Reklama

Zjazd Horodelski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Polacy nigdy nie pogodzili się z utratą niepodległości. Nie zaakceptowali też władzy zaborców i nie porzucili myśli o odbudowie własnego silnego państwa na bazie Rzeczpospolitej Jagiellonów. Po roku 1848, gdy mocarstwa urządziły pogrzeb Polsce i innym narodom, Polacy przez pewien czas żyli jakby w letargu i przygnębieniu, z którego zostali wyrwani, gdy wybuchła wojna zwana krymską w 1853 r. Wiele wówczas uczyniono dla sprawy narodowej, ale na skutek różnych wydarzeń międzynarodowych wysiłki te nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Z nadzieją patrzono na cara Aleksandra II, który zawiódł Polaków i Europę. Wprawdzie trochę złagodził ucisk zaprowadzony przez swego ojca, ale rozwiał marzenie o niepodległej Polsce. Ta zawiedziona nadzieja stała się jakby iskrą, która zapaliła i obudziła ruch narodowo-niepodległościowy ciągle wzrastający, który przybrał w końcu niesłychane rozmiary i doprowadził do powstania styczniowego. Niepodległość Polski w granicach przed pierwszym rozbiorem z 1772 r. stała się hasłem wszystkich. Różne ugrupowania polityczne, bazując na tych nadziejach, rozpoczęły działania w tym kierunku, aby naród przygotować do przyszłego powstania przez propagandę ustną, wydawanie tajnych pism i organizowanie manifestacji politycznych. Ruch patriotyczny wyparty z ulic Warszawy i innych miast chronił się w kościołach, znajdując wyraz w pieśniach i modlitwach. Pierwiastek narodowościowy łączył się z religijnym. Poprzez nabożeństwa, pieśni religijne, procesje, pogrzeby, śpiewy patriotyczne napawał ludność żarem miłości do Ojczyzny i stawał się protestem wobec świata przeciw obcemu panowaniu. Manifestacje tego typu wzmogły się, gdy żołnierze rosyjscy w Warszawie otworzyli ogień do bezbronnego tłumu. Na znak protestu ludność ubierała się na czarno, cały czas trwała żałoba narodowa wzbudzająca wściekłość Rosjan. Noszono specjalnie wykonane żelazne krzyże i obrączki.

Biskupi wydali zarządzenia nakazujące zamykanie sprofanowanych przez Rosjan kościołów. Demonstracje rozciągały się na wszystkie miasta Królestwa oraz na Litwę i Ruś. Uczestnik tych wydarzeń, Kazimierz Gregorowicz, działający w Lublinie pisze: "Osoby różnej płci i różnego wieku kornie na klęczkach zanosiły modlitwy do Stwórcy, aby wedle wyrażenia ludzkiego przebłagać gniew Jego, uprosić zmiłowanie nad narodem przez przywrócenie Polsce świetności starożytnej".

Na fali takich patriotycznych nastrojów powstała myśl uczczenia w Horodle nad Bugiem 448. rocznicy zawarcia Unii Horodelskiej ( 1413 r.). Unia ta jest przepiękną i chwalebną kartą naszej historii. To, co podpisano wówczas w Horodle, chyba nie miało swego odpowiednika ani w przeszłości, ani w przyszłości. To był nie tylko akt polityczny, ale także głęboko religijny, był on jakby adopcją bratnich Litwinów. Strona polska udzieliła rodom litewskim swoich herbów, co dziś może być porównane do udzielenia komuś swego nazwiska, jak w wypadku adopcji dziecka, a to otwiera drogę do wielu innych przywilejów.

Na 10 października 1861 r. zwołano do Horodła delegacje z wszystkich polskich ziem. Program uroczystości opracowywano w Warszawie i Lublinie. Głównymi architektami i organizatorami byli o. Marek Laurysiewicz - zakonnik unicki bazylianin z Chełma, ks. Bojarski - kanonik krasnostawski, o. Fidelis - kapucyn z Lublina, adwokat Kazimierz Gregorowicz, Marian Dubiecki i inni. Procesja wychodząca z Lublina doszła do Stefankowic (ok. 16 km do Horodła), gdzie urządzono krótki postój. W uformowanym szyku zmierzała do wyznaczonego celu. Na przedzie szli księża z krzyżami, następnie chorągwie i ołtarzyki, dalej lud. Obecny był także biskup lubelski Baranowski. Powrócił on jednak do Lublina, nie biorąc udziału w uroczystościach rocznicowych, prawdopodobnie z powodu śmierci i pogrzebu arcybiskupa warszawskiego Fijałkowskiego. W procesji brało udział ok. 8 tys. uczestników gotowych na wszystko, nawet na śmierć. Rosjanie, chcąc zniechęcić do udziału w manifestacji, rozpuszczali pogłoski, że ludzie zostaną rozstrzelani, że chłopi napadają i zabijają itp. Nie były to puste słowa, bo do Horodła bronili dostępu żołnierze carscy pod dowództwem gen. Chruszczewa. Procesja doszła do wioski w pobliże Horodła (prawdopodobnie do Kopyłowa), gdzie w unickim kościele odprawiono nabożeństwo, a o. Fidelis wygłosił płomienne kazanie, zaczynające się od słów: "Bracia moi, kochacie kraj i gotowi jesteście dla niego uczynić największe poświęcenie. Nie macie jednak sposobności do okazania czynem waszej gotowości w tej mierze, bo utrata waszego życia, zdrowia lub pieniędzy nie przyniosłaby jeszcze żadnego pożytku dla narodowej sprawy. (...) Bracia moi, za kilka godzin spotkamy się z naszymi nieprzyjaciółmi. W jaki sposób postąpią z nami - nie wiemy.

Wnosząc jednakże z ich czynów w Warszawie, możemy przypuszczać, że doznamy jak najgorszego obejścia. Niezadługo może niektórzy z nas, a może wszyscy staniemy przed sądem Bożym. Dołóżmy starania, aby dusze nasze były przygotowane do opuszczenia więzów ziemskich, toteż uklęknijcie, bracia moi, mówcie pobożnie spowiedź powszechną, a ja wam udzielę śmiertelne rozgrzeszenie".

Generał Chruszczew (wg Gregorowicza Chruszczow) ustawił po obydwu stronach drogi prowadzącej do Horodła piechotę w szyku bojowym, artyleria zajęła miejsce pośrodku, a kawaleria na skrzydłach, do miasteczka nie było dostępu. Lud stanął naprzeciw wojska ze śpiewem Kto się w opiekę. Generał po rosyjsku powiedział: "Mam stanowczy rozkaz niewpuszczenia was do miasta i spełnię go z całą ścisłością" . Po chwili dodał: "Macie jeszcze pola". Ks. Bojarski zapytał, czy rzeczywiście ma rozkaz nie wpuścić procesji do Horodła i strzelać do ludzi. Chruszczew wszystko stanowczo potwierdził i pozwolił z kościoła zabrać tylko potrzebny sprzęt liturgiczny do odprawienia Mszy św. Wyszukano dogodne miejsce na polach horodelskich na niewielkim wzniesieniu. Z pobliskiego lasu przyniesiono ścięty dąb i z niego wykonano krzyż, nie zdzierając kory, który wkopano w centralnym miejscu, a przed nim ustawiono ołtarz polowy. "Tysiące ludzi o różnobarwnych strojach, zalewające obszary pól, nad nimi powiewają sztandary i godła narodowe, a w ich oku i sercu tyle zapału, tyle wiary w lepsze jutro, iż się to wypowiedzieć nie da. Potrzeba było żyć wówczas, patrzeć na to własnymi oczyma, odczuwać tę potęgę ducha, która podnosiła społeczeństwo na nieznane przedtem wyżyny, aby zrozumieć, czym były owe godziny Zjazdu Horodelskiego. Uroczystą Mszę św. odprawiali kapłani obydwu obrządków - w obrządku rzymskim celebrował wspomniany o. Anicet, a w greckim o. Laurysiewicz i wielu kapłanów unickich. Uczestnik tych uroczystości Dubiecki tak wspomina te chwile: "Bardzo znaczny zastęp kapłanów świeckich obu obrządków i zakonników przeróżnych zgromadzeń otaczał ołtarz, a hymn religijno-narodowy Boże, coś Polskę, który wówczas wszędzie się spotykał, ulatywał z wielu tysięcy piersi... Wszystkie te masy, których liczbę trudno było określić, bezbronnie tam się stawiły, acz w nich była świadomość, że w każdej chwili mogą się stać ofiarą szeregów zbrojnych...

Tym uczuciem przejęte były i owe tysiące, klęczące, rozmodlone dookoła ołtarza, na ścierniskach horodelskich łanów". Duchowieństwo obecne na tej uroczystości - jak przewidywano - poszło na męczeństwo, najpierw były przesłuchania w więzieniach, a w końcu zsyłka na Syberię.

Po Mszy św. przemawiał o. Laurysiewicz i ludzie świeccy, przedstawiciele młodzieży i adwokat Gregorowicz, który odczytał akt ponawiający Unię następującej treści: "Działo się to na gruncie miasta Horodła w województwie lubelskim, powiecie hrubieszowskim położonym, na dniu 10 października 1861 r. My, wymienieni niżej delegaci ze wszystkich ziem i województw Polski przedrozbiorowej w dniu dzisiejszym zebrani w Horodle, jako w rocznicę czterechsetną ósmą unii Litwy z Polską, oświadczamy niniejszym aktem, stwierdzonym własnoręcznymi podpisami naszymi, że unię łączącą wszystkie ziemie Polski, Litwy, Rusi ponawiamy na zasadach zupełnego równouprawnienia trzech połączonych narodowości i wszelkich wyznań, łącząc się w najściślejszy związek do pracy nad wydźwignięciem wspólnej Ojczyzny naszej z dzisiejszego jej upadku, aż do uzyskania zupełnej jej niepodległości (...)". W innym dokumencie z tego dnia znajdujemy jeszcze słowa protestu wobec caratu: "Odnawiając Akt horodlański w całej swej rozciągłości, protestujemy przeciwko samowolnym rozbiorom Polski i żądamy powrócenia jej niepodległości" . Delegacje z różnych ziem dawnej Rzeczpospolitej m.in. z Gdańska, z Nowogródzkiego, Podlasia, Sandomierza, Żmudzi, Pomorza itd. rzuciły się do podpisania tego dokumentu. Nie mogły natomiast przybyć delegacje zza Bugu, ponieważ wojsko nie przepuściło ich przez rzekę, ale stojąc po drugiej stronie, widziały, co dzieje się na polach. Gdy jedni składali podpisy, inni postanowili wydarzenie to upamiętnić.

Podjęto więc decyzję usypania kopca, a na jego wierzchołku miał być umieszczony dębowy krzyż stojący dotychczas przy ołtarzu. " Myśl przez kogoś podjęta znalazła wnet wykonawców. Rzucono się z zapałem do sypania kopca; dłonią, czapkami noszono ziemię - i wkrótce w tym miejscu, gdzie stał ołtarz, wzniósł się kopiec, usypany rękoma tysięcy... Na kopcu ustawiono krzyż dębowy z kory nieobdarty". Z kos używanych do ścinania dębu i kopania ziemi wykuto pierścionki żelazne w kształcie łańcucha połączonego złotą blaszką, na której są dwie ręce złączone uściskiem. Wybito także medalion z brązu upamiętniający to wydarzenie. Z zachowanych dokumentów można poznać dalsze losy bohaterów tamtych dni. Rosjanie nie podarowali nikomu. Posypały się wyroki wielu lat więzienia i zsyłki, ale do wybuchu powstania doszło. Za 57 lat powstanie Polska, o którą tak walczyli, o której śnili i marzyli niektórzy dawni bohaterowie, jak Marian Dubiecki, który miał szczęście dożyć nowych czasów.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wspomnienie męczeństwa Pierwszych Męczenników Polskich

