Siostry wprowadziły system kartek, w ten sposób pomaga się
skutecznie wybranym wielodzietnym rodzinom.
Do dużych naczyń siostry ładują litrowymi garnuszkami
żółtą papkę. To mieszanina grochu, kukurydzy i dodatków odżywczych
o słodkim smaku. Gotują to w kotłach prawie metrowej wysokości. Na
dziedziniec wpuszcza się po kilka kobiet, które ustawiają się w kolejce.
Przed bramą panuje ścisk, tłok i ogromny hałas, jednym słowem chaos.
Chętnych jest wielu. Siostry wydają żywność nie tylko matkom z kartkami,
ale oto dopchał się do bramy staruszek, chudy, zniszczony, wysuszony
słońcem żebrak. Wpuszczono go do środka i dostał swoją porcję. Odszedł
na bok przykucnął twarzą do ściany, o kolana oparł długi kij i zaczął
szybko jeść palcami, rozglądając się nerwowo w koło. Po pewnym czasie,
kilka kroków od niego jadła również staruszka. Zapewne też przyszła
tu prosto z ulicy.
Ale pora zajrzeć do wnętrza budynku. Oto na piętrze,
na łóżeczkach w niebiesko-zielonej pościeli leżą dzieci. Kilkadziesiąt
niemowląt, z których najstarsze miały nie więcej niż dwa lata, choć
z tą oceną wieku trzeba bardzo ostrożnie. Kilkoro maluchów siedziało
na końcu sali i bawiło się z siostrami. Pierwsze, co rzuca się w
oczy, to fakt, iż wszystkie dzieci są przeraźliwie chude, leżą jakby
bez siły w bezruchu, rzadko które się uśmiecha i niestety większość
sprawia wrażenie nierozwiniętych, bowiem w ich zachowaniu jest coś
innego niż w zachowaniu dzieci, które dotychczas widziałem. Inne
są też ich oczy, jakieś bez wyrazu, jakieś takie smutne.
W jednym z łóżeczek siedzi dziecko i patrzy przed siebie,
wszystkie próby zainteresowania go czymkolwiek dają nikły rezultat.
Dziecko wprawdzie
obraca na chwilę główkę, ale bez zmiany wyrazu twarzy,
który jest jakiś obojętny i zimny. Po chwili główka obraca się z
powrotem i dziecko patrzy przed siebie tym samym otępiałym wzrokiem.
I jeszcze jedno jest dziwne w zachowaniu tego dziecka, mianowicie
przez cały czas dziecko lekko się kołysze z przodu do tyłu. Ale wystarczyło
go lekko dotknąć i dzieciątko zatrzymywało się. To kołysanie to objaw
choroby sierocej.
Na łóżeczkach wiele dzieci leżało powijanych w bandaże,
jakieś spokojne, bez charakterystycznej ruchliwości u takich małych
dzieci. Czy on są zdrowe? Nie, na pewno nie. Ale czy się wyleczą?
A w ogóle jak się tu dostały?
Wyjaśniła nam to jedna z sióstr. Niektóre dzieci siostry
znalazły w slumsach, inne przyniosły matki niezdolne je wykarmić.
Kiedyś siostry znalazły niemowlę na progu swego domu, innym razem
ksiądz w pobliskim kościele znalazł niemowlę na progu kościoła, kiedy
przyszedł rano odprawić pierwszą Mszę św. Czasem przekazuje je tu
policja. Na otuchę należy podkreślić, że wszędzie jest czysto, świeżo,
przyjemnie pachnie, odnosi się wszędzie wrażenie, że ktoś opiekuje
się tym miejscem.
Tu spotykamy Matkę Teresę, rozmawia z kierowcą ciężarówki,
później idzie do pracy wśród dzieci. Zachęca je, żeby weszły do środka,
to dostaną coś do jedzenia. Te małe łobuziaki nie bardzo reagują
na jej słowa, bierze więc jedno z nich na ręce, całuje, przytula,
stawia na schody i pokazuje na drzwi, później bierze drugie i trzecie.
Pomagają siostry. W końcu bierze dwoje za rączki i wchodzi do budynku.
Ona taka zwyczajna. Rozmawia, jeśli się ją o to poprosi i jeśli ma
czas, a później idzie pracować najczęściej do Szuszu Bhavanu, bo
najbliżej.
cdn.
Pomóż w rozwoju naszego portalu