Sobotni wieczór. Mimo dość późnej pory na to spotkanie w sali przy kościele księży Michalitów na Bemowie przyszło mnóstwo ludzi. Głównie wychowawcy i wychowankowie placówki wychowawczej prowadzonej przez
Ojców Michalitów, ale także osoby z nią niezwiązane. - Pracuję w przedszkolu. Chciałam zobaczyć kim on jest - mówi pani w niebieskiej kurtce siedząca obok.
Wszystkie spojrzenia skierowane są na drzwi wejściowe, gdzie za chwilę pojawia się tajemniczy gość. Sądząc po stroju, na kapłana nie wygląda: długie włosy, skórzana kurtka z breloczkami, dżinsy. Ks.
Guy’a Gilberta we Francji nie trzeba przedstawiać nikomu. Został wydelegowany przez tamtejszy Episkopat do pracy z nieletnimi, dziećmi ulicy, które wkroczyły na drogę przestępczą.
Nigdy z was nie zrezygnuję
- Parę lat siedziałem w więzieniu, jestem narkomanem - zaczyna Włodek. - Mówiłeś, że brałeś udział w bójkach, by zostać przyjętym przez ludzi z marginesu, ale nie przyjąłeś zasad życia
tych ludzi. A czy bójka - to sprawa moralna? - pyta ks. Gilberta. - Do czego można się posunąć, aby być zaakceptowanym przez dzieci ulicy? - pyta dociekliwie Włodek.
- Kiedy chłopak obraża nauczyciela przed całą klasą, a ten nie odpowiada albo wyrzuca ucznia z klasy, to znaczy, że z nim przegrał - zaczyna ks. Guy. - Jeśli w naszym ośrodku obrazi
mnie któryś chłopców, przy wszystkich, wtedy kładę go na łopatki i wymagam publicznych przeprosin. Tylko w ten sposób mogę doprowadzić do zahamowania przemocy. Może nie wszystko powinienem mówić tak publicznie.
Trzeba by dwa tygodnie przeżyć na ulicy, by móc to zrozumieć. Taki jest język tamtego świata. Większość naszych podopiecznych w dzieciństwie była brutalnie bita przez swoich ojców. Za nic. Kiedy muszę
któregoś z nich uderzyć, to tylko wówczas, gdy zrobi coś bardzo głupiego - opowiada ks. Gilbert.
Włodek nie daje za wygraną: I nigdy nie stracił Ksiądz nikogo przez przemoc?
- Nigdy nikogo nie straciłem. Czuję się jak chory, kiedy muszę kogoś uderzyć. Takiego prawa nie ma żaden z 20 pracujących w naszym ośrodku wychowawców. Każdemu z nich chłopcy odpowiedzieliby
tym samym. Po jakimś czasie chłopcy przychodzą i dziękują mi. Jestem dla nich obrazem ojca, któremu na nich bardzo zależy. Wszystko co robię staram się weryfikować przed Bogiem. Jezus też musiał zareagować
gwałtownie, kiedy wyrzucał przekupniów ze świątyni - mówi ks. Gilbert.
Ks. Guy opowiada historię Michela. Po raz 10 trafił do więzienia. Za narkotyki. Dzień przed przyjazdem do Polski ks. Gilbert otrzymał od niego list. Pisał: „Jesteś jedynym człowiekiem, który
mnie kocha i którego ja kocham”. Kolejni wychowawcy ustanawiani przez sąd nad Michelem rezygnowali z opieki nad nim. Chłopak trafił do ośrodka terapeutycznego ks. Gilberta. - Był wyjątkowo
agresywny, terroryzował wychowawców - wspomina ks. Guy. Po roku sędzina nie mogła go poznać. Zamiast steku przekleństw na powitanie, usłyszała: „Uszanowanie, pani sędzino”. Michel boryka
się z problemem narkotykowym. - Można by powiedzieć: znowu byłeś na odtrutce, odejdź, nie mamy o czym rozmawiać. Z wieloma młodymi łączy mnie jednak głęboka miłość. Kiedy wpadają w kłopoty i nie
mają nikogo, jestem dla nich ojcem, który karze i jest miłosierny - mówi ks. Gilbert. Kiedy Michel odsiedzi wyrok, ks. Gilbert znowu będzie na niego czekał pod bramą więzienia.
Sobotnie spotkanie pokazuje nie tylko jaką walkę trzeba stoczyć o tych, którzy znaleźli się gdzieś na samym dnie. Pokazuje też ile muszą pokonać ci, którzy pogubili się w życiu z braku miłości.
- Ula, narkomanka - przedstawia się krótko ostrzyżona nastolatka. - Od prawie 1,5 roku jestem abstynentką. - Na mojej drodze spotykałam wiele osób, które chciały mi pomagać,
ale traktowali mnie jak „gówienko”. Wyszłam z nałogu dzięki osobie, która obdarowała mnie ciepłem - opowiada dziewczyna.
„Owczarnia” życia
Ks. Guy Gilbert zajął się nieletnimi przestępcami, bo za ich agresją dostrzegł kryjącą się samotność i rozpacz. Większość z nich ma za sobą dzieciństwo naznaczone brutalnym biciem. Wolny czas spędzali
na ulicy, w metrze, skąd już tylko krok do łączenia się w bandy i wkraczania na drogę przestępstwa.
Początkowo ks. Guy chodził do młodych w koloratce. Kiedy jednak zauważył, że będąc z nimi w grupie, traktowany jest przez policję lepiej niż tamci, zdecydował się na włożenie skórzanej kurtki i dżinsów.
- Nie należy mi się dodatkowa porcja szacunku tylko dlatego, że jestem księdzem - mówi.
Młodzi przychodzili do jego mieszkania, które wynajął w dzielnicy, gdzie mieszało się życie najbogatszych z najuboższymi. Przy ks. Gilbercie chłopcy zmieniali się - z jednej z wypraw przywieźli
bukieciki lawendy, które włożyli do skrzynek mieszkańcom bloku. Po czterech latach zaproponowali, by kupić jakiś dom daleko od Paryża. - 10 metrów od twojego mieszkania można kupić narkotyki, a
zaraz po wyjściu z więzienia czekają kumple z dawnej bandy - tłumaczyli.
Własnymi rękami wyremontowali ruderę nabytą w Prowansji. Od tego czasu minęło 30 lat. Dziś mieści się tam ośrodek terapeutyczny dla 400 osób. Trafiają tu nieletni, na których ciążą najgorsze zbrodnie.
Każdego roku sąd kieruje do ks. Gilberta 400 próśb o przyjęcie kolejnych podopiecznych. - Nie mogę przyjąć więcej niż 8 osób rocznie. Kiedyś zdarzyło się przyjąć 15. Stworzyli oni bandę, która zdezorganizowała
miejscową społeczność - wyjaśnia ks. Guy.
Na farmie żyje około 150 zwierząt. Podopieczni - wśród nich są też i dziewczęta - zajmując się nimi, uczą się panować nad swoją agresją. Żadne zwierzę, przy którym ktoś zachowuje się gwałtownie,
nie pozwoli zbliżyć się do siebie. Pobyt w „Owczarni”, bo tak nazwano farmę, na której mieści się ośrodek, trwa dwa lata. Potem młodzi wracają do rodzin zastępczych, usamodzielniają się, podejmują
pracę. Niestety zdarzają się też powroty do więzienia.
- Mam już 69 lat. Dlaczego tak długo wytrzymuję w „Owczarni”? - pyta sam siebie. - To Łaska Boża - dodaje. Co 10 dni ks. Guy udaje się na 48-godzinne rekolekcje.
Jego bronią stał się Różaniec. Ks. Gilbert podsumowuje: chciałbym, żeby młodzi byli już tak samodzielni, i mogli mi powiedzieć: „Dosyć się już naharowałeś, podziadkuj nam Guy”. I dodaje: szykuję
już swojego następcę. Dziękuję Kościołowi, że mi zaufał. Będę trwał na moim posterunku, tak długo jak długo będzie tego potrzebował.
Pomóż w rozwoju naszego portalu