„Najbardziej denerwowałam się przed pierwszą spowiedzią. Kilka wieczorów poświęciłam na dokładny rachunek sumienia. Cieszyłam się, że nie idę do spowiedzi sama. Byli ze mną tatuś i mamusia. Wracałam później do domu taka lekka i radosna. Miałam czyste serce. W niedziele o 9 rano rozpoczęła się najważniejsza w moim życiu, jak do tej pory, uroczystość. Pogoda była piękna i my byliśmy piękni. Byliśmy piękni dla Pana Jezusa, który od tego dnia miał być w naszych sercach. W najważniejszym momencie tego dnia, kiedy przyjmowałam Jezusa w Eucharystii, byłam tak zdenerwowana i przejęta, że oczywiście zapomniałam o poleceniach Pani Katechetki i poszłam do innego rzędu. Myślałam tylko o jednym: Muszę stale pamiętać, żeby moje serce było godne spotkania z Panem Jezusem.
Od tego dnia Msza św. stała się czymś innym niż była.
Choć minęły dwa lata ciągle przeżywam ją,
jak oczekiwane spotkanie z największym przyjacielem.
Chciałabym Panie Jezu aby tak było zawsze!
Pamiętam dobrze wiersz, który na koniec uroczystej Mszy św.
powiedzieliśmy swoim rodzicom.
Byli tak samo wzruszeni jak my, choć to przecież kilka zwykłych słów:
Całuję dłonie Wasze z miłością,
Tatusiu drogi, Mamo kochana,
Żeście włożyli tyle starania
byśmy do serca przyjęli Pana”.
Agnieszka, kl. IV.
Pomóż w rozwoju naszego portalu