imię wiary i posłuszeństwa ma wrócić do swojej rzeczywistości, do miejsca, z którego uciekł. Tam jest jego życiowy krzyż i tam właśnie ma wrócić. To jest rzeczywisty egzamin jego
lojalności wobec decyzji Kościoła. Albo Onezym wróci i będzie dalej chrześcijaninem, albo zrobi co zechce i na swoją odpowiedzialność pożegna się ze wspólnotą wiary. Aż strach pomyśleć, jak trudną decyzję
musiał podjąć Apostoł. Ile w niej ryzyka, ale i dojrzałości. Strach też myśleć, co czuł zbiegły Onezym.
Nie mniejsza próba czeka Filemona. Czy się okaże chrześcijaninem? Czy zwycięży w nim miłosierdzie, czy sprawiedliwość? Czy za wszystko wystarczy mu list Apostoła? „Może bowiem po to oddalił
się od ciebie na krótki czas, żebyś go odebrał na zawsze, już nie jako niewolnika, lecz więcej niż niewolnika, jak brata umiłowanego. (…) Jeśli poczuwasz się do łączności ze mną, przyjmij go, jak
mnie”. Tak radykalne wymagania płyną z wiary! Czy zbiegłego niewolnika można przyjąć jak Apostoła? Tu nie ma sentymentów. Tu nie ma względu na osoby. Ewangelia jest jedna dla wszystkich. Każdy musi
się z nią zmierzyć w swojej słabości. Źródłem i sensem braterstwa jest więź z Chrystusem i Kościołem. Źródłem jest posłuszeństwo, a nie bunt. Posłuszny ma być każdy. To nie rewolucje, nie spiski i nie
kolejne powstania ocalają ludzkość. Te scenariusze kończą się zawsze tym samym. Czymś, co ocala ludzkość jest miłość w wymiarze krzyża! Jest wybaczenie!
Pewnie czytający te słowa pomyślą, że to niemożliwe, że to istne szaleństwo w dzisiejszych czasach. Ale jakim szaleństwem musiał być ten list w tamtym świecie, w którym niewolnictwo uważane było za
element prawa naturalnego, a jedna trzecia obywateli miała status niewolników! List do Filemona musiał wzbudzić konsternację i sprzeciw. Tamtym ludziom nie było łatwiej, było trudniej. Nie mieli żadnych
praw. Byli w rażącej mniejszości. Byli obcym ciałem posądzanym o wszystko: „Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania,
lecz nie czujemy się osamotnieni obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy” (2 Kor 4, 8-9).
Tak naprawdę nikt nie wie, co się wydarzyło potem. Czy niewolnik wrócił i czy został przyjęty? Nad tą historią ciąży znak zapytania. To jest też jakaś tajemnica wiary. Czy w ogóle, a jeśli tak, to
kiedy i jakie owoce wyda słowo Boże w człowieku i między ludźmi? Po grzechu pierworodnym nie ma żadnej gwarancji: nic nie jest pewne, a wszystko jest możliwe.
Słowem paralelnym i jeszcze bardziej radykalnym jest fragment Listu do Efezjan (6, 5-9), w którym Apostoł Paweł wzywa niewolników, by byli posłuszni swoim ziemskim panom jak Chrystusowi, widząc w
tym wolę Bożą. Ostatecznie to Bóg stawia każdego w określonej rzeczywistości. To Bóg jest panem historii i każdej życiowej sytuacji. Nic nie dzieje się bez Jego wiedzy. Również właściciele niewolników
otrzymują radykalne napomnienia: „Zaniechajcie groźby, świadomi tego, że w niebie jest Pan, zarówno ich (niewolników), jak i wasz, a u Niego nie ma względu na osoby”. Trudno być dobrym sługą
(pracownikiem), ale nie łatwiej być dobrym panem (pracodawcą).
Wszelkie różnice i podziały są naszym dziełem. Stosujemy różne kryteria uczestnictwa i wykluczenia. U nas jest bliżej i dalej, bardziej i mniej. U nas są swoi i obcy. Dobrze, że u Boga wszystkim jest jednakowo blisko. Bóg jest jednaki dla wszystkich. Bóg kocha za darmo, pomimo wszystko. Bóg kocha Onezyma, Filemona, chrześcijan, Żydów, Arabów, masonów, komunistów, gejów, sekciarzy, feministki, gorszycieli, świadków, prostytutki, dziewice itd. Wszystkich kocha jednakową miłością! Przyszedł do wszystkich. Umarł za każdego, choć nie każdy to przyjmuje i nie każdy w to wierzy. Być może prawdą okaże się, że w niebie przeżyjemy trzy zdumienia: możemy spotkać tam tych, których się nie spodziewamy, możemy nie spotkać tych, których się spodziewamy. Ale największe zdumienie będzie własne: jakim prawem my tam weszliśmy? Bóg nie ma względu na osoby. To jedyne wytłumaczenie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu