Słowo Pańskie opisuje i naszą sytuację, kiedy stajemy wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia, po śmierci Jana Pawła II, w naszym płockim „wieczerniku miłosierdzia”. Ogarnia nas bojaźń, żal i smutek. Jest nam ciężko, bo straciliśmy Ojca, brata, przyjaciela. Nie jesteśmy w tym odczuciu sami czy wyjątkowi. Okazuje się, że tak odczuwają miliony ludzi na świecie. Kiedy w ostatnich dniach gasł Jan Paweł II, uczucie żałości przenikało ludzi tak mocno, że nie mogli siedzieć przed telewizorami, wychodzili z domów, zbierali się w kościołach, kaplicach, placach.
Odszedł Papież, z którym każdy z nas miał osobistą niemal relację. Pamiętamy Jego spojrzenia, gesty, powolny ostatnio krok, ale jakże wyrazisty kierunek marszu. Pamiętamy tak dużo ciepła, mądrości i dobroci, że kiedy zasłabł w ostatnich godzinach, ludzie na świecie zwarli się we wspólnotach, w modlitwie, w łamaniu chleba. Zanim umarł, wczoraj wieczorem, młodzież włoska na placu św. Piotra powtarzała zdanie: „Janie Pawle, nie bój się, jesteśmy z Tobą”.
Dzisiaj rano bp Stanisław Wielgus w płockiej katedrze mówił, że Papież nie bał się śmierci. To my baliśmy się o Jego śmierć. On sam otworzył Chrystusowi na ziemi tak wiele drzwi. Szedł do swojego Mistrza w oktawie Zmartwychwstania Pańskiego, podczas której w czytaniach mszalnych tak dużo jest świadectw o rozpoznawaniu Jezusa Zmartwychwstałego. Pamiętamy o uczniach idących do Emmaus, o Szymonie i Janie, o Marii Magdalenie, o jedenastu z dzisiejszej Ewangelii, zebranych za zamkniętymi drzwiami z obawy przed Żydami.
Do tych mężnych, a wiarygodnych świadków Zmartwychwstałego należał i Jan Paweł II. Jedną z Jego najbardziej przekonujących cech, ośmielę się powiedzieć - może najważniejszą, było świadczenie o Zmartwychwstałym Jezusie Chrystusie. Cała Jego siła, niegasnąca nadzieja, odwaga i heroizm w zmaganiu z chorobą wyrastały z niezmąconej wiary w te słowa, które słyszeliśmy w drugim czytaniu: „Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie”.
Zanim wybrano kardynała Wojtyłę na papieża, zanim stał się kardynałem, biskupem czy księdzem, odkrył, najmilsi, najbardziej orzeźwiające źródło ludzkiej nadziei: krzyż Jezusa. Ten krzyż, na którym tak często opierał się jako Jan Paweł II, a który jest symbolem męki i cierpienia, ale też i zmartwychwstania. Jest też, co w Święto Bożego Miłosierdzia trzeba sobie uświadomić, najwymowniejszym znakiem wiecznego istnienia z Bogiem, źródłem naszego istnienia.
Czyż każdy z nas nie szuka lekarstwa na ludzką skończoność, na upływający czas, chorobę, cierpienie i niesprawiedliwość? Czyż nie zastanawiamy się nad ową Koheletową marnością, którą przynosi upływ czasu? Czyż nie dotyka nas potężna pokusa zgody tylko na to, co widzialne, zmysłowe, żywe i radosne? Czyż nie w imieniu wielu współczesnych Tomasz, zwany Didymos, kiedy inni uczniowie mówili mu: „Widzieliśmy Pana”, odpowiedział: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę” (J 20, 25)?
Jakże współbrzmią te słowa z tym, co wcześniej ojciec tragedii greckiej Ajschylos włożył w usta Apolla: „Gdy człowiek gaśnie, a pył przemijania wsiąka w krew jego, nie jest możliwe, by z grobu do żywota na nowo powrócił”. Bracia i Siostry! To, co działo się w ciągu ostatnich dni z naszym drogim Ojcem, to dowód na coś wręcz przeciwnego. Jeśli tylko mieliśmy odwagę otworzyć oczy i spojrzeć na Jego umęczoną twarz, jeśli wytrzymaliśmy Jego wzrok, jeśli zauważyliśmy, jak odprawia swoją ostatnią drogę krzyżową - mieliśmy przykład na to, że oprócz pyłu przemijania można wsączać w ludzką krew modlitwę nadziei. Jeśli tylko zauważyliśmy, jak wsłuchuje się w Słowo Boże, jak ze czcią trzyma krzyż, jak dotyka chleba eucharystycznego, jak odmawia Różaniec, mieliśmy przykład, że można znaleźć pokarm, który zaspokaja głód życia wiecznego. Gasł fizycznie, ale w krew jego wnikał duch przemiany, a nie przemijania. Ponieważ to wszystko działo się przed kamerami, widziały to miliony, dzisiaj spokojnie można powiedzieć - patrz, jak wyglądają owoce wiary w zmartwychwstanie.
Jest to także łaska Bożego miłosierdzia. To, że Jan Paweł II oddał ducha Bogu w wigilię Święta Miłosierdzia, nie jest w tym kontekście przypadkiem. Przecież Zmartwychwstanie jest szczytowym punktem i Objawienia, i urzeczywistnienia miłosierdzia. Jan Paweł II w encyklice o Bożym Miłosierdziu, tym najlepszym na świecie komentarzu do dzisiejszego święta, wspomina, iż krzyż, zwycięski krzyż Chrystusa, świadczy o bezwzględnej wierności Boga do człowieka. I potem pisze te pamiętne słowa, które powinny być mottem dzisiejszej uroczystości: „Uwierzyć w Syna Ukrzyżowanego, to znaczy »zobaczyć Ojca«, to znaczy uwierzyć, że w świecie jest obecna miłość i że ta miłość jest potężniejsza od zła jakiegokolwiek, w które uwikłany jest człowiek, ludzkość, świat. Uwierzyć zaś w taką miłość, to znaczy uwierzyć w miłosierdzie. Miłosierdzie jest bowiem nieodzownym wymiarem miłości, jest jakby drugim jej imieniem, a zarazem właściwym sposobem jej objawienia się i realizacji wobec rzeczywistości zła, które jest w świecie, które dotyka i osacza człowieka, które wdziera się również do jego serca i może go zatracić w piekle” (DM, nr 7).
Czyż nie taką drogą miłosierdzia szedł Jan Paweł II? W ostatniej swojej książce Pamięć i tożsamość przyznaje pokornie, że nauczyły Go tego Jego doświadczenia duszpasterskie w Polsce i kontakt z Dzienniczkiem Siostry Faustyny. Ta niezwykła zakonnica żyła w czasie, przed II wojną światową, w którym „powstawały i rozwijały się owe ideologie zła, jakimi były nazizm i komunizm. Siostra Faustyna stała się rzeczniczką przesłania, i jedyna prawda zdolna zrównoważyć zło tych ideologii jest ta, że Bóg jest miłosierdziem - prawda o Chrystusie Miłosiernym. I dlatego powołany na Stolicę Piotrową - dodaje Jan Paweł II - czułem szczególną potrzebę przekazania tych rodzimych doświadczeń, które z pewnością należą do skarbca Kościoła powszechnego” (Pamięć i tożsamość, s. 14).
Ów skarbiec Kościoła powszechnego nie tylko przyjął to polskie doświadczenie duszpasterskie. Okazało się ono przekonujące nie tylko dla katolików, chrześcijan czy ludzi innych religii. Okazuje się ono niezwykle ważne także dla wszystkich, którzy mają trudności w wierze, jak Tomasz zwany Didymos. Jan Paweł II doskonale zdawał sobie sprawę, że Chrystus Cierpiący i Zmartwychwstały, Chrystus ośmiu błogosławieństw, Chrystus Kazania na Górze jest jedyną odpowiedzią na wątpliwości Tomasza i wszystkich, którzy mają kłopoty z uwierzeniem w Boga. Również „człowiek niewierzący potrafi w Nim odkryć całą wymowę solidarności z ludzkim losem, a także doskonałą pełnię bezinteresownego poświęcenia dla sprawy człowieka: dla prawdy i miłości” (DM, nr 2).
Drodzy Bracia i Siostry! Wiemy doskonale, że to jest jedyna droga do przekonania niewierzących, do dialogu z inaczej wierzącymi, do obrony człowieczeństwa, Kościoła, cywilizacji łacińskiej, wszystkiego, z czym się identyfikujemy. Jest to droga, która wynika z istoty postępowania Jezusowego, który „całą swoją działalnością objawiał, że w świecie, w którym żyjemy, obecna jest miłość. Jest to miłość czynna, miłość, która zwraca się do człowieka, ogarnia wszystko, co składa się na jego człowieczeństwo. Miłość ta w sposób szczególny daje o sobie znać w zetknięciu z cierpieniem, krzywdą, ubóstwem, w zetknięciu z całą historyczną »ludzką kondycją«, która na różne sposoby ujawnia ograniczoność i słabość człowieka, zarówno fizyczną, jak i moralną” (DM, nr 3).
To w języku biblijnym nazywa się miłosierdziem. Czyż nie świadkiem takiego miłosierdzia był Jan Paweł II? Czyż nie takim miłosierdziem sprawił, że płaczą po Nim dzisiaj tak samo wierzący jak i niewierzący? Czyż nie dlatego pod jego pomnikami kłaniają się ludzie różnych kultur, wieku i doświadczeń? Czyż nie w cieniu takiego świadka miłosierdzia dojrzewała nasza wiara i być może topniała niewiara? Czyż nie On przyprowadził nas do tego sanktuarium, w którym uczyliśmy się zaufania do Jezusa?
Dziękujemy Ci, Ojcze Święty! Za Twoje świadectwo miłosierdzia, za to, że niejako w zastępstwie swojego Mistrza nam tu za naszych dni pozwalałeś dotknąć swoich dobrych rąk, przebaczyłeś temu, który przestrzelił Twój bok, podtrzymywałeś nas słowem miłości i z dziecięcym niemal zaufaniem powtarzałeś o Jezusie Chrystusie: „Pan mój i Bóg mój”. Dziękujemy, że Ci Ojcze Święty, że w Tobie czuliśmy dotyk prawdziwego świadka miłosierdzia.
Za Tobą i z Tobą zawierzamy się Bożemu miłosierdziu, tak jak Ty to uczyniłeś 17 sierpnia 2002 r. podczas Mszy św. z okazji konsekracji świątyni Bożego Miłosierdzia w Krakowie Łagiewnikach:
Boże, Ojcze Miłosierny,
który objawiłeś swoją miłość
w Twoim Synu Jezusie Chrystusie,
i wylałeś ją na nas
w Duchu Świętym, Pocieszycielu,
Tobie zawierzamy dziś losy świata
i każdego człowieka.
Pochyl się nad nami grzesznymi,
ulecz naszą słabość,
przezwycięż wszelkie zło,
pozwól wszystkim mieszkańcom ziemi
doświadczyć Twojego miłosierdzia,
aby w Tobie, Trójjedyny Boże,
zawsze odnajdowali źródło nadziei.
Ojcze przedwieczny, dla bolesnej męki
i zmartwychwstania Twojego Syna,
miej miłosierdzie dla nas
i całego świata!
Amen.
Pomóż w rozwoju naszego portalu