Reklama

Sezon komunijny trwa...

Niedziela w Chicago 21/2004

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Póki jeszcze maj na świecie, muszę napisać o Pierwszej Komunii św. nie tyle od strony przeżycia duchowego, ile od strony mody na zabijanie wszelkiego duchowego przeżywania tejże.
Patrząc na przygotowania do Pierwszej Komunii św., byłam obserwatorem działania typowego „świątecznego syndromu”, którego sens można zawrzeć w krótkim „cała para w gwizdek”. Ważne jest opakowanie, czytaj - stroje, menu obiadu, zaproszeni goście, prezenty itd. Od razu zaznaczam, że nie mamy nic przeciwko dbałości o estetyczną stronę święta, którego oprawa powinna być piękna i godna zapamiętania przez lata. Rzecz w proporcji, która, niestety, ulega wyraźnemu zaburzeniu. Z góry przepraszam tych nielicznych rodziców i opiekunów, którzy potrafią oddzielić ziarno od plew i stworzyć dziecku odpowiednią duchową atmosferę, czyniącą dzień Pierwszej Komunii św. dniem niezapomnianym. Reszta niech podliczy wydatki i głowi się, na co poszło tyle pieniędzy.
„Sezon komunijny”, tak w Polsce mawia się o maju, nie jest obcy także Polonii np. w Ameryce. Porównania narzucają się same, nie będziemy ich więc łopatologicznie wskazywać. Jednak z dziennikarskiego obowiązku o zjawisku i jego powszechności informować musimy, w przekonaniu, że nie zawsze to, co powszechne, jest dobre, a tym bardziej usprawiedliwione.
Czasy, gdy Pierwsza Komunia św. kojarzyła się z zegarkiem produkcji radzieckiej czy rowerem, to przeszłość niemal zamierzchła. I jakby niewinna. Dziś giełda prezentowa to komputery, telefony komórkowe, DVD, czeki na spore sumy i co tam jeszcze państwo wymyślą. W Polsce szanujący się gość, a już chrzestny koniecznie, do rzeczonej koperty włożyć winien od 300 zł w górę (ok. 100 dolarów). Póki prezentomania dotyczyła tylko dorosłych pal sześć, ale ona promieniuje na dzieciaki, które na temat prezentów dyskutują na miesiąc przed Pierwszą Komunią św., i długo po niej. Do narożnika odsyła się nieszczęśnika, który nie otrzymał jakiegoś ekstra-, super-, hiperpodarunku, koniecznie z dziecięcej prezentowej „listy przebojów”. Dzieci z rodzin, które traktują Pierwszą Komunię św. jako wydarzenie o charakterze religijnym, a nie show, potrafią znieść ciśnienie środowiska z godnością, chociaż jest im momentami ciężko, zwłaszcza gdy rówieśnicy naśmiewają się z malca i nazywają jego chrzestnych „sknerusami”.
Na długo przed dniem Pierwszej Komunii św. rozpoczyna się bój o strój. Prym wiodą w tym mamy, które chciałyby swoje córeczki widzieć w tym dniu królewnami Śnieżkami, aniołkami, wróżkami z mgły. Znajomy proboszcz opowiadał, że co roku podejmuje próby namówienia rodziców, by z dzieci nie robić panien młodych i kawalerów, co kończy się zazwyczaj awanturą i głosowaniem. Od lat wygrywają zwolennicy falbanek i welonów. I znów nie w tym rzecz, jak się ubiera dzieci, ale w proporcjach. W domu piętrzą się katalogi komunijnej mody z sukienkami i garniturkami, oddzielne katalogi komunijnego obuwia, wianków, torebek, świeczek, a nawet bukiecików kwiatów dla rodziny. Nad tą stertą spędza się długie godziny, wzywa się na pomoc różne ciotki i pociotki. A w jakim stylu wybrać strój - pastereczki czy damy? Może garnitur w stylu angielskiego dżentelmena, a może lepiej dandysa? Kogo zaprosić i kto się nie obrazi, jeśli nie wyślemy mu zaproszenia na obiad. Domowe przyjęcia to niemal relikt przeszłości. W Polsce ludzie zapożyczają się w bankach, by podołać kosztom Pierwszej Komunii św., zwłaszcza gdy w grę wchodzi wynajęcie restauracji. Restauratorzy mają gotowe menu, dzielą parawanami sale na mniejsze części, kapele mają w repertuarze dziecięce przeboje. Jeśli rodzice zbyt późno zabiorą się za rezerwowanie miejsca, może się okazać, że w żadnym stosownym lokalu nie zostaną przyjęci. Tragedia. Jeśli ma się własny dom, to jeszcze pół biedy, ale jeśli „tylko” apartament w blokach? Gdy rodzice już ledwie trzymają się na nogach, muszą podjąć jeszcze decyzje co do własnego stroju, zamówić wizytę u fryzjera i załatwić setki innych spraw. A tu jeszcze ksiądz ma „nie wiadomo jakie wymagania”, każe codziennie przychodzić do kościoła, modlić się i śpiewać ciągle te same pieśni. Zrozumienie znajdują jeszcze próby tuż przed samą uroczystością, ale już prośba o spowiedź najbliższych i rodziców chrzestnych witana jest długim westchnieniem. Cały ten galimatias chłoną dzieci i z niebywałą wręcz dociekliwością notują wszystkie słabe punkty dorosłych: nasze małe i zupełnie spore religijne wpadki, nasze głośno wypowiadane wątpliwości co do celowości niektórych przedsięwzięć, wreszcie nasze ogólne nastawienie. I to, przyznajmy to z ręką na sercu, przedkładanie „mieć” nad „być”, kładzenie nacisku na to, jak nas ludzie zobaczą, niż jak nas zobaczy Bóg. Ludzkie to bardzo w swej słabości, ale czy godne naśladowania? Pomyślmy o tym przez chwilę, bez względu na to, czy mamy w domu dzieciaka w wieku komunijnym, czy nie. Bo to zjawisko, choć wyraźnie widoczne przy tej właśnie okazji, dotyka w jakiejś mierze każdego z sakramentów - od chrztu po pogrzeb.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Mazowieckie: Zarzut zabójstwa znajomego dla proboszcza z powiatu grójeckiego

2025-07-25 20:41

[ TEMATY ]

śmierć

Adobe Stock

60-letni proboszcz z gminy Tarczyn usłyszał zarzut zabójstwa 68-letniego znajomego, którego podpalone ciało znaleziono na drodze w powiecie grójeckim. Śledczy zamierzają jednak zmienić zarzut na zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem – przekazała PAP prokuratura w Radomiu.

Ksiądz z parafii w Przypkach przyznał się do winy i wskazał motywy zabójstwa swojego znajomego – poinformowała PAP w piątek wieczorem rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Radomiu Aneta Góźdź.
CZYTAJ DALEJ

Warto modlić się i prosić za innych

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii Łk 11, 1-13.

Niedziela, 27 lipca. Siedemnasta niedziela zwykła
CZYTAJ DALEJ

Dramatyczne świadectwa z Gazy – Lekarze bez Granic o głodzie i śmierci

2025-07-26 16:25

Adobe Stock

Brak żywności, wody i pomocy medycznej. W takich warunkach od miesięcy funkcjonują lekarze i mieszkańcy Strefy Gazy. Pracownicy Lekarzy bez Granic (MSF) alarmują: głód stał się bronią wojenną w konflikcie Izraela z Hamasem, a ci, którzy próbują zdobyć jedzenie, giną od kul.

„W pierwszych 6-24 godzinach poziom cukru we krwi spada. Organizm zużywa zapasy glikogenu. Po 3 dniach zaczyna rozkładać tłuszcz, a potem mięśnie, nawet serce - tylko po to, by przeżyć. Wtedy dzieci przestają płakać” - mówi dr Mohammed Abu Mughaisib, zastępca koordynatora medycznego Lekarzy bez Granic w Gazie, w nagraniu dla mediów watykańskich prosto z obozu dla uchodźców.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję