O problemach dzieci i młodzieży z Barbarą Stanisławą Kuczałek - prezesem Społeczno-Oświatowego Stowarzyszenia Pomocy Pokrzywdzonym i Niepełnosprawnym „Edukator” - rozmawia Magdalena Macko
Magdalena Macko: - Czy status materialny ma wpływ na rozwój dziecka?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Barbara S. Kuczałek: - Istnieje spory procent rodzin żyjących w skrajnym ubóstwie. Przyczynami są życiowa niezaradność i powielanie postaw swoich rodziców. Biedę się dziedziczy. Nie robimy nic, żeby temu przeciwdziałać. Kiedy Stowarzyszenie „Edukator” zaczęło obejmować przedszkola, ze zgrozą uświadomiłam sobie, że system opieki w wieku przedszkolnym to rodzaj dofinansowywania rodzin zamożnych. W wielu domach pokutuje przekonanie, że jeżeli mama nie pracuje, to nie ma potrzeby posyłać dziecka do przedszkola. Nic bardziej błędnego. Przedszkole jest dofinansowywane z funduszy miasta, a dofinansowywane są dzieci, których rodzice zazwyczaj mają pracę i stać ich na uiszczenie opłaty stałej. W Łomży mieszka 600 dzieci w wieku od 3 do 5 lat, które nie chodzą do przedszkola. 200 z tych dzieci wychowuje się w rodzinach, które korzystają z pomocy ośrodków opieki społecznej. Nie neguję w żadnym wypadku wartości rodziców, ale bywa, że tkwią oni w zaklętym kręgu biedy i niemożności. Jeśli tym dzieciom nikt nie poda ręki, to będą one w kolejnych etapach swojego życia dziedziczyły obserwowany styl życia, niemoc i bezradność. Nasze Stowarzyszenie pragnie aktywnie temu przeciwdziałać. Napisaliśmy projekt w porozumieniu z pracownikami Opieki Społecznej, aby z niektórych domów zabrać dzieci i stworzyć grupy wielowiekowe, które będą uczęszczały do przedszkola bezpłatnie. Ten nowatorski projekt ma obalić przekonanie o niedostępności przedszkoli. Zamierzamy obniżyć koszty, bo wbrew obiegowej opinii, im więcej dzieci, tym taniej.
- Ostatnio dużo mówi się o zauważalnej agresji wśród młodzieży. Jakie jest jej źródło?
Reklama
- Nie można jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Istnieje mnogość przyczyn. Jest to efekt wielu zjawisk i lat. Pełniąc funkcję dyrektora Szkoły Podstawowej nr 3 uczestniczyłam w wielu obradach gremium pedagogicznego, gdzie rozważano propozycje reformy systemu oświaty. Zawsze wypowiadałam się bardzo krytycznie na temat idei gimnazjum. Koncepcja zgromadzenia młodzieży, która jest w najtrudniejszym dla siebie okresie rozwoju życiowego, w jednym miejscu, na czas trzech lat wydawała mi się irracjonalna. W szkole podstawowej z ośmioletnim systemem nauczania ten problem nie istniał. Młodzież w wieku gimnazjalnym uczęszczała do szkoły z uczniami starszymi. Wchodzący w okres dojrzewania uczeń czuł respekt do starszych kolegów i to w naturalny sposób wyciszało kumulujące się w nim negatywne emocje. Do gimnazjum dziecko przychodzi po szóstej klasie. W nowej szkole czuje się obce. Jego system wartości nie został do końca ukształtowany. Jest natomiast za późno, żeby nauczyć go czegoś od nowa. Ze szkoły macierzystej, w której spędził 7 lat zostaje wyrwane i wchodzi w zupełnie nowe otoczenie. Strach poprzedza agresję. Program nauczania budzi wiele zastrzeżeń. Nie mogę pojąć, jak metodycy, naukowcy, pedagodzy, którzy znają się na prawidłowościach rozwoju, zgodzili się na ten kontrowersyjny projekt. Anonimowość, bardzo duża liczba uczniów nie sprzyjają budowaniu pozytywnych relacji i atmosfery bezpieczeństwa w szkole.
- Czy odpowiedzialność za współczesny model wychowywania ponosi rodzina?
- Największy wpływ na kształtowanie systemu wartości ma rodzina. Możliwości pracy nad dzieckiem są w dzisiejszych czasach mocno ograniczone ze względu na brak czasu. Program nauczania jest bardzo złożony i trudny. Aby dziecko mogło naśladować odpowiednie modele postępowania, musi je stale obserwować. Zabraliśmy naszym dzieciom dzieciństwo. Znamienna dla naszych czasów jest pogoń rodziców za utrzymaniem odpowiedniego statusu materialnego. Jest to niejednokrotnie praca ponad siły, okupiona permanentnym brakiem czasu.
- Dziękuję za rozmowę.
