Członkowie Sodalicji Mariańskiej, nie tylko przyczyniali się do uświetniania nabożeństw i procesji w parafiach, ale także z oddaniem pracowali w szpitalach, przytułkach i więzieniach. Za przykładem swojego
moderatora o. Andrzeja Boboli, dokonywali wprost heroicznych czynów w czasach głodu i epidemii nawiedzającej tamtejszą ludność. O. Andrzej Bobola zasłynął wśród nich jako „łowca dusz”, gdyż
wywierał wielki dobroczynny wpływ na ludzi i oddziaływał zbawiennie na swoje otoczenie, wykonując apostolską i misyjną działalność. W pomieszczeniach szpitalnych czy też w przytułkach umieszczał wizerunek
Najświętszej Panienki, pod której sztandarem działał, pociągając za sobą młodzież, mieszczan wileńskich i ziemian pińskich.
Były to lata, o których Henryk Sienkiewicz pisze w Trylogii, że „... Rok 1647 był dziwnym rokiem, w którym rozmaite znaki na niebie i na ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne wydarzenia
(....) W Warszawie widywano tuż nad miastem mogiłę i krzyż ognisty w obłokach...”. Były to lata, gdy Jasna Góra stała się tym słynnym szczytem unoszącym się nad falami potopu szwedzkiego, a na kresowe
tereny Rzeczypospolitej napadały czambuły tatarskie, watahy kozackie czy oddziały moskiewskie, by „ogniem i mieczem” niszczyć wszystko, co katolickie. Był to czas, gdy w jednym roku miały
miejsce trzy zaćmienia słońca, a na niebie ujrzano kształt człowieka strzelającego z łuku do krzyża.
Prześladowania wyznawców prawdziwej wiary, nieopisane męczarnie stosowane wobec wszystkich, którzy głosili Dobrą Nowinę, jak też wobec tubylców udzielających im schronienia, wzmagały się i zagrażały
nieustraszonemu apostołowi i misjonarzowi - o. Andrzejowi Boboli. Ale on, kapłan Chrystusowy, który wzorem Mistrza miał za cel zbawiać dusze ludzkie, „stał się wszystkim dla wszystkich -
jak mówi św. Paweł w Liście do Koryntian - aby wszystkich zbawić”. Przemierzał więc zapadłe knieje, okrążał nieprzebyte gąszcze, wchłaniał leśną przejmującą głuszę, brnął po bagnach, by odwiedzić
zapadłe lepianki i zanieść słowa Dobrej Nowiny do tych, którzy odziani w skóry, ozuci w łapcie z kory, żyjący tylko tym, co złowili w wodzie lub w gąszczu, zapomnieli, że jest Jeden Jedyny Wszechmocny,
Wszechpotężny, Miłosierny, Ojciec wszystkich ludzi, Pan nad pany. I że jest Ona, Najdroższa Orędowniczka, Pośredniczka, Pocieszycielka, Matka Boga i Matka wszystkich ludzi.
W roku 1656 o. Andrzej Bobola uratowany z napadu kozaków na Wilno, udał się do Lwowa z posłaniem do Księdza Biskupa i króla Jana Kazimierza w czasie, gdy miało miejsce ślubowanie przed cudownym obrazem
Matki Bożej Łaskawej, którą władca obrał Patronką i Królową, i opiece Której polecił siebie samego, Królestwo Polskie i wszystek lud. Ojciec Bobola przedstawił także królowi widzenie jednego z zakonników,
w którym Maryja wyraziła życzenie nazywania Jej „Królową Polski”. Także tam, przed Matką Bożą Łaskawą, złożył o. Bobola swój ślub, swoje życzenie, że chce Jej służyć i chce zbawić powierzony
mu lud, nawet za cenę własnej krwi. Skupiony, rozmodlony, usłyszał w sercu obietnicę Maryi, że kiedyś nadejdzie dzień jego zwycięstwa i zwycięstwa Jej, gdyż Ona zawsze wysłuchuje próśb swoich dzieci.
Dzień 16 maja 1657 r. zastał go wśród bezkresnych połaci borów i bagien, wśród ludu swego umiłowanego, tak bardzo spragnionego jego słowa. Ostrzegany przez przed grasującymi watahami kozackimi,
nie wycofał się i nie stchórzył, a gdy trzeba było przypieczętować swoje dzieło życiem, stracił je, wybierając chwalebną śmierć. Pozostał wierny Bogu, krzyżowi i Ewangelii, a sił dodawała mu Królowa.
Gdy zamierzał ratować się ucieczką przed depczącymi jego śladem Kozakami, poczuł dotyk Jej rąk na swojej głowie. Te ręce, które tuliły Boskiego Syna na Jasnej Górze i w katedrze lwowskiej, objęły matczynym
gestem stroskaną głowę „łowcy dusz” i dodały mu sił do przyjęcia nadchodzących cierpień i bólu. I poddał się najstraszniejszym mękom w historii, mękom ponad ludzką wytrzymałość. A gdy skatowany,
wykrwawiony, skonał powieszony do góry nogami na rynku Janowa Poleskiego, Ona przekazała świętego Męczennika Swojemu i Boskiemu Synowi do wiecznej radości w krainie niebieskiej.
Dzisiaj, w Sanktuarium pod wezwaniem św. Andrzeja Boboli na Mokotowie w Warszawie, oglądamy witraż poświęcony Maryi niosącej Jezusa. Pod Jej stopami wyobrażenie ogromnej białozłotej lilii, jakoby
unoszonej przez Serafina stojącego na czele orszaku aniołów, poniżej nich umieszczony św. Andrzej Bobola. Aniołowie unosząc się w szafirowej przestrzeni, oddają cześć i uwielbienie Królowej Aniołów i
Męczenników, równocześnie czuwając nad św. Andrzejem. Między aniołami wiją się z dołu do góry pionowe serpentyny, jako znak łączności między niebem a ziemią.
Niech przez te serpentyny popłyną i od nas uwielbienia i modlitwy, a św. Andrzej Bobola i umiłowana Królowa Polski, niech je przedłożą u tronu Najwyższego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu