„Panie Jezu Chryste, tyle jest cierpień naokoło nas. Co daje rozważanie Twojej męki?” - pyta ks. Jan Twardowski. I odpowiada - „Świadomość, że cierpienie może nie być wcale żadnym nieszczęściem. Twoja Droga Krzyżowa nie była drogą żadnego nieszczęścia”. Odbywające się w piątki i soboty Wielkiego Postu w naszych parafiach nabożeństwa Drogi Krzyżowej przybliżają nas do cierpienia Jezusa Chrystusa, ale nie zatrzymują nas tylko na cierpieniu. Oto staje przed naszymi oczyma krzyż Jezusa, albo inaczej: my stajemy przy krzyżu - jeśli chcemy. Dlaczego krzyż nie jest nieszczęściem? Bo kto jest blisko krzyża, kto daje się przybić do krzyża wraz z Jezusem, zmartwychwstanie z Jezusem; kto cierpi z Jezusem, będzie się z Nim radować.
Uczestnicząc w Drodze Krzyżowej, przybliżamy się do tajemnicy odkupienia, dokonanego na krzyżu. Rozważanie męki Pańskiej napełnia nasze serca skruchą za grzechy i wdzięcznością za ogromną miłość, z powodu której Bóg chce zbawić każdego z nas. Św. Leonard z Porto Maurizio w XVIII w. tak pisał o owocach tego nabożeństwa: „Wytrwałe rozważanie bolesnej męki Syna Bożego prowadzi do wielu zbawiennych oświeceń wewnętrznych, budzi szczerą skruchę serca i daje niezwyciężoną siłę ducha. Codzienna praktyka przekonuje mnie, że dzięki tej formie pobożnej modlitwy obyczaje ludzi szybciej ulegają poprawie. Droga Krzyżowa leczy bowiem wady, powstrzymuje nieokiełznane pożądliwości i skutecznie zachęca do cnót i świętości życia. Rzeczywiście, jeśli okrutne katusze Syna Bożego tyle razy żywo, jakby namalowane na desce, przedstawiać będziemy oczom naszej duszy, wtedy (...) będziemy raczej przynagleni do tego, aby miłością odpowiedzieć na miłość, a przynajmniej, abyśmy ochotnie znosili przeciwności, które zachodzą w każdych warunkach życia”.
Przychodzimy na Drogę Krzyżową. Idziemy z nieludzko męczonym Jezusem. Widzimy Jego upadki i podnoszenie się. Mijamy obmywającego swoje umoczone w niewinnej krwi ręce Piłata, na chwilę spostrzegamy Maryję - Matkę Bolesną, płaczące niewiasty i kobietę ocierającą zakrwawioną twarz Pana. Przypatrujemy się przymuszonemu do pomocy Szymonowi z Cyreny, dwóm złoczyńcom, towarzyszom krzyżowej śmierci, Janowi, Józefowi z Arymatei i innym. Jest grupa żołnierzy rzymskich, którzy mają sprawnie przeprowadzić egzekucję. Jest także tłum obserwatorów, tych, którzy szukają zrozumienia, ale i tych, którzy pragną sensacji, gapiów. I jesteśmy my. W którym miejscu? Z którymi ludźmi? Co robimy? Komu towarzyszymy? Czy Chrystusowi?
W krzyku tłumu i żołnierzy uwagę zwraca milczenie Syna i Matki. Prawdziwa miłość nie krzyczy, tylko jest. Patrzymy na porozrywane ciało, unoszący się kurz, ciężkie belki krzyża. Bród wciska się w otwarte rany. Kłucie, szczypanie, bicie, znieważanie, opluwanie, piekielne pragnienie wody... I wstyd obnażonej i podeptanej godności. Płacz miesza się ze śmiechem. Łzy. Słychać okrzyki wzgardy i potępienia oraz okrzyki litości. Drwiny obok rozpaczy. Cierpieniom fizycznym Jezusa towarzyszą cierpienia duchowe: trwoga, lęk, strach, ból zdrady, pokusy, gorycz walki, poczucie osamotnienia, ciemność - „Eloi, Eloi, lema sabachthani” (Mk 15,34). Niewyobrażalny jest ogrom cierpień za grzechy całego świata, które Jezus wziął na siebie. Wziął, żeby nas uratować. W Nim dokonało się zbawienie. Po co to wszystko? Żebyśmy mieli życie wieczne.
Droga Krzyżowa, ta z Golgoty, to część Boskiego planu zbawienia. Jesteśmy uczestnikami tego planu. Między wyrokiem Piłata a naszym życiem, w tym konkretnym miejscu i czasie, istnieją powiązania. Przez codzienne wybory stajemy przy Chrystusie, bądź uciekamy od krzyża. Pomagamy zbawiać świat, bądź zadajemy ból sercu Zbawiciela. Nie chcemy Go ranić. Ciągle na nowo podejmujemy starania. Idziemy wybraną drogą. I patrzymy na Jezusa. Na Jego zgodę. Zdumiewa nas Jego cierpliwość i chęć wypełnienia Bożej woli do końca. Uczymy się od Mistrza, aby upadając nie zrzucać z ramion swoich krzyży - „Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Łk 9,23).
Obchodzenie w Jerozolimie miejsc uświęconych męką Zbawiciela i rozważanie tej męki uważa się za początki pasyjnego nabożeństwa zwanego Drogą Krzyżową. Jej upowszechnienie i popularność zawdzięczamy franciszkanom i dominikanom. Pierwsza wzmianka o Via dolorosa pochodzi od dominikanina Ricoldo z Monte Crucis z 1294 r. Najstarszą formą Drogi Krzyżowej było nabożeństwo upadków Jezusa oraz kult „dróg” (przejść, które Jezus musiał odbyć podczas męki). Połączenie tych dwóch nabożeństw stworzyło stacje Drogi Krzyżowej. Do jej powstania przyczyniły się racje psychologiczne (pragnienie utrwalenia i przeżycia najbardziej dramatycznych faktów z życia Jezusa oraz przedłużenia dramatu Bożej miłości w ludzkiej egzystencji) i historyczne (m. in. odnalezienie relikwii krzyża, pielgrzymki do Jerozolimy, wyprawy krzyżowe, przejęcie opieki nad sanktuariami jerozolimskimi przez franciszkanów w 1345 r.).
Najpierw Droga Krzyżowa rozwinęła się najbardziej w Niderlandach, potem w Niemczech i Włoszech. W Polsce kult Drogi Krzyżowej zaczął wyodrębniać się w XVI w. - początkowo w różnych nabożeństwach stacyjnych, połączonych z odwiedzinami określonych stacji. Tworzono kalwarie: Zebrzydowską (1600), w Pakości, Wejherowie, Pacławską, w Wambierzycach, Piekarach Śląskich i in. Na trwałe Droga Krzyżowa wpisała się w krajobraz polskiej religijności w XVIII w.
Pomóż w rozwoju naszego portalu