Oprawcy wieszali mnie za ręce i topili w basenach do mycia nóg, ale dzięki Bogu udało mi się przetrwać te trudne chwile
Odzyskana bateria
Ppłk Witold Domański we wrześniu 1939 r. był podporucznikiem 26. Pułku Artylerii Lekkiej (PAL). Pełnił służbę oficera wywiadowczego. Walczył w Armii Poznań. Jego dywizja „trzymała” jeziora na linii od Wągrowca po Noteć. - W nocy z 3 na 4 września przyszedł rozkaz natychmiastowego wymarszu na Inowrocław - wspomina. W Inowrocławiu uczestniczył w krwawych bojach. Ze smutkiem mówi o dywersantach, którzy z chłopskich chat strzelali do polskich żołnierzy. Walczył także w bitwie nad Bzurą, gdzie trafił do niewoli. Dziś z dumą nosi Krzyż Virtuti Militari V klasy. To najwyższe odznaczenie bojowe dostał za to, że z narażeniem życia odzyskał baterię artylerii, która mogła dostać się w ręce Niemców. Wykonując to zadanie, otarł się o śmierć, ale rozkaz wykonał. Dobrze pamięta, jak przez trzy dni pełnił obowiązki dowódcy Pułku, gdyż dowódca z adiutantem dostali się do niewoli.
Przed wojną uczestniczył wraz z Pułkiem we Mszy św. celebrowanej przez księdza kapelana w kościele garnizonowym w Skierniewicach. - Święto Pułku obchodziliśmy 28 lipca. W roku 1938 r. w tych uroczystościach uczestniczył biskup polowy Józef Gawlina i gen. bryg. Wiktor Thommée, dowódca Okręgu Korpusu nr IV Łodzi. Byłem wówczas oficerem sztandarowym, szedłem na samym czele, po prawej stronie sztandaru.
Bez kropli wody
Reklama
Kazimierz Mochtak ukończył Szkołę Podchorążych w Komorowie-Ostrowii Mazowieckiej. Jako podporucznik był dowódcą plutonu; służył w 81. Pułku w Grodnie. Tam przeprowadzał mobilizację. - Pociągami zostaliśmy przetransportowani do Skierniewic; ludzie witali nas entuzjastycznie kwiatami. W wiosce pod Skierniewicami, 1 września, dowiedzieliśmy się, że wybuchła wojna. Przyznam szczerze, że wówczas w ogóle mnie to specjalnie nie obeszło; nie bałem się. Nie zdawałem sobie sprawy z grozy sytuacji.
Pod Piotrkowem Trybunalskim zajęli pozycję w lesie. Niemcy bombardowali las. Porucznik Mochtak uczestniczył w jednym natarciu, podczas którego zginął jeden oficer i trzech żołnierzy. Otrzymali rozkaz wycofania w kierunku Warszawy. Przez całą dobę bez kropli wody, w dzień marsz w ogromnym upale. Niektórzy żołnierze tracili przytomność ze zmęczenia. Gdzieś pod Aninem dostał się do niemieckiej niewoli, w której spędził 5 lat.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Salutowali mi niemieccy żołnierze
Reklama
Kpt. artylerii Stanisław Sowiński, warszawiak IV generacji, absolwent Szkoły Podchorążych Artylerii we Włodzimierzu. Służbę pełnił w 8. Pułku Artylerii Lekkiej im. Bolesława Krzywoustego w Płocku. We wrześniu 1939 r. był kapralem podchorążym, a później plutonowym podchorążym. Jego pułk wchodził w skład Armii Modlin. Do walki włączył się za miejscowością Grudusk (odcinek Grudusk-Mława). - Tam pierwszy raz zobaczyłem czołgi w walce, które sunęły na nas; było to wstrząsające przeżycie. Dotychczas widziałem czołgi na zdjęciach albo na defiladzie - opowiada.
Był oficerem zwiadowczym; służbę pełnił na punkcie obserwacyjnym w zwiadzie artylerii. W okolicach Zegrza jego bateria broniła odcinka między miejscowością Dębe i Poniatów (majątek ziemski). Niemcy byli na wysokim brzegu Bugo-Narwi, mieli wspaniałą widoczność. - Myśmy praktycznie tej widoczności nie mieli, ale dzielnie przez trzy dni broniliśmy przeprawy - zapewnia - jednak po trzech dniach musieliśmy się wycofać.
Walczył również na odcinku Nowy Dwór, wraz z żołnierzami 32. Pułku Piechoty, a także w „spieszonym” (czyli pozbawionym koni) 11. Pułku Ułanów z Ciechanowa między folwarkiem Góra i Bożą Wolą.
18 września nastąpił atak sił niemieckich. Atak odparli; dochodziło do starć na bagnety. Gen. bryg. Thommée, 29 września, na warunkach honorowych poddał twierdzę Modlin. Po kapitulacji wielu żołnierzy wyrzucało zamki karabinów, tak by broń była bezużyteczna dla Niemców. - My w artylerii zamki dział wyrzucaliśmy do Bugo-Narwi - wspomina. Jako obrońcy Modlina w obozach jenieckich mieli bardzo daleko idącą swobodę - był to jeden z warunków poddania się na warunkach honorowych. Innym warunkiem honorowym było to, że niewola trwała tylko 30 dni. Po ich upływie z białą bronią wyszli na wolność. Mało kto wie, że obrońcy Modlina mieli na rękawie biało-czerwoną opaskę, na której niemieckim gotykiem wypisano „Helden von Modlin” - Bohaterowie z Modlina. - Kiedy 27 października 1939 wróciłem do Warszawy, w mundurze z tą opaską, niemieccy żołnierze w różnych stopniach salutowali mi! - mówi z dumą kpt. Sowiński. - Trzeba zaznaczyć, że wówczas jeszcze stolica była okupowana przez wojsko. Uruchomiono wtedy pierwsze tramwaje. Dziewczyny ustępowały nam miejsca i dawały kwiaty - mówi z uśmiechem. Mieliśmy pozwolenie na noszenie munduru przez 2 tygodnie od opuszczenia obozu.
Dzięki Bogu przetrwałem
Kpt. Józef Szkuta do wojska wstąpił w 1936 r. Ukończył Szkołę Podchorążych Rezerwy w Grodnie. Szkołę Podchorążych Piechoty w Komorowie-Ostrowii Mazowieckiej ukończył w stopniu podporucznika w 1939 r. Otrzymał przydział do 86. Pułku Piechoty 19. Dywizji w Mołodecznie. - W sierpniu 1939 r. załadowano nas do wagonów i skierowano do Łowicza. Stąd marszem ubezpieczonym szliśmy w stronę Łodzi i Piotrkowa Trybunalskiego - opowiada.
Zaczęło się od bombardowań krańców lasów. Piotrków był bombardowany, widać było pożary. Główne, nocne natarcie przeprowadzili na Suski Młynek. Wielu zginęło, kpt. Szkuta został ranny. Natarcie było nieudane. Od tego czasu zaczęło się spychanie 19. Dywizji Piechoty w stronę Wisły. Po drodze zdarzały się potyczki z Niemcami. Z grupą żołnierzy rozbroili się, schowali broń i przeprawili się przez Wisłę. Jako cywile dotarli do Warszawy. - W Warszawie zostałem aresztowany (należałem wówczas do Służby Zwycięstwu Polsce) i byłem więziony przez 5 lat w obozach koncentracyjnych Sachsenchausen i Matchausen. Oprawcy wieszali mnie za ręce i topili w basenach do mycia nóg, ale dzięki Bogu udało mi się przetrwać te trudne chwile - mówi z zadumą.
Kolarz znalazł bród
Płk Aleksander Łabuszewski, prezes Związku Oficerów Służby Stałej Wojska Polskiego Rzeczypospolitej Polskiej. W Wojsku rozpoczął służbę 4 kwietnia 1932 r. w 6. Pułku Piechoty Legionowej w Wilnie. Przeszedł wszystkie stopnie i szkolenia; od legionisty (odpowiednik szeregowca) do podporucznika. W 1937 r. rozpoczął Szkołę Podchorążych - najpierw w Bydgoszczy, a później w Komorowie-Ostrowii Mazowieckiej. - Wojnę, ku mej rozpaczy, rozpocząłem nie z moim pułkiem, który był daleko, ale ze 116. Rezerwowym Pułkiem Piechoty mobilizowanym przez kadrę Szkoły Podchorążych. Poszedłem do tego pułku, bo bałem się, że wojna się skończy, a ja nie wezmę w niej udziału, bo nie dostanę się do swojego 6. Pułku - tłumaczy.
Wraz z pułkami 114. i 115. tworzyli 41. Rezerwową Dywizję Piechoty dowodzoną przez gen. bryg. Wacława Piekarskiego; 116. Pułkiem dowodził płk. Mieczysław Hamerski. W kompanii zwiadowczej Łabuszewski był dowódcą plutonu kolarzy. Kompania zwiadowcza miała dwa plutony - konny i kolarski. - Walczyłem nad Bugiem w rejonie miejscowości Brzóza, w rejonie Paplina i Wólki Paplińskiej; walczyłem także nad Liwcem, pod Sawinem i w okolicach Tarnawatki. Uczestniczyłem w bitwie po Kałuszynem - wylicza.
W nocy 11 września nad stromy brzeg Liwca wpadła bateria artylerii. Żołnierze odcinali konie i wpadali wraz z nimi do Liwca; chcieli przedostać się na drugi brzeg.
- Zacząłem krzyczeć: Stać! Powiedziałem, żeby chwilę zaczekali, bo wiem, gdzie jest bród. Oczywiście nie wiedziałem, gdzie jest bród, nie znałem Liwca, ale wsiadłem na rower i po przejechaniu zaledwie 200 m znalazłem bród. Wody nie nabrałem nawet w buty, tak było płytko.
Dzięki temu bateria bezpiecznie dotarła na drugi brzeg. Pod Sawinem pobili Niemców; wcześniej artyleria przygotowała to natarcie. - Po walce widziałem kilkanaście wozów z rannymi Niemcami - wspomina.
Po 17 września musieli chronić się przed oddziałami radzieckimi. - Nasza grupa 20 strzelców, „nawazelinowała” najlepiej jak umiała karabiny, które wraz z mapami i lornetkami, zakopaliśmy w lesie koło Prawiednik.