Reklama

"Memento mori"

Niedziela łowicka 45/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Listopad - to miesiąc, w którym częściej niż w innych miesiącach, przekraczamy bramy cmentarzy. Idziemy tam z wieńcami, kwiatami oraz zniczami, znakiem naszej pamięci o tych, których już nie ma pośród nas. Kiedy patrzymy na panoramę cmentarzy w porze wieczorowej, uderza nas wielka ilość światła. Z nekropolii biją łuny światła ze zniczy umieszczonych na grobach. Świadczą one o istniejącym w nich życiu, mimo że są to miasta umarłych. Ci, którzy odeszli, żyją w podwójnym sensie. Po pierwsze, w naszej pamięci, wspomnieniach, wdzięczności. Po drugie, stając nad mogiłami naszych bliskich, zdajemy sobie sprawę, że stajemy nie przed zimnymi marmurami, położonymi na miejscu ich pochówku, czy usypaną nad nimi mogiłą, ale w obliczu tajemniczej ich obecności. Prowadzimy z nimi duchowy dialog, który powoli przechodzi w modlitwę.

Wszystko przemija. Przypominają nam o tym opadające liście z cmentarnych drzew i ścięte pierwszymi mrozami cmentarne kwiaty. Przypominają się nam słowa psalmu: "Dni człowieka są jak trawa; kwitnie jak kwiat na polu: Ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma, i miejsce, gdzie był, już go nie poznaje" (Ps 103, 15-16). Przemija także ludzkie życie, które tutaj na ziemi kończy się śmiercią.

Śmierć, mimo tak rozwiniętej techniki, w czasie podboju kosmosu, dzisiaj nadal jest zjawiskiem właściwie nieuchwytnym. Lekarze mogą stwierdzić, że ustała praca serca, mogą uznać nastąpienie tzw. śmierci mózgowej, ale określić z całą pewnością, że człowiek jest martwy? Sama śmierć wymyka się spod wszelkich badań naukowych; ani medycyna, ani biologia, ani filozofia nie mogą podać stuprocentowej definicji śmierci...

Powstaje pytanie: Co na pewno wiemy o śmierci? Pewnym jest to, iż jest ona zjawiskiem wielowymiarowym. My doświadczamy umierania, biologicznego obumierania, mówimy, że człowiek wyzionął ducha, oddał ducha, ale biologicznie organizm jeszcze żyje, czyli obumiera stopniowo. Dawna liturgia obrzędu namaszczenia chorych pozwalała namaszczać do ośmiu godzin po śmierci, w zależności od jej rodzaju: naturalnej lub nagłej, w przeświadczeniu, że ta jedność psychofizyczna istnieje. Choć wydawać by się mogło, że człowiek przeszedł już na drugą stronę, jednak nie wiemy, kiedy rzeczywiście dusza opuszcza ciało. Dlatego wydawałoby się martwy człowiek może jeszcze słyszeć słowa kapłana, a nawet żałować za grzechy...

Ze śmiercią wiąże się drugie pytanie: kiedy można ostatecznie stwierdzić zgon? Otóż do roku 1968 śmierć stwierdzano na podstawie ustania pracy serca, obserwowano siniejące palce, sztywne, zimne nogi i ręce. Od roku 1968, po licznych klinicznych przypadkach, zasugerowano - najpierw w RPA, później w Stanach Zjednoczonych - określenie śmierci mózgowej. Obecnie i w Polsce dąży się do takiego określania zgonu. W ustawie o transplantacji narządów za moment śmierci uznano śmierć mózgu. Nadal jednak trwają dyskusje na ten temat. Ale to są dyskusje naukowców, świata medycznego. Tymczasem Kościół nie zajmuje się określeniem momentu śmierci, gdyż nie jest to jego misją. Zdaniem Kościoła jest jak najlepsze przygotowanie umierającego do "przejścia do wieczności" w sensie duchowym, gdyż ksiądz nie może powstrzymać rozkładu ciała, może jednak uleczyć duszę, zbliżając ją do źródła wiecznego życia. Śmierć taka, jaką widzimy, pełna bólu, strachu, niepewności, jest karą za grzechy.

W nauce objawionej pojęcie śmierci zawiera przynajmniej dwa różne aspekty, które należy rozróżniać. W pierwszym z nich "śmierć" rozumie się jako zakończenie okresu odpowiedzialnego wybierania między dobrem a złem oraz zasługiwania na ostateczną nagrodę lub karę (Łk 16, 22-26; 2 Kor 5, 10; Gal 6, 9-10). W drugim aspekcie "śmierć" rozumiana jest jako udręka spowodowana grzechem, będąca zniszczeniem integralności i harmonii ludzkiej natury, stworzonej przez Boga ( Rdz 2, 17; Mdr 2, 23-24; Rz 5, 12, 14-15).

Największy teolog w historii Kościoła św. Tomasz z Akwinu np. nie nazywa duszy nieśmiertelną, tylko niezniszczalną. Powołując się na Arystotelesa, twierdzi, że człowiek jest jednością psychofizyczną, a dusza jest formą substancjalną ciała, czyli nadaje kształt cielesności. Po śmierci, czyli kiedy ta jedność zostaje zniszczona - św. Tomasz mówi brutalnie - ciało już nie jest ciałem człowieka, jest mięca, obserwowano siniejące palce, sztywne, zimne nogi i ręce. Od roku 1968, po licznych klinicznych przypadkach, zasugerowano - najpierw w RPA, później w Stanach Zjednoczonych - określenie śmierci mózgowej. Obecnie i w Polsce dąży się do takiego określania zgonu. W ustawie o transplantacji narządów za moment śmierci uznano śmierć mózgu. Nadal jednak trwają dyskusje na ten temat. Ale to są dyskusje naukowców, świata medycznego. Tymczasem Kościół nie zajmuje się określeniem momentu śmierci, gdyż nie jest to jego misją. Zdaniem Kościoła jest jak najlepsze przygotowanie umierającego do "przejścia do wieczności" w sensie duchowym, gdyż ksiądz nie może powstrzymać rozkładu ciała, może jednak uleczyć duszę, zbliżając ją do źródła wiecznego życia. Śmierć taka, jaką ją widzimy, pełna bólu, strachu, niepewności, jest karą za grzechy.

W nauce objawionej pojęcie śmierci zawiera przynajmniej dwa różne aspekty, które należy rozróżniać. W pierwszym z nich "śmierć" rozumie się jako zakończenie okresu odpowiedzialnego wybierania między dobrem a złem oraz zasługiwania na ostateczną nagrodę lub karę (Łk 16, 22-26; 2 Kor 5, 10; Gal 6, 9-10). W drugim aspekcie "śmierć" rozumiana jest jako udręka spowodowana grzechem, będąca zniszczeniem integralności i harmonii ludzkiej natury, stworzonej przez Boga ( Rdz 2, 17; Mdr 2, 23-24; Rz 5, 12, 14-15).

Największy teolog w historii Kościoła św. Tomasz z Akwinu np. nie nazywa duszy nieśmiertelną, tylko niezniszczalną. Powołując się na Arystotelesa twierdzi, że człowiek jest jednością psychofizyczną, a dusza jest formą substancjalną ciała, czyli nadaje kształt cielesności. Po śmierci, czyli kiedy ta jedność zostaje zniszczona - św. Tomasz mówi brutalnie - ciało już nie jest ciałem człowieka, jest mięso, kości; ręka nie jest ręką, głowa nie jest już głową człowieka. Tak więc w ujęciu Tomaszowym śmierć jest zniszczeniem formy, czyli ciała; zniszczenie to omija duszę. Możemy więc zniszczyć budynek, materia - gruzy zostają, ale domu już nie ma. Tak mniej więcej należy rozumieć pojęcie śmierci w ujęciu św. Tomasza.

Z punktu wiary trzeba powiedzieć, iż biologiczna śmierć nie niszczy więzi z Bogiem. Jeśli człowiek żył dobrze, blisko Boga, to dla niego śmierć jest śmiercią dobrą, gdyż przechodząc do życia wiecznego nie odczuwa pustki, braku miłości. Bardzo dobrze wyraża tę prawdę dawna prefacja w Mszy św. za zmarłych: "Życie twoich wiernych zmienia się, ale się nie kończy. Gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane dla siebie wieczne mieszkanie". Zmienia się, ale się nie kończy - to jest przejście, po prostu przejście. Obrazuje nam to liturgia pogrzebu, która jakby wprowadza zmarłego w tę nową rzeczywistość. Zauważamy w niej trzy stacje i dwie drogi. W ramach pierwszej stacji przeżywamy tragizm, ohydę śmierci. Niektórzy porównują stan umarłego do zniszczonej świątyni: wszystko zburzone, tabernakulum rozbite, nie ma życia. Następnie jest droga do kościoła, pierwsza droga, kolor szat kapłana jest fioletowy, pokutny, śpiewamy psalm: "Zmiłuj się nade mną, Boże", z nadzieją, że w kościele dokona się przemiana. Stacja druga to kościół i Msza św. Następuje tu zespolenie śmierci tego konkretnego człowieka ze śmiercią Chrystusa po to, aby razem z Nim zmartwychwstał - to jest istota liturgii mszalnej. Wyprowadzenie z kościoła - to już droga do nieba. Śpiewamy: "Niech aniołowie zawiodą Cię do raju (...) Niech na spotkanie wyjdzie litościwa Matka". Wszystkie śpiewy wskazują na to, że idziemy do nieba. Droga na cmentarz jest drogą radości, złotego koloru. W tekstach liturgicznych dziękujemy Bogu za zbawienie, pełni przekonania, że zmarły osiągnie radość wiecznego życia. Trzecia stacja, na cmentarzu, wyraża przedsmak nieba - jeszcze nie możemy powiedzieć, czy zmarły będzie w niebie, czy w czyśćcu, jednak liturgia mówi o przemianie tego człowieka, o nowym jego życiu.

Doskonale tę prawdę rozumiał św. Paweł, który mówił: " Dla mnie umrzeć to zysk". Wielokrotnie przeżył wizję śmierci, chce już być z Chrystusem, ale rozumie, że jest pożyteczne, aby jeszcze żył na ziemi. Jezus go zostawia po to, aby jeszcze coś dobrego dokonał - choć on wolałby już odejść. Wie więc, że śmierć jest końcem okresu zasługiwania na ostateczny wymiar sprawiedliwości. A ta nauka Kościoła opiera się na prawdzie objawionej, że człowiek ma wolną wolę i możność odpowiedzialnego wyboru oraz, że istnieje w czasie jakaś granica tej odpowiedzialności, po której następuje śmierć. Śmierć jest właśnie tą granicą.

Stąd wynika, że pojęcie śmierci i sądu Bożego są ze sobą ściśle związane. Dla ostatecznego losu człowieka istotne jest bowiem nie to, że obumierają procesy wegetatywne albo, że dusza oddziela się od ciała, ale to, że kończy się okres, w którym człowiek może jeszcze wahać się, czy zrobi tak czy inaczej. Śmierć jest momentem zakończenia tego, co teologia później nazwała "stanem drogi" (por. Mt 5, 25) - momentem, na który człowiek ma być przygotowany, wiedząc, że wszystkie jego "wybory" kiedyś się zakończą i trzeba je będzie ostatecznie podsumować: "zdaj sprawę ze swego zarządzania" (Łk 16, 2).

Ten moment ostatecznej decyzji jest dla nas podwójnie tajemnicą. Po pierwsze dlatego, że nie wiemy, czy jest on wcześniejszy czy późniejszy niż objawy śmierci biologicznej - i nie potrafimy go oznaczyć czasowo. Po drugie - tajemnica śmierci polega na tym, że decyzja owa dokonuje się w wewnętrznym dialogu między łaską Bożą - której działanie jest dla nas całkowicie nieuchwytne - a wolą człowieka, która bywa w dużej mierze zdeterminowana różnymi czynnikami i której " momentu odpowiedzialności" zwykle nie jesteśmy w stanie określić. Wie o nim jedynie sam Bóg.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pozytywna opinia Dykasterii Nauki Wiary ws. objawień Pieriny Gilli

[ TEMATY ]

objawienia

pl.wikipedia.org

Pierina Gilli i Matka Boża jako „Mistyczna Róża – Fontanelle”

Pierina Gilli i Matka Boża jako „Mistyczna Róża – Fontanelle”

Dykasteria Nauki Wiary wydała pozytywną opinię na temat objawień, jakich doznała włoska mistyczka Pierina Gilli. Zgodnie z nowymi normami ws. zjawisk nadprzyrodzonych dykasteria stwierdziła, że w treści objawień nie znaleziono żadnych elementów bezpośrednio sprzecznych z nauczaniem Kościoła.

Objawienia miały miejsce w 1947 i 1966 roku. Maryja przedstawiła się w nich jako Mistyczna Róża i Matka Kościoła. Na swych białych szatach miała trzy róże: białą, czerwoną i żółtą, symbolizujące modlitwę, pokutę i cierpienie. Podczas drugiego objawienia Maryja wskazała Pierinie źródło wody w miejscowości Fontanelle koło Brescii jako miejsce oczyszczenia i źródło łask. W latach 60-tych ówczesny biskup Brescii Gciacinto Tredici nie wierzył w nadprzyrodzony charakter objawień. Takie samo stanowisko zajmowali też jego następcy. Dopiero w 2001 r. w dziesiątą rocznicę śmierci wizjonerki biskup wyznaczył kapłana, który miał śledzić kult rozwijający się w Fontanelle. W 2019 r. ogłoszono je diecezjalnym sanktuarium.
CZYTAJ DALEJ

Największa z łask

W prawdzie o Niepokalanym Poczęciu kryje się coś, co jest istotne dla naszej wieczności. Ten dogmat to wiadomość dla nas.

To były czasy! Spierano się na tematy teologiczne tak, że dochodziło nawet do wyciągania mieczy z pochwy. Dyskusje na argumenty rozpalały głowy i serca nie tylko mnichów czy biskupów, ale też nawet królów i cesarzy. Ludzie składali „ślub krwi”, gotowi oddać za tę prawdę swoje życie – tak jak św. Stanisław Papczyński, na którego rzucił się w Warszawie uzbrojony Szwed. Czyżby nie było ważniejszych spraw? Nie, bo w prawdzie o Niepokalanym Poczęciu kryje się coś, co jest istotne dla naszej wieczności. Ten dogmat to wiadomość dla nas. Wielopunktowa.
CZYTAJ DALEJ

USA: prezydent Trump uczcił „wolność Maryi od grzechu pierworodnego”

2025-12-09 11:58

[ TEMATY ]

Donald Trump

PAP/EPA/YURI GRIPAS / POOL

Prezydent Donald Trump uczcił 8 grudnia uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, co - jak się wydaje - jest pierwszym w historii przypadkiem formalnego uznania tego katolickiego święta przez prezydenta Stanów Zjednoczonych. Oświadczenie prezydenta uznało rolę, jaką Maryja odegrała w zbawieniu ludzkości, a także znaczenie, jakie ma w historii Ameryki.

„Dziś pragnę uhonorować każdego Amerykanina obchodzącego 8 grudnia jako dzień święty, upamiętniający wiarę, pokorę i miłość Maryi, matki Jezusa i jednej z największych postaci biblijnych” - napisał w oświadczeniu. Trump, który nie jest katolikiem, zbudował silne relacje z szerokim spektrum chrześcijan i stosował religijną symbolikę w sposób, który trafia do jego zwolenników.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję