Wtorek, 8 września 2004 r. Kościół wspomina Narodziny Najświętszej Maryi Panny. W moim parafialnym kościele na Mszy św. licznie gromadzą się dzieci klas zerowych i pierwszych. Prowadzone za rękę
przez swoich rodziców, uśmiechają się jakby same do siebie. Ile w nich dumy i radości. Niedawno przecież rozpoczęły szkołę. Co kryje się teraz w ich młodych głowach? - Zastanawiam się. Może trochę
obaw, czy będą piątki w dzienniczku? Czy matematyka nie będzie zbyt trudna? I oczywiście, kim zostaną jak dorosną?
Ja też tak myślałam. Barwne wstążki na kucykach, uśmiechnięte buzie bliźniaków i te ich kolorowe tornistry z bajkowymi postaciami migają mi przed oczami. Na prośbę księdza podchodzą blisko ołtarza.
Z przejęciem kładą tornistry i wszystkie przybory szkolne. Ksiądz prosi Boga w modlitwie, by obdarzył dzieci łaską mądrości oraz, aby przez wiedzę, którą zdobędą w szkole, mogły poznać Jego dobro i piękno.
I widzę inne, nieme, a jednak krzyczące obrazy - te, które nieustannie pokazuje prasa i telewizja. Biesłan. Setki wykopanych dołów, przy których gromadzą się na półżywe z niewypowiedzianego
bólu matki i ojcowie dzieci, których ciała za chwilę zostaną tam złożone. Ta zbiorowa Pieta matek, trzymających na rękach swoje ukochane dzieci, matek, które nie mogą zaznać ukojenia, przywodzi mi na
myśl oblicze bólu Matki Boleściwej.
Wciąż nie mogę zapomnieć i nie mogę przestać zadawać pytań. Świat nie chciał słyszeć Czeczenii. Dopiero teraz usłyszał przez ten szaleńczy akt terrorystyczny. Dlaczego taka tragedia? Dlaczego giną
bezbronni cywile? Dlaczego tyle dzieci?
Po wydarzeniach 11 września 2001 r. ktoś powiedział, że świat już nigdy nie będzie taki sam. Widząc tę tragedię, mogę powiedzieć to samo. Teraz każdy z nas nosi w sercu kawałek tego bólu, kawałek
Biesłanu. Współczuje i cierpi razem z nim.
Ale co pozostanie w nas po Biesłanie, kiedy ekipy telewizyjne już wyjadą stąd, a światła jupiterów przestaną pokazywać ludzką rozpacz i przerażający szkielet szkoły? Jak wielcy tego kraju wytłumaczą
pokoleniu, któremu wybuchła szkoła, własne mocarstwowe interesy? Co stanie się z umęczoną Czeczenią i jej mieszkańcami? I szukam, jak każdy przerażony dzisiaj coraz bardziej zagrażającym terrorem, światełka
nadziei dla tego świata eskalującego przemocą.
Przypomina mi się teraz rozmowa z pewnym człowiekiem tuż po zaistniałej tragedii, który powiedział: „Wiesz, dopiero wtedy, kiedy człowiek patrzy na to, co się tam wydarzyło, jakby się budził.
Zaczyna dostrzegać obok siebie drugiego człowieka, docenia go i szanuje”. Może właśnie to pozostanie? Oby właśnie to w nas pozostało.
Pomóż w rozwoju naszego portalu