Terminem-wytrychem często pojawiającym się w dyskusjach nad kształtem prawa obowiązującego w państwie jest „neutralność światopoglądowa”. Szermują nim przede wszystkim środowiska lewicowe
i liberalne, przedstawiając „światopoglądową neutralność” jako najlepszy sposób organizacji społeczeństwa żyjącego w państwie, które uwzględniać musi fakt, że jego społeczność jest pluralistyczna,
hołduje różnym systemom wartości, wyznaje różne religie bądź nie wyznaje żadnych. Neutralność, czyli bezstronność państwa świeckiego, oznacza odrzucenie wszelkiej religii czy filozofii państwowej. Państwo
neutralne światopoglądowo stwarza swoim obywatelom równą szansę na wyrażanie osobistych przekonań oraz osobistej hierarchii wartości. Tyle teorii, która - przyznajmy - brzmi całkiem nieźle.
W dzisiejszym pluralistycznym świecie, w którym konkurują z sobą rozmaite ideologie i religie, prawo organizujące życie społeczeństwa musi zachowywać pewien dystans do każdej z nich. W przeciwnym wypadku
groziłoby to niepokojami, nie mówiąc już o tak modnych obecnie oskarżeniach o dyskryminację.
Jednak dokładniejsze przyjrzenie się koncepcji neutralności światopoglądowej objawia dwie rzeczy. Pierwsza to taka, że w ścisłym sensie ta koncepcja jest iluzją: każdy system obowiązującego w państwie
prawa wynika z jakiegoś systemu wartościowania. Te systemy mogą być różne, mogą być z sobą sprzeczne, ale nie da się tworzyć prawa bez odniesienia do takiego podstawowego systemu wartościowania. To z
niego wypływa prawo zakazujące np. kradzieży czy morderstwa. Ktoś może zapytać: skoro państwo jest neutralne, dlaczego zakazuje się organizowania np. partii jawnie faszystowskich, wzywających do przemocy?
Czy tutaj neutralność nie obowiązuje? Ano, nie - prawo nie jest i nie może być neutralne wobec poglądów jawnie destrukcyjnych, a wynika to z tego, że prawo takie opiera się na jakimś systemie wartościowania,
który mówi, co jest dobre, a co złe i co wolno, a czego nie. Z tych względów faktyczna neutralność światopoglądowa prawa nie istnieje - jest to jak próba oddychania bez powietrza.
Druga kwestia związana z neutralnością to fakt, że stała się ona orężem w politycznej walce w rękach środowisk lewicowych. Oznacza to, że państwo i prawo wtedy jest prawdziwie neutralne, kiedy promuje
lewicowe, często antyreligijne wartości. Przykładowo jeśli w jakimś kraju silne są tendencje skrajnie prawicowe, to natychmiast słyszymy z ust zwolenników neutralności głos oburzenia i przestrogi, że
oto zagrożony jest los państwa oraz przyszłość demokracji. Tam natomiast, gdzie odradzają się ekstremiści lewicowi, których poprzednicy popełnili nieporównywalnie więcej zbrodni w historii ludzkości,
z ust lewicowych polityków słyszymy, że... takie są prawa demokracji i powinniśmy to uszanować.
To właśnie pod sztandarem neutralności państwa homoseksualni aktywiści domagają się zgody na zawieranie „małżeństw” przez osoby tej samej płci i możliwości adoptowania przez nich dzieci.
W ich mniemaniu państwo nie powinno oceniać, które małżeństwo jest właściwe - jeśli ktoś pragnie zawrzeć związek małżeński z osobą tej samej płci i zaadoptować dzieci, prawo nie powinno mu tego
uniemożliwiać. Łatwo zauważyć, że te żądania nie wynikają bynajmniej z żadnej neutralności. Przeciwnie, pochodzą one z konkretnej wizji małżeństwa, bazującej na twierdzeniu, że instytucja małżeństwa jest
tylko efemerycznym wytworem społeczeństwa, który można modyfikować w zależności od potrzeb chwili. Krótko mówiąc, pod termin „neutralność światopoglądowa” podstawia się materialistyczną ideologię,
a następnie żąda się, by taką „neutralność” zaakceptowano jako podstawę dla obowiązującego prawa. Nie ma jednak powodu, by chrześcijanie dawali się nabierać na takie oszustwo i ustępowali
przed szantażem lewicowych ideologii, ubranych w ciuszki neutralności światopoglądowej. Celnie wyraził to kard. Renato Martino, przewodniczący Papieskiej Rady „Iustitia et Pax”, który stwierdził:
„Głos Kościoła jest rozmyślnie zagłuszany przez wrzawę i zgiełk wzbudzane przez potężne lobby kulturalne, ekonomiczne i polityczne, kierujące się głównie uprzedzeniami w stosunku do wszystkiego,
co chrześcijańskie. Na ławie oskarżonych tego lobby - nowej świętej inkwizycji, pełnej pieniędzy i arogancji - zasiada przede wszystkim Kościół katolicki i chrześcijanie, wobec których wszystkie
chwyty są dozwolone, aby je uciszyć: od zastraszenia po publiczną pogardę, od kulturalnej dyskryminacji po marginalizację”. Warto pamiętać o tych słowach, gdy znowu usłyszymy o konieczności zaprowadzania
„neutralności światopoglądowej”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu