Prawie dwustu księży, seminarzystów i zakonników brało udział
w Powstaniu Warszawskim. Najczęściej wspierali walczących jako kapelani
i sanitariusze, choć zdarzało się że niektórzy chwytali za broń.
Z bronią w ręku walczył w pierwszych dniach Powstania
ks. Antoni Czajkowski, ps. "Badur". Zastąpił młodego powstańca "Rolę",
który na kilka minut przed godziną "W" został postrzelony wskutek
nieostrożnego obchodzenia się z bronią. Ks. Czajkowski poprosił dowódcę "
Leka" o wcielenie do jednostki i przyjął pseudonim żołnierski "Rola
II"; dla upamiętnienia postrzelonego chłopca. Brał udział w zdobyciu
kolejnych kamienic w Alejach Jerozolimskich i na placu Starynkiewicza.
W walkach wyróżniał się odwagą i pomysłowością. Ranny w jednej z
akcji ppor. "Lek" mianował go swoim zastępcą. Po dwóch tygodniach
Powstania, gdy do oddziału zgłaszali się nowi ochotnicy, ks. Czajkowski
postanowił wrócić do obowiązków kapłańskich. Został kapelanem Zgrupowania "
Chrobry II", a więc oddziałów, z którymi walczył do tej pory. Towarzyszył
im, aż do kapitulacji.
Sanitariuszem w Powstaniu i pomocnikiem kapelana był
ówczesny kleryk Metropolitalnego Seminarium Duchownego, Zbigniew
Józef Kraszewski, dzisiejszy biskup senior diecezji warszawsko-praskiej.
Jednak największą część duchownych w Powstaniu stanowili kapelani,
którzy byli integralnie włączeni w struktury organizacyjne Armii
Krajowej. Odpowiedzialnym za organizację kapelanów podczas Powstania
był ks. ppłk. Stefan Kowalczyk, ps. "Biblia", który już w trakcie
walk przydzielał do oddziałów ich opiekunów duchowych. I tak kapelanem
obwodu "Śródmieście" został o. Jan Wojciechowski SJ, ps. "Korab".
Kapelanem na Woli - ks. mjr Władysław Zbłowski SAC, ps. "Struś".
Na Żoliborzu proboszcz z Marymontu ks. Zygmunt Trószyński, ps. "Alkazar",
a na Ochocie prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego ks. Jan Salamucha.
Naczelny kapelan AK, ks. płk. Tadeusz Jachimowski, ps. "
Budwicz", w chwili wybuchu Powstania znajdował się w mieszkaniu na
ul. Elektoralnej, tam urządził prowizoryczną kaplicę. Gdy Niemcy
zajęli całą Wolę, otrzymał polecenie dołączenia do oddziałów powstańczych
koncentrujących się wokół gmachów Sądów Grodzkich na Lesznie. Zwlekał
jednak, spowiadając ludzi. Akurat udzielał rozgrzeszenia, gdy do
kaplicy wtargnęli niemieccy żołnierze. Na prośbę sekretarki kapelana "
Miry" odstąpili od rozstrzelania księdza. Włączyli go do grupy cywilów
pędzonych w kierunku rampy kolejowej na Woli. W drodze jeden z konwojentów
wyciągnął jednak ks. Jachimowskiego z szeregów i zastrzelił.
Ks. Jan Salamucha, ps. "Jan", kapelan Obwodu III "Ochota"
znalazł się wśród słabo uzbrojonych oddziałów, które w większości
zostały wycofane z miasta już w pierwszych dniach. Walki prowadziły
tylko dwie jednostki pozbawione łączności z dowództwem. Ks. Salamucha,
pozostał z mieszkańcami Ochoty i z najdłużej walczącym oddziałem
ppor. Jerzego Gołębiewskiego, ps. "Stach". Oddział ten, liczący ok.
160 ludzi, bronił się zaciekle w przy ul. Filtrowej i Wawelskiej.
Gdy zapadła decyzja o przedzieraniu się kanałami do Śródmieścia ks.
Salamucha osobiście zasunął i zamaskował właz do kanału po ostatnim
żołnierzu. Został z cywilną ludnością Ochoty. Po kilku godzinach
Ochotę zajęli Ukraińcy, którzy rozstrzelali wszystkich zastanych
mężczyzn, wśród nich również ks. Jana Salamuchę.
Ks. Józefa Kowalczyka, ps. "Oracz", w czasie okupacji
wikariusz w Tarczynie, objął duchową opieką batalion por. Wacława
Zagórskiego, ps. "Lech Grzybowski" ze Zgrupowania "Chrobry II". Gdy
dotarł do oddziału, dowódca - dawny działacz PPS - stwierdził, że
oddział składa się głównie z robotników, którzy "nie lubią klechów",
a część żołnierzy należy do innych wyznań. Ks. "Oracz" nie zniechęcił
się takim powitaniem i szybko zyskał sympatię powstańców. Bardzo
dużo z nimi przebywał na pierwszej linii, przynosząc amunicję, żywność,
wodę, świeże ubranie. Spowiadał, grzebał umarłych i prowadził ewidencję
tych, którzy zginęli. Kilkanaście dni po przybyciu do oddziału zginął
spiesząc do rannych podczas ostrzału, trafiony odłamkiem pocisku
artyleryjskiego.
O. Tomasz Rostworowski SJ, ps. "Ojciec Tomasz" działał
na Starówce. Potrafił podtrzymywać na duchu, nawet wówczas kiedy
wydawało się, że nie ma już żadnej nadziei dla walczących. Bardzo
często przebywał z żołnierzami. Na Starówce, w jednym z mieszkań,
zanim zostało zniszczone, grał na fortepianie i śpiewał razem z powstańcami.
Dużo uwagi poświęcał też cywilnym mieszkańcom miasta. Tuż przed kapitulacją
Starówki, zdecydował, że zostanie z rannymi w szpitalu polowym przy
ul. Długiej 7, mimo że miał możliwość przejścia kanałami do Śródmieścia.
Był świadkiem, jak Niemcy żywcem palili rannych powstańców, część
z nich przy ofiarnej pomocy sanitariuszek udało mu się wynieść z
płomieni.
Ks. Wacław Karłowicz również posługiwał rannym na Starówce.
Gdy katedra św. Jana stanęła w płomieniach, uratował figurę Chrystusa
z kaplicy Baryczków. Po bombardowaniu ludzie spontanicznie utworzyli
procesję, w której wśród ruin Starówki przenieśli figurę Jezusa do
klasztoru sakramentek. Po zniszczeniu klasztoru ktoś przeniósł krucyfiks
do podziemi kościoła Dominikanów na Freta. Tam zupełnie nieoczekiwanie
natknął się na niego ks. "Czesław" - Henryk Cebulski podczas spowiadania
i namaszczania rannych. Obok spoczywających na posadzce ciężko rannych
ludzi leżała też okryta płaszczem figura Chrystusa. Opowiadają, że
zmęczony posługą kapłan, namaścił olejem chorych również tę figurę.
O. Józef Warszawski SJ, ps. "Ojciec Paweł" był kapelanem
sławnego batalionu "Zośka". Wspominał, że w sobotę 16 września dowódca
oddziału ps. "Radosław" poprosił go o duchowy zastrzyk - odprawienie
Mszy św., ale nigdzie nie było nawet okruszyny hostii. O. Warszawski
zdawał sobie sprawę, jak wielkie znaczenie moralne dla powstańców
ma Msza św. Niejednokrotnie słyszał, jak o tym mówili. "Cały bezsens
naszej walki staje mi się sensem, kiedy ojciec podnosi Hostię i Kielich"
- powiedział pewnego razu Andrzej Romocki "Morro", dowódca kompanii
w "Zośce". "Ojciec Paweł" zastanawiał się, czy nocą nie spróbować
przedrzeć się do ruin kościoła Świętej Trójcy, aby tam poszukać hostii.
Wówczas został wezwany do ciężko rannego berlingowca. Stan żołnierza
był bardzo ciężki, o. Warszawski chciał się chociaż przekonać, czy
jest katolikiem. Podczas przeszukiwania kieszeni płaszcza znaleźli
z sanitariuszką modlitewnik, a w nim kawałek bożonarodzeniowego opłatka.
Szczęście "Ojca Pawła" nie miało granic, nazajutrz mógł odprawić
Mszę dla zmęczonych żołnierzy, ostatnią Mszę św. na powstańczym Czerniakowie.
Niecały tydzień później, 23 września o. Warszawski, jako
ostatni oficer zgrupowania poddał się Niemcom w dramatycznych okolicznościach
wraz z pozostałymi przy życiu resztkami Zgrupowania "Radosław". Wcześniej
część powstańców przedostała się na prawy brzeg Wisły. Podczas kapitulacji
Ojciec Paweł był świadkiem okrutnej egzekucji drugiego kapelana oddziałów
na Czerniakowie bł. ks. Józefa Stanka SAC, ps. "Rudy", jednego ze
108. polskich męczenników II wojny światowej.
Duża część duchownych nie pełniła formalnie funkcji kapelanów,
nie była wcielona do struktur AK. Niemniej w czasie Powstania opiekowali
się oni ludnością cywilną i rannymi w szpitalach polowych. Po kapitulacji
opuścili miasto wraz z jego mieszkańcami udając się do obozów przejściowych.
Niektórzy poszli do niewoli z żołnierzami, inni trafili do obozów
koncentracyjnych. Wielu z tych, co przeżyli wojnę zostało zakatowanych
w PRL-owskich więzieniach, innym odebrano zdrowie. Na dziejową sprawiedliwość
przyszło im czekać ponad pół wieku.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
