Reklama

Przeczytane karty ludzkiego Życia (5)

Niedziela przemyska 48/2004

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przyjmijcie tę księgę, którą wam przesyłamy, aby była odczytywana w dniu święta i w dniach zebrań.
(Baruch 1, 14)

Takie słowa rozważali kapłani w brewiarzowej modlitwie Kościoła owego dnia, kiedy w przemyskiej katedrze diakoni złożyli na katafalku księgę życia bp. Stefana, zamkniętą w zimną opatulinę trumny.
To kolejny znak Pana Boga, że księga życia winna być zawsze gotowa do czytania i to przez szczególnego Czytelnika - samego Boga. To on, czasem w najmniej spodziewanym momencie może zapragnąć wziąć tę księgę na wieczystą medytację. Tak było z bp. Stefanem. Od kilku miesięcy obarczony krzyżem choroby, cierpliwie dźwigał się z niej i zdawało się, że bliski już pobyt w sanatorium jeszcze bardziej przybliży go do pełnego zdrowia. I właśnie tej pogodnej nocy z 17 na 18 października z półki życia wziął Bóg jego księgę i zaczął czytać. Kiedy rano wieść ta dotarła do nas, nie mogliśmy uwierzyć. Jeszcze nie zdążyły zatrzeć się ślady pamięci po pogrzebie ks. prof. Potockiego, a już kolejne smutne tony żałoby śpiewał przemyski wiatr. Poniższe słowa są potrzebą serca i wdzięczności za to, że mogłem jako kleryk i kapłan uczyć się z tej księgi. Drogi Księże Rektorze i Pasterzu!
Ostatnie karty zacząłeś zapisywać w ów lipcowy, słoneczny dzień, tak wówczas, zdało się, odległy od tego tekstu księgi Dziejów Apostolskich:

...przynaglany Duchem udaję się do Jerozolimy, nie wiem, co mnie tam spotka oprócz tego, że czekają mnie więzy i utrapienia o czym zapewnia mnie Duch Święty w każdym mieście. (...) Wiem teraz, że wy wszyscy, wśród których po drodze głosiłem królestwo, już mnie nie ujrzycie. Dlatego oświadczam wam dzisiaj (...) uważajcie na samych siebie i na całe stado, w którym Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga, który on nabył własną krwią. (...)
Po tych
słowach upadł na kolana i modlił się razem ze wszystkimi. Wtedy wszyscy wybuchnęli wielkim płaczem. Rzucili się Pawłowi na szyję i całowali go, smucąc się najbardziej z tego, co powiedział, że już nigdy go nie zobaczą.
(por. Dz 20, 26nn)

Nie płakaliśmy wtedy, kiedy wyruszałeś w drogę śladami wielkiego Pawła. Owszem, baliśmy się, że czas to nie najstosowniejszy, bo upał, ale znając Twoją wytrwałą posługę podczas peregrynacji Jasnogórskiej Ikony, nie mieliśmy obaw.
Pierwsze kartki z pozdrowieniami, z zapewnieniami o modlitewnej pamięci napawały radością. I kiedy już szykowaliśmy się na radość powitania, dotarła do nas wieść o Twojej chorobie. Jak się okazało, nie był to wypoczynek. W czasie pielgrzymki modliłeś się za diecezję i w końcu przesłałeś nam ostatnią, nie kreśloną piórem, ale krzyżem cierpienia kartkę. Te karty księgi Twojego życia zmobilizowały nas do modlitwy. W rozmowach częściej mówiliśmy, a w samotności myśleli, o znikomości ludzkiej kondycji.
Krótka była radość obcowania z Tobą po Twoim powrocie ze szpitala. Z niedowierzaniem przyjąłem wiadomość, że księga Twojego życia została zamknięta miłosiernym wyrokiem Pana. Pan zabrał nam księgę, ale pozostawił treści w niej zapisane, będziemy dziękować Bogu za to bogactwo treści i prosić, byśmy jej nie zapomnieli.
Pierwsze karty tej księgi zaczęły zapełniać się w miejscu twego urodzenia pod okiem łańcuckiej Matki Szkaplerznej. Twoją rękę prowadziła troskliwa czułość matki i wymagająca miłość ojca, czemu dałeś tak piękne świadectwo w słowach testamentu. Jak Marianna Pelczarowa, tak twoja mama Maria, prowadziła Cię do łańcuckiej Fary i oddawała tej Najlepszej z matek. I to pierwsza ważna prawda - dom, rodzina to miejsce tworzenia fundamentów przyszłego życia.
Wzrastając w trudnej rzeczywistości wojny i pełnych niepokoju i biedy czasach powojennych zdobywałeś wiedzę. Bogaty nią i wewnętrznym przekonaniem o wołaniu Pana, zapukałeś do seminaryjnej furty. I znowu okazałeś się wiernym aż do perfekcji. Licznie tu obecni Twoi żyjący jeszcze koledzy kursowi, a i młodsi potwierdzą ową anegdotę, jak prześcigali się, żeby w porannym wstawaniu po głosie dzwonka uprzedzić Stefana. Nigdy się to nie udało. Zawsze byłeś pierwszy. Ale to nie ambicja, to wierność w małych rzeczach, której uczyłeś się od wielkich biskupów i kapłanów, pamięć których tak żywa była w Seminarium. Nie dziwiło zatem nikogo, że zaraz po święceniach bp Barda wysłał młodego neoprezbitera na studia specjalistyczne.
Uwieńczywszy pomyślnie okres studiów cenzusem naukowym, mogłeś przez trzy lata zasmakować posługi duszpasterskiej w jarosławskie Kolegiacie. Do dziś trwa pamięć Twojej gorliwości i życzliwości. Wreszcie z roczną przerwą na pogłębienie studiów w Paryżu znalazłeś dom w Seminarium, a Przemyśl, jak kiedyś Łańcut stał się Twoim miastem.
Chciałoby się parafrazując słowa Apokalipsy zawołać - ci tak liczni posługujący w przemyskim, rzeszowskim, sandomierskim, a i jeszcze w wielu innych Kościołach lokalnych, kim są i skąd przybyli? To Twoje bp. Stefanie dzieci - dzieci, które pielęgnowałeś jako prefekt, wicerektor i rektor. To ci, których potem posyłałeś na duszpasterskie żniwo, świadom, że są przygotowani.
Byłeś Mistrzem. Nie tylko i może nie przede wszystkim potęgą przekazywanej wiedzy. To ważne, ale najważniejszą cechą, która czyni Mistrza jest bezgłośne świadectwo. I takie otrzymywaliśmy od Ciebie. Perfekcjonista - jak mówiliśmy. Wzorem bł. Balickiego pierwsze dźwięki dzwonka kończyły wykład, ale też wraz z nimi pojawiałeś się na kolejnym wykładzie. Dokładny jak „szwajcarski zegarek” - tak mówiliśmy. Raz tylko jakby się zapomniałeś. Pamiętam ten dzień, jakby zdarzył się wczoraj. Był 16 października 1978 r. Zbliżała się 18.30. Wychodziliśmy z kaplicy na kolację. Przed chwilą zamilkły słowa modlitwy o szczęśliwy wybór Papieża. Trwało w Rzymie konklawe. I wtedy ujrzeliśmy ten obraz - nasz rektor, jakby zapomniawszy o swojej „szwajcarskiej” etykiecie, zbiegał po dwa stopnie naraz i na dodatek z radiem w ręce. Wymienialiśmy wzrokiem pytające uśmiechy. Za chwilę wszystko stało się jasne. Zdyszanym głosem wypowiedziałeś nowinę o wyborze Jana Pawła II. Potem jeszcze „przepychałeś” się wśród nas do sali telewizyjnej. Tak, wtedy zanikły różnice.
Za sześć lat podobna radość została dana nam, Twoim wychowankom, kiedy dotarła wieść o Twoim wyborze na biskupa. Cieszyła się cała diecezja.
W tym trudnym czasie wniosłeś tak wiele ciepła i poszanowania dla trudnej wówczas kapłańskiej pracy, znaczonej budową nowych świątyń. Zwykle wizytacje to czas porządków, żeby dobrze wypadły. Na Ciebie czekali porządkując sprawy nie z lęku, ale z miłości. Było to możliwe, bo jako biskup wiernie realizowałeś słowa Ojca Świętego zawarte w posynodalnej adhortacji apostolskiej Pastores gregis:

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Biskup może uważać się za prawdziwego sługę komunii i nadziei Ludu Bożego jedynie wówczas, gdy postępuje w obecności Pana. Nie można bowiem służyć ludziom, jeśli nie jest się najpierw sługą Bożym. I nie można być sługą Bożym, jeśli nie jest się człowiekiem Bożym (13).

U kresu pisania swojej księgi życia, przyjeżdżając do kolejnych, licznych parafii przywoziłeś dar szczególny - Matkę Jezusa, którą tak kochałeś. Wraz z Nią dawałeś wiernym swoje słowo bogate, że czasem wystarczyłoby na kilka kazań. Mówiłeś długo, ale jak w przypadku proroka „lubiliśmy Cię słuchać”.
Z twej modlitwy rodził się Twój uśmiech, miłość do dzieci i spotykanych ludzi. Dlatego wieść o Twoim odejściu poruszyła serca mieszkańców tego miasta, które nie tylko stało się Twoim, ale i ono otrzymało w Tobie trudny do przecenienia dar. Twoja skromność, dostrzeżenie spotykanych prostych ludzi. A szczególnie umiłowani byli przez Ciebie ludzie biedni. Wiedzieli, że nigdy nie odmówisz im pomocy. Czyniłeś to bardzo dyskretnie. Kiedyś to widziałem. Gdy zbliżał się biedak, Twoja ręka kierowała się ku kieszeni sutanny. Ale to był jakby dodatek. Najważniejszy dar to był dialog, który od razu zaczynałeś. W trakcie, niewidocznie, wciskałeś w dłoń potrzebującego pieniężny datek. Może czasem czekali na Ciebie bardziej z potrzeby rozmowy, niż samej ofiary.

Reklama

Kres życia jest nieznany. Każdy człowiek przechadza się w towarzystwie swojej śmierci. Poprawę życia odkładacie, gdyż uważacie, że życie potrwa długo. Owszem, niech będzie długie, ale baczcie by było dobre.
(Kazanie wielkanocne z IV w.)

Będziemy baczyć, aby takie było, bo tak nas uczyłeś. Będziemy baczyć, bo będziesz nam o tym przypominał zawsze, ilekroć pochylimy się w geście ucałowania tego ołtarza, który ofiarowałeś Chrystusowi na godne miejsce jego udzielania się w akcie miłości ludowi Bożemu. Z tego, co zostawało z jałmużny składałeś ofiarę na ten dar. Ile razy będziemy przy nim sprawować Ofiarę, tyle razy brzmieć będą w nas Twoje słowa z Pelczarowskiego przesłania:

Reklama

Kapłan to jakby cud nieustający w chrześcijańskim porządku świata.

Młoda poetka napisała:

...Ktoś już przeszedł na drugą stronę
w cichą aleję już wszedł
i tylko Anioł mu towarzyszy
w tej wędrówce na drugi brzeg.

Obiecujemy, że nie tylko Anioł, ale i my będziemy towarzyszyć z naszą modlitwą i pamięcią. Nie chcemy byś żył tylko w naszej pamięci. Chcemy byś żył w nas nadal swoją nauką. Pragniemy, aby Twoje słowo wypowiadane podczas peregrynacji dotarło do wiernych w formie pisanej. Dzięki radiowym nagraniom peregrynacji możemy nadal słuchać, a po wydaniu książki, medytować Twoje słowa.
Wraz z Aniołem z powyższego wiersza idziemy razem z Tobą na drugi brzeg, bo miłość nie umiera, a wiara mówi, że życie wiernych Pana zmienia się, ale się nie kończy i teraz, gdy dotknąłeś już tej szczęśliwości, w której nie ma żadnego zła i nie brakuje żadnego dobra, kiedy cały już jesteś aktem uwielbienia Boga, będącego wszystkim we wszystkich, żegnamy Cię z wiarą na spotkanie w domu Pana.

Reklama

* * *

Czekaliśmy kilka dni na uroczystości pogrzebowe. Był to czas zamyślenia i modlitwy. W słoneczne popołudnie 22 października po raz ostatni tu na ziemi przemierzyłeś drogę ze swojego domu do katedry. Z czułością wtulali się w trumnę księża diakoni. Uroczystościom eksporty przewodniczył bp Kazimierz Górny z Rzeszowa. Słowa homilii wygłosił ten, na rękach którego oddałeś ostatnie tchnienie - bp Adam Szal. Bał się tych słów refleksji, bał się, że wzruszenie odbierze mu głos. Weszło już do języka kurialnego powiedzenie: braciszek bp. Stefana. Tak mówiono o bp. Adamie. I Ty przyjąłeś go jak starszy brat - z radością i gotowością pomocy we wprowadzaniu w ten trudny urząd. Oto fragmenty homilii bp. Adama:

Sługa Uczty

(...) Obraz uczty jest symbolem przyjaźni z Bogiem i zbawienia.

Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną
(Ap 3, 20).

Wiele razy Bóg troszczy się i zabiega o większą zażyłość z nami. Ciągle na nowo powtarza pragnienie prowadzenia serdecznego dialogu ze stworzeniami. On też zachęca swych uczniów do podjęcia odpowiedzialności za innych ludzi, by i do innych dotarło zaproszenie Boże. (...)
Stając dziś w zadumaniu nad trumną śp. bp. Stefana mamy świadomość, że żegnamy upracowanego Sługę, który wierny poleceniu Pana, nie zważając na trud i cierpienie wychodził na opłotki i zapraszał.
Śp. bp Stefan - syn łańcuckiej ziemi, pochodzący z Woli Małej, zapewne z ust swoich rodziców Józefa i Marii z domu Panek, ciężko pracujących na roli, pierwszy raz posłyszał o Bogu, który jest dobry i który czeka na człowieka w świątyni. To dlatego o swoich rodzicach napisał tak pięknie w testamencie: „Oni mnie wychowali, kochali, dobrze mi czynili, pomagali, świecili dobrym przykładem, otaczali troską, miłością, zaufaniem, dobrocią i z szacunkiem”. Jak niekiedy wspominał, z rodzinnego domu musiał kilka długich kilometrów wędrować do łańcuckiej fary, gdzie przed jego oczyma dokonywały się tajemnice wiary - Misterium Wieczerzy Pańskiej. Zapewne wraz z innymi uczniami Liceum Ogólnokształcącego im. Henryka Sienkiewicza w Łańcucie wstępował do niej po drodze i klękając przed ołtarzem i Tabernakulum prosił o pomoc Boga w nauce i w kształtowaniu swego charakteru. Może to właśnie przed świętym ołtarzem z łańcuckiej fary w młodym chłopcu obudziło się pragnienie służby Chrystusowi - Dobremu Pasterzowi, który prowadzi człowieka „po właściwych ścieżkach” i jest Królem - Gospodarzem zapraszającym na niezwykłą ucztę.
W trudnych latach powojennych, po zdaniu egzaminu maturalnego w 1953 r. postanowił nie tylko wytrwać w wierze, ale chciał tę wiarę przekazywać innym i być przedłużeniem rąk i serca Zbawiciela. Rozpoznając swoje powołanie, zgodnie ze swym usposobieniem przygotowanie do kapłaństwa traktował niezwykle sumiennie i solidnie, o czym świadczą wyniki jego egzaminów seminaryjnych. Przełożeni z Seminarium napisali o nim niezwykle pochlebną opinię, w której czytamy: „Poważny, opanowany, skupiony. Pod względem naukowym bardzo uzdolniony, a w pracy bardzo pilny i obowiązkowy. W zachowaniu regulaminu domowego bardzo solidny. Pod względem ascetyczno-moralnym wzorowy. Wobec przełożonych Seminarium odnosił się zawsze z czcią, szacunkiem i posłuszeństwem. Dla kolegów uprzejmy, a słabszym w nauce chętnie pomagał”.
Nic więc dziwnego, że duchowa postawa alumna Stefana i jego solidność w realizacji swego powołania skłoniły bp. Franciszka Bardę do tego, że prawie bezpośrednio po święceniach kapłańskich otrzymanych 7 czerwca 1959 r. młody ks. Stefan został skierowany do podjęcia studiów z zakresu teologii dogmatycznej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
Od swych święceń kapłańskich przez ponad 45 lat życia kapłańskiego stawał przy ołtarzu nie tylko jako uczestnik Uczty Eucharystycznej, ale tak chętnie stawał się narzędziem w ręku Boga i jako „alter Christus” wypowiadał przejmujące słowa konsekracji.
Podczas studiów nie marnował czasu zdając wyśmienicie egzaminy i przygotowując pod kierunkiem sługi Bożego ks. prof. Wincentego Granata pracę dotyczącą pojmowania sakramentów świętych jako osobistego kontaktu człowieka z Bogiem (Personalistyczna koncepcja sakramentów w teologii współczesnej [po encyklice „Mediator Dei”]).
Zgodnie ze zwyczajem istniejącym wówczas w diecezji przemyskiej, po studiach został skierowany do pracy duszpasterskiej pełniąc obowiązki rektora kaplicy Sióstr Niepokalanek w Jarosławiu oraz wikariusza w parafii pw. Bożego Ciała również w Jarosławiu. Jako katecheta oraz wikariusz miał wiele okazji do tego, by mówić o słowach zaproszenia przez Chrystusa na Ucztę Eucharystyczną.
Po trzech latach posługa ta uległa gruntownej zmianie, gdyż decyzją ówczesnego biskupa przemyskiego Ignacego Tokarczuka został mianowany prefektem, a następnie wicerektorem i rektorem Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu. Z przerwą na studia za granicą - w Paryżu - kilkanaście (16) lat poświęcił sprawie formacji alumnów. Był przy tym wykładowcą teologii dogmatycznej i fundamentalnej. Tym samym miał okazję włączenia się w niezwykle ważne dzieło, jakim jest przygotowanie przyszłych kapłanów. Starał się o to, by powołani do kapłaństwa mogli godnie stanąć przy ołtarzu i święcie sprawować Najświętszą Ofiarę. (...)
Jego wykłady niezwykle dopracowane wprowadzały nas w trudne prawdy teologiczne po to, byśmy później mogli nimi żyć i przekazywać je innym.
Wiele razy, wraz z innymi przełożonymi gromadziliśmy się w seminaryjnej kaplicy - przy ołtarzu, by wspólnie przeżywać tajemnicę Eucharystii. Mogliśmy wówczas doświadczać powagi i głębi duchowego przeżywania Uczty Paschalnej przez naszego Przewodnika w drodze wiodącej do kapłaństwa.
Bóg radował się gorliwością swojego posłańca zapraszającego do wejścia na radość uczty Jego Syna. Dlatego poszerzył jego posługę - kazał mu poprzez udział w misji Apostołów, jak Im, iść i głosić Dobrą nowinę - że Pan przygotował stół pełny darów dla każdego. I poszedł. W pokorze posługi. Nie obnosił się ze swą godnością, wręcz czasem jakby zażenowany prosił kapłanów, których wizytował czy odwiedzał z jakąś posługą, by nie podkreślali jego osoby, bo On tu przyszedł jako herold Pana prosić na ucztę i że to Pan Bóg jest najważniejszy i że trzeba służyć przede wszystkim Bogu jako „Odkupicielowi” - tak zresztą napisał w swoim zawołaniu biskupim (Redemptori). Nic więc dziwnego, że Kościół przemyski cieszył się z tego, że posługa kapłana Stefana została niejako rozciągnięta na całą diecezję przez podjęcie przez Niego obowiązków biskupa pomocniczego. Sakrę biskupią przyjął 8 stycznia 1984 r. przez posługę bp. Ignacego Tokarczuka, bp. Tadeusza Błaszkiewicza i bp. Bolesława Taborskiego. Wobec nowych obowiązków stanął pełen ducha i mocy wewnętrznej, płynącej z modlitwy i zakorzenienia w przyjaźni z Bogiem. Zawsze chętny do podejmowania nowych zadań duszpasterskich w diecezji i poza nią. Potrafiący dostrzec każdego człowieka z jego problemami, interesujący się także losem Ojczyzny, regionu, a nade wszystko tak bardzo zatroskany o Kościół, który nazwał w testamencie swoją Matką.
Tak często stawał przy ołtarzu sprawując Najświętszą Ofiarę. Całe Jego życie kapłańskie i biskupie było spalaniem się jako ofiara całopalna dla Boga. (...) Można chyba powiedzieć, że przyjęciem tego daru jest to, że odszedł do Boga w następnym dniu po ogłoszeniu przez Jana Pawła II Roku Eucharystii. W ten sposób ofiara Jego życia została dołączona do Najświętszej Ofiary Zbawiciela. (...)
Śp. bp. Stefana powierzamy dobremu Bogu, prosząc Maryję, do której sanktuariów tak często pielgrzymował, by doprowadziła Go do spotkania z Chrystusem Zmartwychwstałym.

Reklama

* * *

O godzinie 19.30 ponownie zebraliśmy się przy Tobie. Pięknie wykonywane przez kleryków teksty psalmów nieszporów brewiarzowych za zmarłych napełniały katedrę posmakiem Zmartwychwstania. Wyciszał się smutek, przebijała jak słońce zza chmur chrześcijańska nadzieja. My kanonicy siedzieliśmy w stallach. Pamiętam to uczucie. Wszedł bp Adam. Zwyczajem kapituły wstaliśmy dla okazania szacunku. Kiedy siadaliśmy, nasunęła się taka myśl - za chwilę wejdzie bp Stefan i znowu trzeba będzie wstawać. Nie wszedłeś. Byłeś w słowach homilii wygłoszonej przez rektora ks. dr. Mariana Rojka, który przewodniczył nieszporom:

Reklama

W blaskach tryumfu życia!

(...) Przepełnieni bólem rozstania spotykamy się w przemyskiej katedrze, aby modlić się za tego spośród nas, którego Chrystus Dobry Pasterz odwołał z kapłańskiej służby do domu swego niebieskiego Ojca. I mimo tego, że przecież dobrze wiemy, iż raz rozpoczęte życie na tej ziemi kiedyś osiągnie swój kres, to jednak za każdym razem śmierć, a szczególnie śmierć, kogoś bliskiego uderza w nas na nowo swoim ościeniem. Zawsze, również i w tym przypadku, przyszła ona jak złodziej w nocy i, po ludzku sądząc, przyszła o wiele za wcześnie.
W świadomości Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu, dla alumnów i kapłanów, bp Stefan Moskwa, były rektor, długoletni wykładowca teologii dogmatycznej i wychowawca tak wielu pokoleń kapłańskich, jawi się jak potężny i szlachetny dąb, mocno stojący, pełen siły, żywotności i radości, dający tak wielu potrzebującym oparcie, schronienie i bezpieczeństwo. Głęboko zakorzeniony w przemyskim Kościele, czerpał ożywcze soki z wiary i miłości do Jezusa Chrystusa, karmił nas tym, czym sam żył i świadczył swym życiem o tym, czego nas nauczał. To miłość przynaglała go do ojcowskiej troski o każdego z nas, do cierpliwego wsłuchiwania się w ludzkie boleści. On jako Pasterz Chrystusowych owiec i doświadczony wychowawca wiedział, że każdy człowiek ma swoją indywidualną historię i w niej może rozwijać się tylko to, co ma dobre i zdrowe korzenie. Dlatego tak bardzo był otwarty na rozumienie tej historii, na odróżnianie w niej istoty miłości od zwykłych przypadłości, na budzenie nadziei i pomoc w pokonywaniu codziennych słabości. (...)
Biskupie Stefanie, tyle razy podczas wykładów i przy innych okolicznościach stawialiśmy Tobie pytania prosząc o wyjaśnienie Bożych tajemnic i nigdy nie zostawiłeś nas bez odpowiedzi. A teraz wpatrując się w trumnę z Twoim ciałem, pragniemy postawić jeszcze jedno istotne pytanie, na które Ty osobiście znasz już pełną odpowiedź: śmierć, a co po śmierci? (...)
Ze względu na zasługi Jezusa Chrystusa Miłosierny Bóg Ojciec zaprasza tych, którzy z tego świata odchodzą w Jego łasce do kontemplacji Bożego Oblicza, do smakowania rozkoszy tajemnicy Trójcy Świętej, do radosnego i nieskończonego oglądania twarzą w twarz Miłującego Boga.
A my bp. Stefanie, którzy te tajemnice jeszcze widzimy jakby w zwierciadle, niejasno, co mamy czynić? Czujemy się z Tobą związani naszą modlitwą, darem świętej Eucharystii, ofiarujemy w Twojej intencji nasze ludzkie zasługi i łaski zyskiwanych odpustów. A Ty zostajesz z nami w tym samym związku Świętych Obcowania, w tej twojej miłości do Boga i do nas tu na ziemi, wstawiaj się za nami, upraszaj łaski potrzebne do dobrego życia i do świętego kapłaństwa.
Naszą Ojczyzną i naszym domem jest niebo, a my wszyscy jesteśmy jedynie pielgrzymami na tej ziemi. Bp Stefan Moskwa już swój bieg ukończył i otrzymał nagrodę. My zaś nadal zdążamy w naszym pielgrzymowaniu po drogach codziennego życia i troszczymy się o to, by zachować skarb naszej wiary i miłości, jaką Jezus Chrystus wciąż nam daje, a tym skarbem trzeba się nam dzielić i to coraz szybciej, byśmy zdążyli, gdyż ci, którzy z nami żyją tak szybko odchodzą.

