„Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. 50 lat po pożarze kina w Wielopolu słowa Księdza Poety mieszkańcy Wielopola i goście usłyszeli w programie przygotowanym przez młodzież gimnazjalną. Oddają one najpełniej grozę wydarzenia sprzed 50 lat. Cała tragedia rozegrała się w ciągu pół godziny. Kiedy niektórzy dorośli, dzieci i młodzież wychodzili tego popołudnia z domu, najpierw do kościoła na nabożeństwo, a potem do kina, nikt nie przypuszczał, że tego dnia już do domu nie wrócą. Recytacje i pieśni przypominały tamte tragiczne chwile, a bliskość tych chwil potęgowało miejsce, na którym odbyła się uroczystość - przy pomniku na Rynku wielopolskim. Pomnik stoi dokładnie na miejscu tragicznego pożaru, gdzie 50 lat temu stał drewniany barak, pokryty papą. Pomnik powstał po 25 latach od tamtego wydarzenia. Władze komunistyczne nie chciały się zgodzić na pomnik Piety - Chrystusa zdjętego z krzyża, złożonego w ramiona Matki. Dziś krzyż stanowi znak pamięci tego tragicznego wydarzenia. Na tle ściany betonowej umieszczono także płaskorzeźby miedziane, przedstawiające dorosłych, do których garną się dzieci w trwodze przed płomieniami.
W kazaniu ks. prał. Stanisław Kopeć, który w tamtych latach był wikariuszem i katechetą w parafii Wielopole, odtworzył tragiczne wydarzenie. W sali kinowej w baraku znajdowało się ok. 200 osób. Kiedy wybuchł pożar, drzwi i okna były szczelnie pozamykane, tylko jednymi drzwiami można było wyjść. Udało się uciec z płomieni ognia i uratować ok. 140 osobom. Palące się taśmy filmowe zatruły tych, którzy zostali wewnątrz. Ogień był tak mocny, że na kilka metrów od budynku nie dało się podejść. Ludzie szybko spieszyli z pomocą. Wśród nich znalazło się trzech kapłanów, wymieniony wyżej Kaznodzieja, ks. Jan Kasiński oraz dziekan, który był tam także proboszczem - ks. Julian Śmietana - on udzielił ogólnego rozgrzeszenia, następnie wodą święconą pokropił i rzucił garść soli św. Agaty, ufając, że ugasi ten płomień. Bóg jednak nie sprawił cudu. Pozostających w baraku ludzi przywalił płonący dach. Palący się barak widać było bardzo daleko. Wszystko trwało ok. pół godziny. Staliśmy na miejscu holokaustu. Z niektórych domów zginęły 3 osoby, z innych po dwie, zginęło tam 38 dzieci szkolnych, 7 z młodzieży, 9 starszych, 4 przedszkolaków.
Wśród nich byli bohaterowie. Kazimierz Gąsior poświęcił swoje życie za płonące dzieci. Trzykrotnie wskakiwał w ogień. Gdy wyrywał z płomieni trzecie dziecko i zdążył je wyrzucić, spadła na niego belka i zginął. Oddał życie za przyjaciół, nie za swoje dzieci, ale za te, które były najbliżej. Jego dziecko też tam zginęło. Pogrzeb odbywał się w kilku turach.
Ksiądz Biskup przed zakończeniem Mszy św. z wielkim wzruszeniem podziękował młodzieży za piękny program oraz władzom samorządowym za inicjatywę i zorganizowanie uroczystości. Powiedział: „Nie można zapomnieć o naszej historii, nawet tragicznej, bo z niej uczymy się dzisiaj żyć”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu