Jest jak jest
Komunikaty policyjne każdego dnia informują nas o kolejnych ofiarach wypadków komunikacyjnych. Ofiary śmiertelne muszą budzić w nas pewien strach. Zaczynamy zastanawiać się, co trzeba zrobić, aby nie stać się ofiarą kolejnego drogowego szaleńca. Właściwie na dzień dzisiejszy nie ma nigdzie bezpiecznej drogi. Wypadki zdarzają się nawet tam, gdzie nie ma dużego ruchu. Kilka tygodni temu na polnej, mało uczęszczanej dróżce mały rowerzysta wpadł pod koła ciągnika. Ktoś inny spadł z przyczepy, łamiąc sobie ręce czy nogi. O takich wypadkach zwykliśmy nie wspominać, a jeżeli już, to bardzo rzadko. A one przecież towarzyszą naszej codzienności. Kierowcy skarżą się, że powodem tak licznych zdarzeń drogowych jest zdecydowanie zły stan naszych dróg. Pewnie też, ale czy tylko?
Prawdziwy horror
Reklama
Trasa z Mazur do Warszawy. Kończy się długi weekend. Dotąd uważałem, że największe korki tworzą się na nowym moście do Piątnicy. Zobaczywszy to, co wyrabia się na trasie Myszyniec - Ostrołęka przeszło moje najśmielsze oczekiwanie.
Słoneczne popołudnie, sucha nawierzchnia negatywnie wpływa na myślenie warszawiaków powracających do domu. Już w Myszyńcu żaden, no może prawie żaden, z warszawskich kierowców nie zważał na ludzi wychodzących z kościoła. Przejeżdżają przez miasto przynajmniej z szybkością 80 km/h. Ludzie mówią, że to i tak wolno, często wycieczkowicze przez miasto pędzą z szybkością 100 km/h. Mieszkańcy Myszyńca są zgodni: nie ma na nich kary.
Uważnie obserwuję powracających do stolicy kierowców. Jadąc za mną z przepisową szybkością w terenie zabudowanym tzn. 50 km/h nie wytrzymują. Na podwójnej linii, na przejściu dla pieszych pierwszy z nich zaczyna wyprzedzać. Za nim natychmiast drugi i następni. Manewr ten ubogacają dźwiękowymi sygnałami, światłami, złowrogim spojrzeniem. Byli i tacy, którzy nie omieszkali pokazać słynny wśród kretyńskich kierowców gest. Gdybyśmy zsumowali punkty za wspomniane wykroczenia, jestem przekonany, że „kulturalny” kierowca straciłby natychmiast prawo jazdy. Tymczasem... szaleństwo trwa, a razem z nim króluje śmierć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Warszawiacy bez kultury
To nie przypadek, że warszawscy kierowcy nie potrafią jeździć. Ich butę i wulgarność poznała już nie tylko ziemia mazowiecka, ale i Podlasie, Kurpie oraz wiele innych zakątków ojczyzny i świata.
Dojeżdżam do kolejnej miejscowości, do Kadzidła. Rozwścieczony kierowca toyoty przy wyprzedzaniu spycha do rowu kobietę jadącą przepisowo na rowerze. Inny kierowca, również na warszawskich numerach, nie pozwala przejść pieszym przez jezdnię. Kolejne wyprzedzanie na przejściu dla pieszych, kolejne wyprzedzanie na podwójnej ciągłej. Cud, że w tym rejonie jest tak mało wypadków. Tuż za Kadzidłem jeszcze jeden przejaw warszawskiej kultury: z eleganckiego furgonu wylatują przez okna różnokolorowe śmieci. No cóż: Kurpie można zaśmiecać, a warszawiak o porządek dbać musi. Każdy prosty odcinek drogi sprzyja temu, że kierowcy zaczynają pokazywać, co mają „pod maską” samochodu. Szkoda, że w tym momencie nie pokazują, co mają pod „swoją maską”. Rzeczywistość pokazuje, że panuje tam totalna pustka, nawet głupota.
To nie jest ludzkie
Wiadomo, że każda brawura musi kiedyś się skończyć. Zazwyczaj kończy się wypadkiem drogowym, który pociąga za sobą ofiary i to często śmiertelne. Najpierw pisk opon, później przeraźliwy huk i... kompletna cisza. Nie na długo. Kurz, dym, a potem przeraźliwe jęki rannych osób. Nie wszyscy jednak potrafią chociażby ten dźwięk z siebie wydobyć. Wypadek. Konsternacja, chwila zadumy, ale tylko chwila. Za kilka sekund nieważne są ofiary, nie liczy się udzielenie pomocy, ważny jestem „ja” i mój interes. „Spadaj gościu z drogi, nie widzisz, że się spieszę” - słyszę z ust warszawskiego kierowcy. Przejeżdżają obok ofiar, poboczem, rowem, mówiąc: „Trzeba szybko przejechać, bo zaraz nam drogę zablokują”. Obok wypadku przejeżdża kilkanaście samochodów, żaden nie zatrzymuje się, nikt nie udziela pomocy, wszyscy się spieszą. Przykre to jest, że znieczulica ludzka tak mocno zawładnęła sercem dorosłego człowieka. A na to wszystko patrzą dzieci!
Policjo - pomóż nam!
Nie mam wątpliwości, że polskimi drogami rządzą piraci, no i chamy. Już dawno skończyła się jakakolwiek kultura jazdy. Sami sobie nie poradzimy, dlatego zwracamy się z gorącą prośbą do policji, aby pomogła nam przeżyć. Obecne działania „drogówki” niestety nie są wystarczające. Radary, videoradary, fotoradary nie wystarczają już, by wykryć i ukarać drogowych „rozbójników”. A tych z dnia na dzień przybywa. Może warto byłoby częściej organizować prawdziwe „obławy” na piratów i solidnie ich karać. Owszem, kierowcy jeszcze na widok policyjnego patrolu zwalniają, próbują się uśmiechać, wyzwalają w sobie odrobinę kultury, ale za chwilę...
Prosilibyśmy, aby policjanci od czasu do czasu przejechali się w godzinach szczytu prywatnymi samochodami i zobaczyli, że już nie tyle jest źle, ale tragicznie.