Reklama

* * *

Wieczorem, już po godzinie 21.30 zaszedłem do katedry. U trumny czuwali Ksiądz Rektor, przełożeni seminaryjni i klerycy. Było też sporo przemyślan. Poczułem się jakby nie u trumny, ale jak w czasie Triduum Sacrum. Nastrój wyciszenia, pokoju. Wzruszający był obraz, kiedy raz po raz z katedralnej ławki podnosił się ktoś z czuwających i podchodził do trumny. Jedni całowali stułę, inni wieko trumny. Taki synowski pocałunek na dobranoc, tym razem nieco dłuższą niż zwykle, ale przecież tylko dłuższą, bo i utrudzenie wielkie.
Po rannej jutrzni, której przewodniczył ks. inf. Stanisław Zygarowicz, katedra zaczęła napełniać się wiernymi i księżmi. Właściwie całą katedrę zajęli właśnie oni, koncelebransi ostatniej Mszy. Przewodniczy jej przy współudziale kilkunastu biskupów i blisko 700 księży sekretarz Kongregacji do Spraw Świętych abp Edward Nowak.
Kazanie wygłoszone przez metropolitę przemyskiego abp. Józefa Michalika napełniło katedrę wielką ciszą. Potęgowała one te momenty, w których wzruszenie łamało głos Mówcy.

Reklama

Pasterz ofiarny i gorliwy

Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a Moje mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce (J 10, 11nn)
To wielka radość i zobowiązanie, że słowa Ewangelii, słowa samego Pana Jezusa mogą być odnoszone do życia każdego z nas. Słyszeliśmy przed chwilą to bardzo ważne przesłanie Jezusa, ukazujące zarys bardzo wyraźnych konturów istoty kapłaństwa, istoty Pasterskiego Urzędu. Jest nią oddawanie życia za owce. Z wielką wdzięcznością i radością możemy powiedzieć, że słowa Jezusa stały się dewizą życia i posługiwania śp. bp. Stefana. Jak rzadko do kogo, tak do Niego te słowa się mogą odnosić, bo był rzeczywiście dobrym Pasterzem, każdym utrudzonym pracą dniem życie swoje oddawał za owce.
Cechy dobrego pasterza mogą być wielorakie. Najważniejsze z nich, to znać owce, służyć im, wypełnić zadanie posługi i życie oddać (por. J 10, 11nn).
Bardzo wymagająca to perspektywa, ale i bardzo ważna. Warunkuje wszystko w kapłańskim życiu i powołaniu. Z pewnością odnoszą się do niego również następne słowa św. Pawła - wiecie jakim byłem. Znacie mnie (por. J 10, 14). Jego życie było otwarte jak księga, którą wszyscy mogli czytać. Ci najbliżsi i dalsi. Nic nie było z zakłamania, nic z nieszczerości. Można było ją czytać spokojnie. To wielki dar, który otrzymaliśmy, i naszym podstawowym obowiązkiem jest podziękować Panu Bogu za Niego, uświadomić sobie, że warto życie wieść w taki sposób, żeby w ciągu tych lat, które nam Pan Bóg daje, ludzie radowali się naszym życiem. A gdy przyjdzie ostatni moment, jak ten dzisiejszy, żeby tym, którzy nas będą żegnać było smutno, że odchodzi człowiek, który właśnie w taki, a nie w inny sposób żył.
Kapłaństwo święte, nie funkcyjne, to kapłaństwo zakotwiczone w bytowaniu Chrystusa i zjednoczenie z Nim naszego ludzkiego, ziemskiego bytowania we wszystkich sytuacjach - kiedy szafujemy sakramenty, kiedy jesteśmy z drugim człowiekiem, kiedy go spotykamy. Zakotwiczenie w Chrystusa żyjącego w drugim człowieku pozwala uznać jego godność i dlatego się oddaje życie za owce. W nim żyje Bóg, za niego Chrystus umarł i dlatego kapłan pragnie mu usłużyć, a nawet za niego oddać swoje życie, aby go zbawić.
Kapłaństwo bp. Stefana było kapłaństwem wewnętrznie scalonym. To nie było rozbite, rozbiegane posługiwanie. On był całym sobą pasterzem. Przez całe życie. Był nauczycielem, szczególnie ofiarnie głosił kazania w czasie nawiedzenia obrazu Matki Bożej, które było wielkim przejściem Bożej łaski przez naszą archidiecezję, ale jednocześnie było, jak dzisiaj widzimy, wielkimi rekolekcjami, które On i każdy z nas bardzo intensywnie przeżywał. Można powiedzieć, że Matka Pana przygotowała Go na tę ostatnią godzinę. Jakby z wdzięczności za to Boże słowo, zawsze bardzo starannie przygotowane, którym wychwalał Jej chwałę i innych do tego uwielbienia zachęcał.
Duchowość kapłańska, to nie snobizm, to nie chęć błyszczenia, ale to czytelne zjednoczenie z Chrystusem. Fundamentalnym znakiem autentycznej duchowości kapłańskiej jest owa czytelna nadprzyrodzoność, którą w sobie nosi kapłan. Konsekwencją niejako takiej duchowości jest wprost przymus dzielenia się tym darem z innymi.
Biskup Stefan żył 69 lat. Urodził się i wychował w Woli Małej pod Łańcutem, w chrześcijańskiej, szlachetnej, dobrej rodzinie, z której wziął wiele bardzo ważnych cech. Otrzymał też od Boga bardzo bogate dary. Jego świadectwo dojrzałości jest bardzo wyrównane, bo od początku do końca ma najwyższe oceny. Miał szansę wybrać każdą uczelnię, możliwość, z której nie skorzystał, bo jego celem było być wiernym temu delikatnemu bardzo, ale bardzo poruszającemu i ważnemu głosowi Boga. Wstąpił do Seminarium Duchownego, został wyświęcony na kapłana...
Czterdzieści pięć lat kapłaństwa, dwadzieścia lat biskupstwa: to cyfry bardzo suche, ale wypełnione życiem niezwykłym. Może niech obrazem tego życia będzie Jego testament, którego fragment warto przeczytać, bo mówi o tym, co sam bp Stefan chciał nam w dniu dzisiejszym powiedzieć. Czyni to z całą skromnością, która znaczyła Jego życie.
„Dziękuję Bogu za to, że powołał mnie do życia, a jeszcze bardziej za to, że czyniąc mnie chrześcijaninem przeznaczył mnie do pełni życia w wieczności. Zarazem poczuwam się do obowiązku wdzięczności wobec tych, którzy przekazali mi życie ziemskie, to jest wobec rodziców oraz wszystkich, którzy mnie wychowywali, kochali, dobrze mi czynili, pomagali, świecili dobrym przykładem, otaczali troską, miłością, zaufaniem, dobrocią, przyjaźnią i szacunkiem. Patrzę z wdzięcznością na rodziców, krewnych, nauczycieli, wychowawców, kapłanów, przyjaciół i wszystkich, których w życiu spotkałem. I którzy swoją dobrocią i pracą mnie ubogacali. We wdzięcznej pamięci zachowuję wszystkich, którzy byli moimi współpracownikami i przyjaciółmi w kapłańskim i biskupim posługiwaniu. W Seminarium Duchownym, Kurii Metropolitarnej i na parafiach”.
Potem są słowa podziękowań wobec księży diecezji, sióstr Rodziny Maryi i innych ludzi. Ten passus testamentu kończy znamiennymi słowami: „Moje słowa pożegnania nie byłyby wyczerpujące, gdyby zabrakło w nich szczerej prośby o przebaczenie, jeśli kogoś obraziłem, uczyniłem krzywdę, nie usłużyłem, jeśli kogoś wystarczająco nie kochałem. Podobnie ze swej strony przebaczam wszystkim, którzy takiego przebaczenia ode mnie oczekiwali”.
Oto, bracia i siostry, wdzięczność i wiara, które promieniują z tego człowieka, z jego życia i z jego słów. Także w momencie, kiedy go żegnamy. Bez wiary, takich słów człowiek nie jest w stanie powiedzieć.

