(...) Rokrocznie przeprowadzane statystyki od czasów wojny wykazują, że 94% Polaków uważa się za katolików. Od czasów II wojny światowej ta liczba nie maleje. Należałoby się spodziewać, że nasze życie osobiste, rodzinne, społeczne będzie kształtowane zasadami najszlachetniejszej etyki Chrystusa. Tymczasem ono niejednokrotnie tak daleko odbiega od tych zasad... Coraz liczniejsze rozwody, korupcja, pijaństwo, wyzysk pracowników (bo nie znajdą pracy gdzie indziej) i tyle innych zjawisk kryminogennych - wszystko to świadczy o tym, jak często religię oddziela się od życia. Dlatego dziś ten Bóg „oddzielony od życia” sam wychodzi do nas, błogosławi na wszystkie strony, aby przed żadną dziedziną naszego życia nie spotkał Go znak „zakaz wstępu”, aby w Eucharystii nawiązać z nami najściślejszą więź.
Niejednokrotnie nasza więź z Nim ogranicza się do Mszy św. niedzielnej, a w ilu przypadkach i tej nie ma... Niejednokrotnie ta Msza św. traktowana jest tylko jako nabożeństwo, a przecież winniśmy wchodzić do świątyni, aby miłować Boga, a wychodzić z niej, aby miłować bliźnich. Miłość jest taką wartością, bez której nie można żyć w pełni. Bez miłości życie nie miałoby pełnego sensu, jak to często powtarzał nam nasz kochany, zmarły Ojciec Święty. Jeżeli zawiodła nas miłość ludzka, to tym bardziej ważna jest miłość Boga, bo On nigdy nie zawiedzie. Jego bezinteresowna miłość zaprowadziła Go aż na krzyż i On tę Ofiarę w sposób bezkrwawy ponawia ustawicznie na ołtarzu. I jak musi Mu być przykro, kiedy niektórzy nawet raz w tygodniu nie zechcą przybyć, aby się z Nim spotkać.
A wychodzi do nas z Mszą św. wszędzie. Dane mi było odprawiać tę Mszę św. i na brzegach jezior, i na szczytach Tatr, Alp, Kaukazu, i w tylu innych górach, bo prosili o nią przyjaciele od liny i od czekana. Jak wtedy szczególnie wyraźnie czuje się, że ta Najświętsza Ofiara sprawowana jest na ołtarzu świata, jak ona jednoczy niebo z ziemią, zawiera w sobie i przenika całe stworzenie. (...)
Wreszcie musimy pamiętać o tym, że Eucharystia, będąc sakramentem miłości Boga do człowieka, jest równocześnie sakramentem miłości człowieka do człowieka, sakramentem budującym każdą wspólnotę religijną, zawodową, rodzinną i narodową. Otwarcie się na Boga oznacza każdorazowe otwarcie się na człowieka. Przyjęcie Boga oznacza przyjęcie, akceptację człowieka. Przebaczenie ze strony Boga zobowiązuje do przebaczenia bliźniemu. W codziennej modlitwie odmawiamy: „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy”; bo jeżeli my nie odpuścimy naszym bliźnim, to Bóg nie będzie mógł odpuścić nam naszych grzechów.
Dziś Kościół wchodzi do nas także z chlebem „w dłoni”, tak jak Chrystus, który troszczył się nie tylko, aby darzyć swoich słuchaczy słowem Bożym, ale kiedy widział, że grozi im głód, nie zawahał się nakarmić ich do syta. I my też musimy pamiętać o obowiązku wołania o chleb w imieniu tych wszystkich, którym go brakuje. A jest ich niemało. W tej chwili jest podobno jeszcze około trzech milionów bezrobotnych. Biorąc pod uwagę ich rodziny, to około jedna trzecia społeczeństwa dotknięta jest ubóstwem, jakie niesie ze sobą bezrobocie. A w parze z bezrobociem idzie bieda. To wołanie o chleb kierujmy najpierw do Boga, Ojca całej ludzkiej rodziny: „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. (...)
Pomóż w rozwoju naszego portalu
