Niezwykła powieść
Jest 1 stycznia 1858 r. W Teatrze Wielkim w Warszawie rozpoczyna się właśnie premierowe przedstawienie „Halki”. Rozbrzmiewają pierwsze takty uwertury, na scenę zjeżdżają ostatnie dekoracje, dopiero co zakończyła się pospieszna, nerwowa bieganina wykonawców i obsługi. Umilkły nawoływania, a także padające w ferworze pracy przekleństwa. Z kanału dla orkiestry potoczyście płyną dźwięki muzyki. Za jedną z kulis ukrywa się niepozorny słuchacz – niski, tęgi, mocno już łysiejący, ciemno ubrany. Słucha wzruszony i zatopiony w muzyce do tego stopnia, że o mało co nie zostaje uderzony w głowę opuszczanym właśnie na scenę końcowym elementem scenografii. Ledwie uniknięty wypadek ściąga na niego gniew głównego maszynisty, który nie szczędzi intruzowi wymysłów, pewien, że ma do czynienia z ciekawskim gapiem, który zapuścił się za scenę, w miejsce zakazane dla publiczności, by podglądać baletnice. Wściekły nie daje mu dojść do słowa; dopiero pojawienie się reżysera spektaklu pozwala wyjaśnić, że to bynajmniej nie wdzięki odzianych w trykoty tancerek zwabiły tutaj owego mężczyznę. Za kulisami, niczym nieproszony gość, ukrywa się bowiem skromnie nie kto inny, tylko sam kompozytor właśnie wystawianej opery – Stanisław Moniuszko. Gromkie brawa i wywoływanie przez zgromadzoną publiczność zmuszają go do opuszczenia kryjówki.
CZYTAJ DALEJ