Reklama

Testament kończy się wyrażoną nadzieją na zmartwychwstanie. To jest chrześcijańska moc i siła, która we wszystkich sytuacjach pozwala znaleźć nowy wymiar przeżywanej rzeczywistości. W testamencie Biskupa jest również bardzo ciekawy fragment mówiący, że Kościół uważa za matkę. Temu Kościołowi starał się służyć i wszystko przez całe życie oddawać. Wszystko otrzymawszy od Kościoła, Jemu daje. Jest coś wzruszającego w tym, że drobne ofiary, które otrzymywał, przez lata całe bardzo dokładnie i systematycznie notował, kontrolując siebie samego i ofiarował, by ufundować ten marmurowy ołtarz do katedry i ambonę, przy której dzisiaj stoimy. Chciał całym swoim życiem służyć Bogu. Żył skromnie, a nawet można powiedzieć ubogo. To był człowiek, który miał otwarte serce dla innych, który nie myślał, nie zabiegał, ale i nie mówił o sobie, „nie sprzedawał” siebie w rozmowie. On był cały dla innych.
Czuję wewnętrzną potrzebę, aby powiedzieć, że dziękuję Panu Bogu dziś za jego życzliwość, którą i mnie okazał. Kiedy przyszedłem do Przemyśla znalazłem się w bardzo trudnej sytuacji. Tak się złożyło, że dzisiaj wprowadziła nas w liturgię świętą pieśń o krzyżu. Pewnie każdy człowiek ma trudne momenty swojej Golgoty. Bez bp. Stefana - nie raz to powtarzałem, i chcę to dzisiaj powiedzieć Panu Bogu i Jemu, że dziękuję za Niego - bez tej obecności byłoby mi bardzo trudno. Nie wiem, czy krzyż łaski, który trzeba przyjmować, byłby możliwy do właściwego przeżycia bez jego pomocy. Potem Pan Bóg stawiał na tej drodze innych, życzliwych mi ludzi, ale bp Stefan był tym pierwszym, który przez miłość otwierał swoje serce. Tak, to jest wielka tajemnica serca, które nienawiść zamyka, czyni zimnym, mroźnym, nieprzyjaznym, a które miłość tak pięknie otwiera i nieustannie rozwija.
Potem przyszła ta nagła choroba, odebrałem ją również jako znak dla siebie. Myślałem - pewnie Pan Bóg chce, żebyśmy tę rzeczywistość przemyskiego Kościoła budowali nie tylko pracą, życzliwością, dyspozycyjnością, gotowością do pomocy, modlitwą nawet, ale i darem Jego cierpienia. Może Pan Bóg chce zwrócić uwagę i mnie, żebym więcej cenił wymiar krzyża, zawsze potęgujący wewnętrzny wymiar posługi. I tak sobie myślę, że trzeba przyjąć przykład, jaki zostawił nam swoim życiem - pełnić wolę Bożą, podejmować różne zadania, radując się, że możemy być na tej ziemi przydatni Panu w takiej - którą On wybrał, a nie my sami - sytuacji. I przyszedł ten moment, kiedy Pan przez śmierć bp. Stefana mówi jeszcze jedno słowo - że życie się odmieni, ale się nie skończy. Od dnia śmierci Jego posługa ma już inny wymiar. Stanie tam obok rzesz kapłanów i wiernych, którzy przeszli przed nami, stanie przed Bogiem, aby przepraszać i uwielbiać, i wstawiać się za nami. Wierzę mocno, że będzie naszym orędownikiem.
Nie są to puste słowa. Wielokrotnie doświadczamy pomocy od ludzi na ziemi, ale umiejmy uświadamiać sobie, że ta pomoc może przychodzić i przychodzi z wysoka. Bóg stawiając konkretnych ludzi i wydarzenia na drodze naszego życia kieruje przesłanie również i do nas. Każdy pogrzeb, każda śmierć, każde rozstanie jest lekcją wiary. Dla tego, który odchodzi, dzień śmierci jest najważniejszym dniem życia, dla nas może być najważniejszym dniem refleksji i odpowiedzi na zaproszenie, które tym wydarzeniem Bóg do nas kieruje. Niech nie zabraknie w naszych sercach serdecznej modlitwy za bp. Stefana, za naszych bliskich zmarłych, ale i szczerej przed Panem refleksji nad naszym życiem i nad naszą śmiercią. Amen.

Reklama

* * *

Przyszedł czas na ostatnie pożegnania przez tych, którzy mieli ku temu powód szczególny. Najpierw proboszcz archikatedry ks. prał. Mieczysław Rusin:

Reklama

Wiatr, co w przelocie
piramidy kruszy
Wszystko Ci weźmie,
życie twoje strawi
Tylko, co piękne
w Twojej duszy
To ci zostawi.

Taki testament znalazł, porządkując rzeczy po zmarłej matce nieżyjący już ks. prof. Pasierb. Dziś, kiedy patrzymy na tę trumnę, słowa te powielają się jak kolejne przesłanie od tych, którzy odeszli do miejsca, w którym, jak to na tamtym świecie, nie przyjmują żadnego bagażu z wyjątkiem tego, co dusza uniesie. Dlatego dziękujemy Bogu, że dał nam Przewodnika o skromnej posturze fizycznej, ale potężnego herosa, powiększającego każdego dnia piękno swej duszy. Jako proboszcz parafii katedralnej chciałem podziękować Panu Bogu za dar takiego formatora, który bogactwem wiedzy, osobowości, formował mnie i wielu moich braci kapłanów. Nade wszystko dziękuję za bogactwo ducha, które było milczącą szkołą kapłańskiej gorliwości.
Żegnam Cię umiłowany Pasterzu, w imieniu moich współpracowników, którzy w ów poniedziałkowy dzień chcieli Cię odwiedzić, ale uczynili to już szlakiem modlitwy.
Dziękuję Bogu w imieniu parafian i tych, którzy do tej matki kościołów pielgrzymowali z całej archidiecezji, za owoce posługi bp. Stefana.
Wreszcie pragnę udzielić głosu ludziom biednym, skrzywdzonym przez życie i ludzi - na ciele i duchu. Wiedzieli, że kiedy bp Stefan będzie szedł do kiosku, do lekarza, na posiłek mogą spotkać Jego hojną dłoń. Bardziej, jak obserwowałem, cieszyli się, że obdarowywał ich swoim słowem i tym niepowtarzalnym uśmiechem. Oni, jakby zniewoleni, odwzajemniali ten uśmiech i wiem, że odchodzili inni, mocni nadzieją, że mogą być lepsi, że mogą czuć się godni, bo biskup ich zauważył.
Ten ogromny ciężar dobra Bóg pomnożył swoją miłością. (...) Nie żegnamy Cię, zmieniamy tylko przestrzeń naszych spotkań. Odpocznij w Panu i pamiętaj o nas uśmiechem wstawienniczej modlitwy.

Reklama

* * *

W imieniu miasta żegnał bp. Stefana prezydent Robert Choma:

Reklama

Któż z nas, przemyślan Go nie znał? Człowieka wielkiej skromności i pokory, wspaniałego kapłana pełnego humoru i ciepła, zawsze życzliwego ludziom. Charakterystyczna sylwetka przemierzającego co dzień rano ulice naszego miasta Księdza Biskupa była stałym fragmentem pejzażu naszego grodu. Od lat wychowywani na głębokich, patriotycznych homiliach, modliliśmy się do Boga dziękując za duszpasterza, który także dla sprawujących funkcje publiczne był i pozostanie wzorem i przykładem. (...)
Przepełnione duchem Ewangelii, pełne wzruszeń myśli związane z naszym dziedzictwem kulturowym, do którego tak mocno byłeś przywiązany Ekscelencjo, odczuwaliśmy zawsze jako troskę i odpowiedzialność Biskupa za powierzoną owczarnię. W tym roku dziękowaliśmy Bogu za dwadzieścia lat posługi biskupiej ks. Stefana Moskwy. W tym też roku Bóg zechciał doświadczyć Go krzyżem cierpienia.
Osobiście wiele razy doświadczałem serdecznej jedności z problemami i sprawami, którymi dzieliłem się z bp. Stefanem. Ostatni raz, gdy odwiedziłem Go w szpitalu, pełen życzliwości i troski pytał o problemy miasta, ciekaw był zadań, które zamierzamy realizować. Takim Cię zapamiętałem na zawsze, Drogi Pasterzu. Pomimo choroby zatroskanego o Kościół, który współtworzymy my - świeccy, gotowego być dla nas oparciem, swoją postawą umacniającego nas w wierze.
(...) Dzisiaj stoisz przed Bogiem z rękoma pełnymi owoców.

Jako mieszkańcy Przemyśla szczerze dziękujemy za tę posługę. Na zawsze zostaniesz Księże Biskupie w naszej pamięci i w naszych sercach.
Bóg zapłać za wszystko.

* * *

I ruszył długi pochód. Ulicami Franciszkańską, Słowackiego wielotysięczna modląca się wspólnota dotarła na cmentarz - miejsce doczesnego oczekiwania na dzień Zmartwychwstania. Grobowiec, jak pocałunkami okryły wieńce i te najbardziej wzruszające, składane przez nieznanych ludzi małe wiązanki kwiatów. Słońce oświetlało świat i nasze smutne nieco twarze, tańczyło na niebie radosny taniec zwycięstwa życia nad śmiercią, taniec wdzięczności za to piękne życie i dawało nadzieję, że takimi właśnie smugami ciepła wstawienniczej pamięci zostaje z nami nasz Pasterz - wierny i dobry bp Stefan Moskwa.

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Maryjo ratuj! Ogólnopolskie spotkanie Wojowników Maryi w Rzeszowie

2024-04-21 20:23

[ TEMATY ]

Wojownicy Maryi

Ks. Jakub Nagi/. J. Oczkowicz

W sobotę, 20 kwietnia 2024 r. do Rzeszowa przyjechali członkowie męskiej wspólnoty Wojowników Maryi z Polski oraz z innych krajów Europy, by razem dawać świadectwo swojej wiary. Łącznie w spotkaniu zatytułowanym „Ojciec i syn” wzięło udział ponad 8 tysięcy mężczyzn. Modlitwie przewodniczył bp Jan Wątroba i ks. Dominik Chmielewski, założyciel Wojowników Maryi.

Spotkanie formacyjne mężczyzn, tworzących wspólnotę Wojowników Maryi, rozpoczęło się na płycie rzeszowskiego rynku, gdzie ks. Dominik Chmielewski, salezjanin, założyciel wspólnoty mówił o licznych intencjach jakie towarzyszą dzisiejszemu spotkaniu. Wśród nich wymienił m.in. intencję za Rzeszów i świeckie władze miasta i regionu, za diecezję rzeszowską i jej duchowieństwo, za rodziny, szczególnie za małżeństwa w kryzysie, za dzieci i młode pokolenie. W ten sposób zachęcił do modlitwy różańcowej, by wzywając wstawiennictwa Maryi, prosić Boga o potrzebne łaski.

CZYTAJ DALEJ

Bp Artur Ważny o swojej nominacji: Idę służyć Bogu i ludziom. Pokój Tobie, diecezjo sosnowiecka!

2024-04-23 15:17

[ TEMATY ]

bp Artur Ważny

BP KEP

Bp Artur Ważny

Bp Artur Ważny

Ojciec Święty Franciszek mianował biskupem sosnowieckim dotychczasowego biskupa pomocniczego diecezji tarnowskiej Artura Ważnego. Decyzję papieża ogłosiła w południe Nuncjatura Apostolska w Polsce. W diecezji tarnowskiej nominację ogłoszono w Wyższym Seminarium Duchownym w Tarnowie. Ingres planowany jest 22 czerwca.

- Idę służyć Bogu i ludziom - powiedział bp Artur Ważny. - Tak mówi dziś Ewangelia, żebyśmy szli służyć, tam gdzie jest Jezus i tam gdzie są ci, którzy szukają Boga cały czas. To dzisiejsze posłanie z Ewangelii bardzo mnie umacnia. Bez tego po ludzku nie byłoby prosto. Kiedy tak na to patrzę, że to jest zaproszenie przez Niego do tego, żeby za Nim kroczyć, wędrować tam gdzie On chce iść, to jest to wielka radość, nadzieja i takie umocnienie, że niczego nie trzeba się obawiać - wyznał hierarcha.

CZYTAJ DALEJ

Franciszek: niech Bóg błogosławi Węgrów!

2024-04-25 11:10

[ TEMATY ]

papież Franciszek

PAP/EPA/FABIO FRUSTACI

„Niech Bóg błogosławi Węgrów” - powiedział papież przyjmując dziś na audiencji pielgrzymów z tego kraju, przybyłych, aby podziękować mu za ubiegłoroczną wizytę apostolską w swej ojczyźnie. Obok prymasa Węgier, kardynała Pétera Erdő i przewodniczącego episkopatu Węgier, biskupa Andrása Veresa gronie pielgrzymów obecny był także nowy prezydent kraju Tamás Sulyok.

Ojciec Święty mówiąc o swej ubiegłorocznej pielgrzymce zaznaczył, że przybył jako pielgrzym, aby modlić się wspólnie z węgierskimi katolikami, także za Europę, w intencji „pragnienia budowania pokoju, aby dać młodym pokoleniom przyszłość nadziei, a nie wojny; przyszłość pełną kołysek, a nie grobów; świat braci, a nie murów. Modliłem się za wasz drogi naród, który przez tysiąclecie zamieszkiwał tę ziemię i użyźniał ją Ewangelią Chrystusa. Obyście w modlitwie zawsze znajdowali siłę i determinację do naśladowania, także w obecnym kontekście historycznym, przykładu świętych i błogosławionych, którzy wywodzą się z waszego narodu” - zachęcił papież. Przypomniał, że realizacja daru pokoju „zaczyna się w sercu każdego z nas ... Pokój przychodzi, gdy postanawiam przebaczyć, nawet jeśli jest to trudne, a to napełnia moje serce radością” - stwierdził Franciszek.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję