23 czerwca do Kurii Diecezjalnej w Zamościu, jak w każdym roku, przybyli duchowni, siostry zakonne, przedstawiciele ruchów i stowarzyszeń kościelnych, przedstawiciele władz i samorządów miast i gmin z
całej diecezji, a także młodzież i wierni, aby złożyć życzenia imieninowe pasterzowi diecezji bp. Janowi Śrutwie. W imieniu zebranych życzenia złożył biskup pomocniczy diecezji zamojsko-lubaczowskiej
Mariusz Leszczyński. Nawiązał w życzeniach m.in. do 5. rocznicy wizyty Ojca Świętego w Zamościu i do trwającej peregrynacji kopii Obrazu Jasnogórskiego, podkreślając historyczny wymiar tych wydarzeń i
rolę Pasterza w ich tworzeniu. Bp Jan Śrutwa podziękował wszystkim za życzenia i pomoc, jakiej doświadcza oraz zaangażowanie w budowaniu wspólnoty diecezjalnej.
Następnie Ksiądz Biskup wręczył medale zasługi „Za dzieło ewangelizacji”. Warto przypomnieć, iż medal ten ustanowiony został dekretem z 12 grudnia 2003 r. Według postanowień dekretu
jest on „przyznawany tym osobom, które w sposób wybitny włączyły się w sprawę Nowej Ewangelizacji i odnotowały na tym polu znaczące osiągnięcia”. To diecezjalne po raz pierwszy zostało przyznane
podczas spotkania opłatkowego w grudniu 2003 r. Otrzymali je Łucja i Tadeusz Antoniukowie - małżeństwo z Lubaczowa, oraz Maria Gmyz - inżynier architekt, przewodnicząca Rady Miasta Zamościa.
Tym razem zostali uhonorowani: Zofia Świtka - długoletnia katechetka z Tomaszowa Lubelskiego i Jerzy Jasiński - organista z 60-letnim stażem z Hrubieszowa.
W imieniu pani Zofii medal odebrała jej córka, a laudację wygłosił ks. prał. Hermenegild Frąkała, dziekan dekanatu Tomaszów Północ. Powiedział: „Zofia Świtka z domu Jarczak, urodzona 29 października
1926 r. w Dzierążni, córka Adama Jarczaka i Katarzyny Skrzyńskiej. Ojciec jej był kościelnym. W 1936 r. zamieszkali w Tomaszowie Lubelskim, gdyż ojciec zakupił dom obecnie znajdujący się przy
ulicy Piskora.
Ukończyła sześć klas przed wojną. W czasie działań wojennych w Tomaszowie Lubelskim od 17 do 23 września 1939 r. jako uczennica i harcerka opiekowała się rannymi żołnierzami. Nauki nie mogła
kontynuować, gdyż szkoła była zamknięta. Dopiero po wojnie uzupełniła siódmą klasę w Szkole dla Dorosłych w Tomaszowie Lubelskim. Dziekan ks. Stanisław Niedźwiński w 1947 r. wysłał ją na kurs katechetyczny
do Lublina, który zorganizował biskup lubelski Stefan Wyszyński. Z tego czasu ma zaświadczenie i zdjęcie z późniejszym Księdzem Prymasem.
1 września 1949 r. podjęła pracę jako katechetka w następujących szkołach: Jeziernia, Łaszczówka, Majdan Górny, Pasieki, Rabinówka, Rogóźno, Sabaudia, Sznury i Wieprzów. Ksiądz Dziekan dążył
do tego, aby nauczaniem religii objąć wszystkie szkoły, choćby w minimalnym wymiarze godzin. Tę pracę wykonywała do roku 1960, kiedy usunięto religię ze szkół z powodów politycznych. Wtedy rozpoczęła
tajne nauczanie religii w Hucie Lubyckiej i Machnowie Nowym, gdzie proboszczem był ks. Jakub Winiarz. Ostrzegano ją, by zaprzestała nauki religii, ponieważ w każdej chwili mogła zostać aresztowana.
18 lutego 1950 r., UB po pięciogodzinnej rewizji aresztowało ks. Stanisława Niedźwińskiego, który został osadzony na Zamku Lubelskim. W grudniu 1952 r. w Sądzie Okręgowym w Lublinie odbyła
się rozprawa ks. Stanisława Niedźwińskiego, na której zapadł wyrok 10 lat więzienia. Pani Zofia była kurierem w sprawie jego uwolnienia. Wysłał ją ks. Bronisław Falenta do Warszawy z listami - jeden
do siostry Bolesława Bieruta, a drugi do prezesa Sądu Najwyższego w Warszawie. Prezes przyjął ją, jak zapamiętała, w sali nr 913. Był grzeczny, uśmiechał się i mówił, żeby się nie martwić. Siostrze Bieruta
przekazała tylko pismo. UB cały czas ją śledziło. Na pismo przekazane siostrze B. Bieruta ks. Bronisław Falenta, który zastępował ks. Stanisława Niedźwińskiego, otrzymał odpowiedź, której fragment tak
zrelacjonował: „Sprawę Stasia należy odłożyć do maja, będzie amnestia i wyjdzie”. I tak też się stało.
27 maja 1953 r. ks. Stanisław wrócił do Tomaszowa. Gdy likwidowano powiat p. Zofia otrzymała kartkę z informacją wystawioną przez ZMP, że jej postawa polityczna i ideologiczna jest niewłaściwa.
W 1949 r. wznowiła naukę religii, równocześnie sama kontynuowała naukę w Liceum Tomaszowskim dla Dorosłych, które było na prawach państwowych z comiesięczną opłatą. UB nie pozwoliło jej na ukończenie
nauki. Pewnego dnia podczas apelu dyrektor wyczytał ją imiennie i zażądał, aby zgłosiła się do kancelarii, gdzie oznajmiono jej, że jest skreślona z listy uczniów. Dopiero w 1958 r. podjęła dalszą
naukę, a maturę zdała w Zamościu w 1959 r. W tym samym roku złożyła podanie na zaoczne studia na Uniwersytecie Warszawskim i została przyjęta. Ze względu na stan zdrowia musiała jednak przerwać studia.
Dr Peter zatrudnił ją w administracji szpitala i w tym czasie z nim organizowała Muzeum Ziemi Tomaszowskiej.
Muzeum to zostało otwarte przy Szpitalu Miejskim 7 października 1962 r. Pani Zofia wspomina: „W ostatnich dniach życia dr Peter wezwał mnie do siebie i z rękopisu odczytywałam treść jego
opracowania. W pewnym momencie polecił mi, bym opiekowała się muzeum i »nie dała wywlec go za bramę«. Ja mu przyrzekłam, nie przeczuwając, że w dniu następnym zakończy życie. W muzeum przepracowałam
25 lat, w nieopalanym pomieszczeniu, w tym 13 lat na stanowisku kierownika.
Początkowo za pracę w muzeum nie otrzymywałam żadnego wynagrodzenia. W 1987 r. przeszłam na emeryturę. Z chwilą powrotu religii do szkoły w 1990 r. na nowo podjęłam pracę katechetyczną w
Wieprzowie i Sabaudii. Tam pracowałam do 2001 r.”.
Zofia Świtka wychowana była w rodzinie głęboko religijnej. „W domu nie dano by mi jeść, gdybym nie zmówiła pacierza” - jak sama się wyraziła. Od dziecka była związana z Kościołem,
któremu była wierna przez całe życie. Kochała swoją pracę katechetyczną, dzieci i młodzież. Uczyła wiele lat z wielkim zaangażowaniem, nie oglądając się na wynagrodzenie. Przez wiele lat pracy pieszo
uczęszczała do szkół, gdyż nie było dróg i środków lokomocji. Przemierzała nieraz kilkanaście kilometrów dziennie. Nigdy nie opuściła żadnej lekcji religii i nie spóźniła się na nią, choć nieraz trzeba
było iść w śnieżyce i zawieje. Zawsze starała się być o wiele wcześniej.
Znana jest w swoim środowisku jako wielka patriotka. Odznaczona została Krzyżem Kombatanckim Odrodzenia Polski. Krzyżem Partyzanckim, Krzyżem Żołnierza Armii Krajowej, Medalem Akcji „Burza”,
Krzyżem Weteranów Walk o Niepodległość Polski, na który posiada patent nr 28565 z napisem „Bóg, Honor i Ojczyzna” podpisany przez Ministra Kultury i Prezesa Rady Ministrów, a także posiada
stopień podporucznika. Za pracę w Muzeum otrzymała odznaczenie nadane przez Ministra Kultury jako Zasłużony Działacz Kultury.
Powyższe zasługi Pani Zofii świadczą o tym, że całe jej życie wypełnione było uczciwą i solidną pracą z miłości dla Kościoła i dla dobra Ojczyzny”.
Drugi medal został przyznany Jerzemu Jasińskiemu, organiście w parafii św. Mikołaja w Hrubieszowie. Laudację odczytał w imieniu ks. kan. Kazimierza Gawlika, dziekana dekanatu Hrubieszów Południe,
wicedziekan ks. kan. Marian Garmol. Oto jej treść:
„Pan Jerzy Jasiński z 30-letnim stażem organisty parafii św. Mikołaja w Hrubieszowie, urodził się 6 grudnia 1922 r. w Łabuniach. Jest synem Stanisława i Anastazji z Feręsów. Po ukończeniu
Szkoły Podstawowej w Łabuniach wstąpił do Gimnazjum Biskupiego w Lublinie z zamiarem zostania księdzem. Jednocześnie uczęszczał do Szkoły Muzycznej. Po złożeniu egzaminu dojrzałości w 1939 r. wybuchła
wojna. To zmusiło go do powrotu w rodzinne strony. W tym czasie był organistą jego ojciec pracujący tam od roku 1906. Ze względu na podeszły wiek pomagał mu aż do śmierci, która nastąpła w roku 1942.
W tym samym roku - w grudniu wysiedlono mieszkańców Łabuń. Po tym fakcie zmuszony do wyjazdu Jerzy Jasiński udał się do Radzynia Podlaskiego, gdzie pracował w Izbie Rzemieślniczej jako tłumacz (znał
język niemiecki). W tym czasie nawiązał łączność z Podziemiem. 6 stycznia 1943 r., jadąc do brata przyrodniego - organisty na Bronowicach w Lublinie, w czasie łapanki na dworcu kolejowym został
aresztowany i osadzony na wieży Zamku Lubelskiego. Po 2 tygodniach został wywieziony na Majdanek. Na interwencję szefa Izby Rzemieślniczej w Lublinie, któremu podlegała Izba Rzemieślnicza w Radzyniu,
po czteromiesięcznym pobycie został zwolniony, powracając do pracy w Radzyniu Podlaskim, gdzie przebywał aż do wyzwolenia w roku 1944. Nie zamierzał być organistą. Ze względu na matkę, która po wysiedleniu
tułała się po znajomych (gdyż jego dwaj bracia przebywali za granicą, walcząc w Armii Polskiej na Zachodzie, a siostra, uczestniczka powstania warszawskiego przerzucona przez władze podziemia na Wieleńszczyznę,
została aresztowana przez Sowietów i skazana na 10 lat „tiurmy” w Irkucku), musiał zaopiekować się matką, dlatego na jej prośbę i proboszcza parafii wrócił do Łabuń, by zostać organistą.
Podczas pracy w Łabuniach był prześladowany i często wzywany do UB w Zamościu, (zarzucono mu pracę w AK, rozwieszanie ulotek na parkanie kościoła, pozostanie braci za granicą - nakłaniano do
współpracy). Mimo nacisków nie uległ presji, dlatego został aresztowany w roku 1947 i osadzony w podziemiach Urzędu Bezpieczeństwa w Zamościu. Wzywany codziennie na przesłuchanie, po dwu tygodniach zwolniony.
Pełniąc obowiązki organisty w parafii Łabunie, uczył także religii. Pracował też jako sekretarz gminy, a także jako buchalter w Gminnej Spółdzielni. Jest żonaty. Za dwa lata będzie obchodził 60-lecie
małżeństwa. Ma czworo dzieci i ośmioro wnuków. Jako organista pracuje już 60 lat.
Dzisiaj organista Jerzy Jasiński otrzymuje odznaczenie od Pasterza diecezji, co jest radością nie tylko dla niego, jego rodziny, ale całej parafii św. Mikołaja w Hrubieszowie, a zwłaszcza proboszcza.
Jako pracownik parafii i współpracownik znany mi jest od 11 lat jako dobry człowiek, bardzo pracowity, uczciwy, z nawiązką solidnie wypełniający swoje obowiązki, cieszący się wielkim uznaniem społeczeństwa
hrubieszowskiego, o pogodnym, dobrym i delikatnym usposobieniu. Z jego postawy przebija życzliwość, umiłowanie Boga, drugiego człowieka i Kościoła. Jest gorącym patriotą Polski i dobrym synem Matki Kościoła,
a przy tym bardzo skromnym człowiekiem Radość z otrzymanego odznaczenia jest tym większa, że nikt o to nie zabiegał. Sam Pasterz diecezji w porozumieniu z Komisją Organistowską dostrzegł jego zalety,
walory i zasługi, obdarzając dziś tym zaszczytnym odznaczeniem”.
Z wielkim wzruszenie Pan Jerzy przyjął z rąk Pasterza odznaczenie i wyraził podziękowanie, podkreślając, że wszystko co czynił przez całe życie, jest wyrazem jego miłości do Kościoła i nigdy nie oczekiwał
żadnej nagrody, poza nagrodą w niebie.
Niewątpliwie wspaniałą rzeczą jest ustanowienie medalu „Za dzieło ewangelizacji” i przyznawanie go ludziom czyniącym tak wiele dobra dla Kościoła, a przy tym skromnym i pokornym w duchu
Ewangelii. Wielu jest takich wokół nas. Warto ich dostrzec i uczyć się od nich, bo są żywymi diamentami i znakami sprzeciwu wobec fali zła.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
