W środę poprzedzającą
Reklama
uroczystości pogrzebowe ukochanego Ojca Świętego przybyliśmy do Rzymu wraz z pielgrzymami z Sardynii. Wówczas to czas oczekiwania na oddanie hołdu Papieżowi wynosił 15 godzin. Kilkuset młodych Włochów nie doczekało się nawiedzenia la salma - zwłok ukochanego Papieża. Musieli wracać trochę rozżaleni i zawiedzeni. Wraz z ks. Jackiem Meczelem zostaliśmy do pogrzebu. Odprawiliśmy Mszę św. w kościele albańskim, gdzie spokojnie patrzyła z obrazu Matka Boża z Guadelupe. Później zaczęło się to, co Włosi nazywają Provvidenza - Opatrzność. Jeden z dostojników watykańskich (monsignore) zaprowadził nas do ławki, tej najbliższej przy Ojcu Świętym. Miałem możliwość klęczenia prawie godzinę, a wypełniły ją płacz, Różaniec, Koronka i cisza… Gorąca modlitwa za Kościół w Polsce, naszych biskupów, diecezję, seminarium, rodzinę, przyjaciół.
Patrzyłem oczami pełnymi łez, jak Wielki Pielgrzym podróżujący na krańce świata teraz leżał cichutko, już nie musi się trudzić, odpoczywał po długiej męczącej wędrówce.
Później ponad dwie godziny rozmowy z monsignore o Kościele, Papieżu, Polsce. Byłem zdumiony, jak temu człowiekowi, typowemu biurokracie - gdy tylko zaczynał wspominać Ojca Świętego, łzy napływały do oczu. Monsignore wspominał, że najbardziej przejmującym momentem dla nich było, jak niesiono Papieża z apartamentów przed Bazylikę, by pokazać go wiernym niejako ostatni raz.
Powiedział, że wybór nowego papieża będzie najtrudniejszą decyzją Kościoła od niepamiętnych czasów.
Kolejkę do bazyliki św. Piotra
Reklama
zamknięto już o godz. 18. Na drugi dzień dowiedzieliśmy się o niesamowitym geście Bertolaso - szefa obrony cywilnej i komisarza organizacji pogrzebu odpowiedzialnego za bezpieczeństwo w Rzymie - który wpuścił ponad 150 polskich autobusów pod samą Bazylikę, mimo że Rzym był już zamknięty. Po 4 godzinach stania w kolejce pielgrzymi mogli pożegnać ukochanego Papieża.
O godz. 10.30 odprawiliśmy Mszę św. w Bazylice, za konfesją św. Piotra. Mszę celebrowało wielu naszych księży studentów oraz kilku proboszczów z diecezji. Siedziałem obok o. Piotra z Radia Maryja. Miło było usłyszeć kilka aktualiów z kraju. W kazaniu jeden z kardynałów opowiedział, jak przed wejściem do Watykanu zaczepił go młody człowiek i błagał, by pozwolił mu podejść do Papieża. Opowiedział mu, jak kiedyś pojechał na Dzień Młodzieży, by wyśmiać Papieża. Gdy go tylko zobaczył i usłyszał pierwsze jego słowa, przeżył swoje nawrócenie. Gdy kardynał zaprowadził go do zmarłego Ojca Świętego, ten klęcząc przez 10 minut płakał i powtarzał cały czas: Ti ringrazio Santo Padre - dziękuję ci, Ojcze Święty…
Później pojechaliśmy do znajomych na obiad i była to kolejna lekcja wiary i miłości do Papieża, której nie pierwszy raz udzielili nam Włosi. Nie tak dawno żona gospodarza została wyleczona - uzdrowiona z raka. W ich mieszkaniu stała 2,5-metrowa figura św. Ojca Pio i świece zapalone od chwili agonii Jana Pawła. Opowiedziała nam sen, jaki miała z piątku na sobotę. Śnił się jej Papież, jak spacerował po górach. Gdy zapytała go, co tutaj robi, powiedział, że dziś jeszcze wędruje, ale jutro po Mszy św. umrze. Na drugi dzień w sobotę wraz z mężem wyruszyli do Rzymu. Na Placu św. Piotra byli o godz. 21.36! Paliły się jeszcze dwa okna, za minutę zapaliło się trzecie, a za 5 minut obwieszono, że Ojciec Święty umarł.
Wieczorem uczestniczyliśmy w bazylice Santa Maria Maggiore we Mszy św. z udziałem Filipińczyków. Obecna była prezydent kraju. Jak powiedziały siostry filipińskie, jest ona wspaniałą katoliczką. Chciałbym, byśmy mieli takiego prezydenta, którego by tak witano w kościele jak ją, ze czcią i uwielbieniem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W dzień pogrzebu
dostaliśmy się do sektora drugiego przed ołtarzem wraz z innymi księżmi i zakonnicami. Odmówiliśmy oficjum za zmarłego Papieża, później Różaniec. Wiele polskich sióstr klęczało i modliło się. Wszystkich zaskoczył kibic z Krakowa, który stał z ogromną flagą.
Gdy zaczęły się uroczystości, zaczęły płynąć łzy, które trudno było zatrzymać podczas całej Mszy św. Podczas drugiego czytania przyszedł do nas znany z telewizji włoskiej ks. Giovanni Ercole (po pogrzebie powiedział mocne słowa w TV - Kto teraz przygarnie tę młodzież? Kto będzie ich ojcem?) i powiedział, byśmy się przesiedli wyżej, gdzie było dużo wolnych miejsc - znowu Provvidenza.
Messa Esequiale del Romano Pontefice rozpoczęła się obrzędami zamknięcia trumny. Słyszeliśmy antyfonę: „Dusza moja pragnie Boga, Boga żywego: kiedy przybędę i ujrzę oblicze Boga?”. Pierwsze czytanie przypomniało nam św. Piotra, który w kerygmacie proklamował wydarzenia paschalne, których świadkiem jest on sam i Apostołowie. Psalm responsoryjny: „Pan jest moim pasterzem, niczego mi nie braknie” po raz pierwszy przeniósł mnie na zielone pastwiska, których na ziemi się nie znajdzie, bo nasza ojczyzna jest w niebie (II czytanie z Listu św. Pawła do Filipian). Aklamacja przed Ewangelią wyraziła całą teologię wydarzenia ludzkiej śmierci: „To bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne. A Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6, 40). Później kazanie kard. Ratzingera, kazanie przerywane 13 razy, proste i piękne, poruszające i głębokie. „Możemy być pewni, że nasz umiłowany Papież stoi obecnie w oknie Domu Ojca, spogląda na nas i nam błogosławi. Tak, błogosław nam, Ojcze Święty. Powierzamy twoją drogą duszę Matce Bożej, twojej Matce, która prowadziła cię każdego dnia i zaprowadzi cię teraz do wiecznej chwały swego Syna Jezusa Chrystusa, Pana naszego”. Włoski dziennik Avvenire zatytułował to kazanie „Pójdź za Mną” treścią całego jego życia.
Wielki szloch
pod koniec uroczystości, gdy trumna z ciałem Jana Pawła II została w procesji obrócona w naszym kierunku, kilkanaście minut oklasków, okrzyków, wołania Santo! Santo! Święty! Święty! Nie zapomnę, jak obok mnie już bardzo wiekowy kapłan włoski nagle zaczął wołać przejmującym głosem: Giovanni Paolo! Giovanni Paolo!
Długo siedzieliśmy na Placu, aż służby porządkowe kazały opuszczać sektory. Powrót do sióstr, potem kolacja ze znajomymi z Polski. Polacy zachwycili świat swoją wiarą i miłością do Papieża, Włosi zachwycili kulturą i organizacją, ale również wielką czcią dla Ojca Świętego. W niedzielę po śmierci Ojca Świętego po Mszy św. podeszło do mnie ze łzami w oczach wielu Włochów, by złożyć mi kondolencje, jako że jestem Polakiem.
Jeden z proboszczów pokazywał mi listy, jakie dzieci napisały do Ojca Świętego. Jeden z 8-letnich chłopców pisał: „Kochany Ojcze, tak nam ciebie brakuje. Dziś wieczorem, jak będę się modlił, opowiem ci bajkę, a jak ci się ona nie spodoba, to opowiem ci inną…”.
Wspaniałe transmisje telewizyjne, przekazy prasowe, które wciąż trwają, są znakiem, że świat jest otwarty na Kościół i bardzo go potrzebuje, choć tak często wydaje się wrogi i nieprzyjazny, krytyczny i subiektywny, ale jest bezbronny wobec świętości, dobroci i pokoju, które niesie człowiek przemieniony Ewangelią Jezusa Chrystusa.
Pozostanie mi na zawsze w pamięci obraz i słowa, jakie w duchu otrzymałem podczas modlitwy blisko la salma - zwłok - jak wszyscy wierzymy - Świętego Jana Pawła II Wielkiego. Najpierw zobaczyłem cały poczet świętych, których figury zdobią Bazylikę, jak czekali na niego i go witali. Wyobrażałem sobie, jak Maryja - ukochana jego Matka cieszyła się, gdy tam wchodził. Słowa, które usłyszałem, będą moim mottem życiowym: „Żyj tak, by całe niebo czekało na ciebie”.