Niedziela szczecińsko-kamieńska 24/2003

[ TEMATY ]

święty

męczennicy

Albertus teolog/pl.wikipedia.org

Śmierć Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna, pierwszych męczenników Polski obraz umieszczony w kościele opactwa Kamedułów w Bieniszewie

Śmierć Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna, pierwszych męczenników Polski obraz umieszczony w kościele opactwa Kamedułów w Bieniszewie

W 1001 r. przebywał w Pereum cesarski krewny Bruno z Kwerfurtu. Pełen zapału, żył Bruno myślą o pracy misyjnej w Polsce i jej krajach ościennych, o czym musiała być mowa w czasie niedawnej wizyty cesarza u Bolesława Chrobrego. Niewątpliwie Bruno skłonił św. Romualda, który myśl misyjną podejmował kilkakrotnie w życiu, do wysłania na północ małej ekipy misjonarskiej. Wybrani zostali do niej Benedykt i Jan, cesarz zaś wyposażył ich w księgi i naczynia liturgiczne, może także w inne środki na drogę.

Gdy w początkach 1002 r. przybyli do Polski, na dworze Bolesława Chrobrego zdziwienia nie wywołali, bo rzecz omówiona musiała być już wcześniej, być może w czasie zjazdu gnieźnieńskiego.
CZYTAJ DALEJ

Demograf: nie mamy dzieci, bo nie tworzymy związków

2025-11-12 17:48

[ TEMATY ]

dzieci

demografia

związki

przyczyny

Adobe Stock

Jakie są przyczyny niskiej dzietności w Polsce?

Jakie są przyczyny niskiej dzietności w Polsce?

Nie powstają związki, nie powstają małżeństwa. Jak zatem mają się rodzić dzieci? Trudności w budowaniu relacji to zdaniem demografa Mateusza Łakomego najważniejsza przyczyna obecnej zapaści demograficznej w Polsce. W rozmowie z KAI Mateusz Łakomy wskazuje też na inne przyczyny niskiej dzietności oraz zwraca uwagę, że spadek liczby urodzeń to zjawisko występujące na całym świecie i że może ono prowadzić do poważnych problemów. Mówi również o tym, że więcej dzieci mają dziś nie tylko osoby religijne ale - w krajach rozwiniętych - także te lepiej sytuowane i lepiej wykształcone.

Maria Czerska (KAI): Wszyscy mówią dziś o kryzysie demograficznym w Polsce. Dzieci rodzi się coraz mniej. Co się dzieje?
CZYTAJ DALEJ

Bigos dla ubogich

2025-11-13 09:44

Małgorzata Pabis

Niemal w przededniu Dnia Ubogich, 12 listopada Kościół Rektoralny Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach przekazał dla podopiecznych z Dzieła Pomocy św. Ojca Pio 150 porcji ciepłego bigosu oraz pieczywo.

Środki na zakup posiłku pochodziły z Funduszu Miłosierdzia. - To już nasza tradycja, że każdego miesiąca kupujemy dla osób potrzebujących ciepły posiłek. Dziś zawieźliśmy bigos ugotowany przez kucharzy restauracji Agape. Na niedzielę zaś przygotowujemy dwieście par ciepłych skarpet na zimę. W tym trudnym czasie na pewno przydadzą się tym, którzy nie mają swoich domów – mówi Małgorzata Pabis, rzecznik prasowy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję