Na krakowskie Błonia dotarliśmy bez trudu. Nawet ktoś, kto zupełnie nie zna Krakowa, na Błonia drogę znalazłby bez problemu. Właśnie tam ciągnęły tłumy krakowian i tych, którzy postanowili towarzyszyć Janowi Pawłowi II w jego ostatniej drodze do Domu Ojca. Dołączyliśmy do tych, którzy spędzili noc w jedności, czuwając i modląc się, aby razem z nimi, jak i zgromadzonymi na Placu św. Piotra w Rzymie pożegnać Jana Pawła Wielkiego.
Na placu ustawiony był ołtarz i pusty fotel, ten, w którym zwykle siedział Jan Paweł II w trakcie pielgrzymek do Krakowa. Dla zebranych ustawiono cztery telebimy, na których przedstawiała się to sylwetka Ojca Świętego, to bezpośrednia transmisja z Watykanu. Wszędzie porozkładane koce i karimaty. Na twarzach ludzi malowało się zmęczenie ostatnią nieprzespaną nocą, rumieńce od kolejnego już kubka ciepłej kawy. Opatuleni w swetry i koce siedzieli lub stali ogrzewani pierwszymi chyba ciepłymi promieniami słońca, ale przede wszystkim ogarniającą całe Błonia atmosferą.
Patrząc na ludzi, starałem się przypomnieć sobie moją ostatnią tutaj wizytę. Wtedy również przybyliśmy, aby słuchać, co ma do powiedzenia o Chrystusie, o tym, jak żyć. Z tamtego spotkania pamiętam słowa, że wszystkim nam konieczna jest „wyobraźnia miłosierdzia”. Tak wiele do nas mówił wtedy i tak wiele mówił przez kilka ostatnich dni. Nieprzerwanie pokazywał, jak żyć, a na koniec dał nam ostatnią lekcję, jak po chrześcijańsku umierać.
Eucharystię celebrował biskup pomocniczy archidiecezji krakowskiej Józef Guzdek. „Czas osuszył już łzy, milczenie zamieniamy w modlitwę” - mówił Ksiądz Biskup. Po Mszy św. na Błoniach rozpoczęła się ta w Watykanie. Na telebimach w Rzymie widać było przez kilka chwil zgromadzonych na Błoniach. Kraków razem z innymi miastami brał udział w tym, co działo się na Placu św. Piotra w Rzymie, modląc się, śpiewając.
Po zakończonej liturgii udaliśmy się pod „okno”. Franciszkańska 3 jak wtedy, gdy był z nami. Znowu kwiaty i tłumy ludzi i tylko Jego portret z czarną przepaską w oknie. Znowu myśli, wspomnienia. Atmosfera już nie taka jak na Błoniach. Bardziej smutna.
Na koniec wizyta w sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach: Łagiewniki również dziękują i pamiętają. Na tablicy rozpisane godziny Mszy św. Jedna kończy się, kolejna zaczyna. Intencja znana. Modlących się wcale nie ubywa, w środku wszystkie miejsca zajęte. W Kaplicy Wieczystej Adoracji przed wystawionym Najświętszym Sakramentem kilka osób szepcze „dla Jego bolesnej męki, miej miłosierdzie dla nas i całego świata”.
Świat przez kilka dni stał się lepszy. Gazety nie wrzeszczały o kolejnych zamachach w Iraku, o kolejnych aferach, zło, jakie się wkoło działo jakby straciło moc. Do domu wracaliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. Odpowiedzieliśmy na wezwanie „szukałem was, teraz przyszliście do mnie”. Tak, przyszliśmy, a Ty teraz już u Boga. Kieruj nasze kroki do Niego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu