Reklama

Spojrzenie ku mamie

Miał za sobą półtora tysiąca przejechanych kilometrów. Z każdą chwilą narastało trudne do opanowania zmęczenie, a cel podróży był jeszcze odległy. Niewiele pomagały coraz częstsze przystanki, w trakcie których gimnastyką, kolejnym łykiem kawy usiłował przywrócić sprawność organizmu. Bezskutecznie. Już po kilkunastu minutach wracało otępienie spowalniające każdą reakcję. Kilkakrotnie gwałtownie korygował tor jazdy, bo samochód uciekał na przeciwległy pas. Czuł, że traci panowanie nad kierownicą, więc kolejny raz postanowił odpocząć. Zatrzymał się przy najbliższej stacji benzynowej, gdzie zatankował paliwo i przemył szyby. Idąc do kasy zauważył na asfalcie szare cienie, które rozbiegały się na wszystkie strony.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

- Skąd tu u was tyle szczurów? - zapytał przy okienku. Zaskoczony pracownik stacji przez chwilę milczał bacznie obserwując klienta. - Tu nie ma żadnych szczurów, a pan, widzę, ma dość. Radzę zjechać na parking i przećwiczyć oko, bo o nieszczęście nietrudno. Chce się pan zabić? Bezceremonialna uwaga podziałała jak zimny prysznic. Czyżbym miał omamy? - pomyślał i rozejrzał się wokół. Poświata latarni zastygła w jesiennym, atramentowym mroku. Żadnych ruchów, refleksów, żadnych szczurów. Rozparł się wygodnie na fotelu i zapadł w ciężką, chrapliwą drzemkę. Nie na długo. Zbudziło go gwałtowne bębnienie o dach. Nieprzytomnym wzrokiem dostrzegł strumienie wody spływające po szybie. Z wolna ulewa, która jak werbel dudniła o blachę, przeszła w uporczywą mżawkę. Okoliczne drzewa rozkołysały się podmuchem wiatru. Perspektywa dalszej drogi wyglądała marnie, ale chwila snu postawiła go na nogi, tym bardziej, że wyszedł na zewnątrz, gdzie chłodny deszcz otrzeźwił głowę i przywrócił werwę. Pierwsze kilometry utwierdzały go w złudnym przekonaniu, że złapał drugi oddech, a kryzys minął. Był skoncentrowany i uważny. Nastawił radio. Zaczął kalkulować, jaką średnią utrzymać, by najszybciej dotrzeć do domu. Trochę się speszył, gdy wyszło 5 godzin jazdy, na dodatek w trudnych warunkach. - Byle do Krakowa, a stamtąd już z górki, dam radę - pokrzepiał się - choć w środku nie wiedzieć czemu pojawił się cień niepokoju. Zwolnił nieco, bo wjeżdżał właśnie w ciasny zakręt.
- Minęła godzina 22.00 - usłyszał w radiu i w tym momencie stracił orientację. Na samym łuku szosy snop jaskrawego światła strzelił mu w szybę. W rozbitej kroplami deszczu jasności nie widział nic. Czuł jedynie, że po jego stronie drogi znajduje się jakiś pojazd i że za sekundę dojdzie do katastrofy. Czasu na reakcję nie było. Do dziś nie rozumie, w jaki sposób udało mu się odbić w prawo i gdy samochód prawie ocierał się o betonowe bariery oddzielające jezdnię od kilkumetrowej skarpy, szarpnąć kierownicą w lewo. Auto stanęło na dwóch kołach i po chwili długiej jak wieczność opadło na asfalt. Tuż za nim rozległ się zgrzyt blachy o kamień. Światła ciężarówki, która wyłamała kilka segmentów ogrodzenia zniknęły w mroku. Kiedy opadły emocje starał się odtworzyć przebieg zdarzenia. Nie potrafił. Wiedział jedno, że w ułamku sekundy wydarzyło się coś, co z racjonalnego punktu widzenia musiało skończyć się tragedią.
Czterysta kilometrów od tego miejsca, w pokoju na piętrze zabłysło światło. Tej nocy starsza pani nie mogła zasnąć. Trapiły ją złe przeczucia i dziwny niepokój. Uporczywie myślała o synu. Niby wszystko w porządku, ale nie mogła opanować nerwów. Tyle teraz wypadków - myślała - a on musi przejechać pół Europy.
Wstała z łóżka i spojrzała na zegar. Właśnie dochodziła 22.00. Za oknem hulał listopadowy wiatr i mżył deszcz. Podeszła do małego stolika stojącego pod ścianą i zapaliła świecę. Na białym obrusie leżały: krzyż, wizerunek Chrystusa Miłosiernego, Pismo Święte i książeczka do nabożeństwa. Uklękła do długiej modlitwy. Nad ranem obudziło ją ciche pukanie do drzwi. Nie musiała zgadywać, wiedziała kto stoi za progiem.
Jakiś czas później w przypadkowej rozmowie wrócili do tamtego wieczoru. Kiedy skonfrontowali fakty, syn ze zdumieniem odkrył, że krytycznej nocy była przy nim matka i jej modlitwa. Nieprawdopodobny splot zdarzeń potwierdzał przekonanie, że to nie własne umiejętności czy szczęśliwy traf wybawiły go z opresji.
Opowiadanie w całości oparte na faktach stało się pretekstem, by kilka refleksji poświęcić naszym mamom i wcale nie dlatego, że wkrótce obchodzić będziemy Dzień Matki. Temat jest daleko ważniejszy niż wskazują na to okolicznościowe publikacje. Jest także trudny, bo przy całej precyzji i bogactwie języka niełatwo znaleźć słowa adekwatne, zdolne oddać cała głębię pojęcia „Matka”. To tak jakby chcieć zmierzyć miłość największą, bezgraniczne poświęcenie i niezłomną wierność. Najbardziej wyszukane czy wzniosłe określenia mogą okazać się powierzchowne, banalne. Tym bardziej, że każdy z nas matkę nosi w swoim sercu, w obrazie niepowtarzalnym i osobistym, bez względu na to, czy jeszcze cieszymy się jej obecnością, czy już bolejemy nad jej mogiłą. Dlatego formułując swój pogląd, czynię to w głębokim szacunku dla indywidualnych uczuć i prywatnego wyobrażenia jej postaci. Dla wielu z nas jest to wizerunek święty. Wyrasta z dalszej lub bliższej historii, rodzimej tradycji i kultury, symbolu Matki Polki, która jak mówi poeta, uczyła i pacierza i patriotyzmu.
Jakiś czas temu w jednym z programów publicystycznych toczyła się debata na temat roli współczesnej kobiety w życiu publicznym. Dyskusja zmierzała ku konfrontacji. Sądzę, że zamierzonym celem stało się przeciwstawienie anachronicznej zacofanej postaci Matki Polki, kobiecie wyzwolonej, która przede wszystkim realizuje swoje ambicje i aspiracje. Z prymitywnego wywodu wynikać miało, iż przywiązanie do rodziny, wiara i tradycja, jakkolwiek stanowią pewną wartość, ograniczają światopogląd i są barierą dla postępu. Z kontekstu wynikało, że postęp to także prawo do aborcji. Już od długiego czasu zauważyć można zwiększoną aktywność środowisk liberalno-feministycznych, które w dymnej zasłonie tolerancji usiłują bałamucić świadomość społeczną; coraz częściej w niewybredny sposób. Wstyd polemizować z takimi poglądami, dlatego wystarczy powiedzieć, że jeżeli mamy jeszcze w Polsce zdrowe rodziny, to głównie dlatego, że na straży zasad moralnych stała konserwatywna, wedle obrońców rzekomego postępu, matka. Matka, dla której nie ma granicy poświęceń, ofiary, zawsze budowała naszą świadomość i tożsamość narodową. Nie na mitingach i mównicach, ale w swoim domu. Chociaż sekwencja ta brzmi może przesadnie, patetycznie, nie mija się z prawdą. Skoro dzisiaj mamy ambicje, aby zaistnieć w Europie, to zamiast fałszywych ideologii trzymajmy się matczynych nauk.
Siostrą bezinteresownej miłości matki jest troska. Tkwiła przy dziecięcym łóżeczku podczas nieprzespanych nocy, w dolach i niedolach, łzach skrycie wylanych. Wciąż taka sama, bo prawdziwa, ciągle obecna i coraz bardziej widoczna. Znów dołożyła srebra siwym włosom i nową zmarszczką twarz przeorała.
Ostatnio obserwowałem przebieg uroczystości Pierwszej Komunii Świętej. Dzieci były przejęte, rodzice również. Wzruszone mamy doglądały pociech, poprawiały im włosy i ubranka. Wokół panowała podniosła atmosfera. Z zachowania młodych jeszcze kobiet wynikało, że uczestniczą w ważnym wydarzeniu. Pomyślałem sobie o drodze, jaka czeka jeszcze te matki. Dzisiaj właściwie są na początku. Potem będzie bierzmowanie, szkoła średnia, studia i dorosłe wybory ich dzieci. Minie wiele lat, a one wciąż będą im towarzyszyć. W kłopotach i radościach, sukcesach i porażkach. Nieodłączne i wierne. Bez żalu i bez reszty poświęcą każdą chwilę życia, oddadzą wszystko, co w nich najlepsze. W zamian nie oczekują niczego, prócz odrobiny serca i dobrego słowa. Czasami okazuje się, że liczą na zbyt wiele. I wówczas cierpią.
Przygotowywałem kiedyś reportaż o mieszkańcach Domu Pomocy Społecznej. Dotknąłem tam dramatów ludzi odrzuconych przez własne dzieci. - Tu ludzie cierpią samotnie, powiedziała 70-letnia kobieta. Nikt nie obnosi się ze swymi strapieniami. Poza tym, która matka poskarży się na własne dziecko. Nie byłam im ciężarem, ale i tak stałam się niepotrzebna. Tak mnie omotali, tyle dobrego obiecywali, że zgodziłam się na ten dom. Odwieźli mnie i zapomnieli, a ja oczy za nimi wypłakałam. Po pół roku pobytu przyjechał syn z synową, na chwilę, na odczepne. Poszłam do pokoju po czekoladki dla wnuków, wracam i słyszę jak ona mówi do niego: „Kończ szybko tę wizytę, bo szkoda czasu na starą”. Zaraz pojechali, a mnie jakby nóż ktoś w piersi wepchnął.
Nie chciałbym, żeby ta historia robiła wrażenie puenty. Za dar życia i trud wychowania, za bezinteresowną miłość nie można matce zapłacić czym innym, jak tylko miłością. Póki jeszcze jest czas, póki jej serce bije.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Tajemnica Wielkiego Czwartku wciąga nas w przepastną ciszę Ciemnicy

[ TEMATY ]

Wielki Czwartek

Karol Porwich/Niedziela

Święte Triduum – dni, których nie można przegapić. Dni, które trzeba nasączyć modlitwą i trwaniem przy Jezusie.

Święte Triduum to dni wielkiej Obecności i... Nieobecności Jezusa. Tajemnica Wielkiego Czwartku – z ustanowieniem Eucharystii i kapłaństwa – wciąga nas w przepastną ciszę Ciemnicy.

CZYTAJ DALEJ

Ponad 50 tysięcy widzów w polskich kinach na pokazach 4. sezonu "The Chosen"

2024-03-28 11:39

[ TEMATY ]

„The Chosen”

Materiały promocyjne/thechosen.pl

Serial o Jezusie z kolejnym sukcesem. W polskich kinach 4. sezon zebrał ponad 50 000 widzów, a licznik wciąż rośnie. Kolejne odcinki serialu, co stało się całkowitym fenomenem w branży filmowej, wciąż wyświetlane są w kinach.

Poza repertuarowym wyświetlaniem w kinach, również społeczność ambasadorów serialu organizuje w całej Polsce pokazy grupowe, które nierzadko mają sale zajęte do ostatnich miejsc. W wielu miejscowościach można wybrać się na taki pokaz czy to do kina sieciowego, lokalnego czy domu kultury. Kina widząc ogromne zainteresowanie same wstawiają do repertuaru kolejne odcinki lub powtarzają wyświetlanie od 1 odcinka. Już pojawiają się pierwsze całodzienne maratony z 4. sezonem.

CZYTAJ DALEJ

Całun Turyński – badania naukowe potwierdzają, że nie został wyprodukowany

2024-03-28 22:00

[ TEMATY ]

całun turyński

Adobe.Stock

Całun Turyński

Całun Turyński

W Turynie we Włoszech zachowało się prześcieradło, w które według tradycji owinięto ciało zmarłego Jezusa - Święty Całun. W ostatnich latach tkanina ta została poddana licznym, nowym badaniom naukowym. Rozmawialiśmy o tym z prof. Emanuelą Marinelli, autorką wielu książek na temat Całunu - niedawno we Włoszech ukazała się publikacja „Via Sindonis” (Wydawnictwo Ares), napisana wspólnie z teologiem ks. Domenico Repice.

- Czy może pani profesor wyjaśnić tytuł swojej nowej książki „Via Sindonis”?

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję