- Przeszliśmy przez Rynek naszego miasta, który symbolizuje współczesny świat – mówił w homilii bp Kiciński. - Niech ta procesja, świadectwo naszej wiary, będzie przypomnieniem, że nie samym chlebem żyje człowiek. Niech ta procesja – nie tak liczna, jak te pierwsze, sprzed 20 lat – pokazuje nam i przypomina jak łatwo jest roztrwonić to wszystko, co naprawdę ważne – nauczał.
Procesja rozpoczęła się o godz. 16.00 w bazylice św. Elżbiety, przeszła przez Rynek, pl. Solny, ul. Gepperta, Kazimierza Wielkiego, pl. Wolności i od pl. Franciszkańskiego dotarła do kościoła p.w. Świętych Stanisława, Doroty i Wacława. Relikwie świętych niesiono na specjalnych platformach, w procesji szli kapłani, klerycy, siostry zakonne i wierni z różnych wrocławskich parafii.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Organizowana od 22 lat procesja jest tradycją, którą zapoczątkował kard. Henryk Gulbinowicz.
Reklama
- Kiedy w 1997 r. powódź zaczęła zagrażać Ostrowowi Tumskiemu, s. Sylwina – ówczesna zakrystianka, zakonnica ze zgromadzenia sióstr Notre Dame, nawiązując do średniowiecznych tradycji, wydobyła ze skarbca katedralnego relikwiarz z palcem św. Stanisława Biskupa i umieściła go w jednym z okien zakrystii. Powódź nas ominęła - przypomina historię ks. Paweł Cembrowicz, proboszcz katedralnej parafii tłumacząc początki wrocławskiej procesji świętych. Od powodzi minęły lata, ale tradycja dziękczynienia za ocalenie miasta od całkowitego zalania w 1997 r. i przebłaganie za grzechy, które wciąż popełniamy, jest podtrzymywana.
Do wydarzenia sprzed 22 lat nawiązał też w homilii wygłoszonej w czasie Mszy św. sprawowanej w kościele p.w. Świętych Stanisława, Doroty i Wacława o. bp Jacek Kiciński.
- W 1997 r. życie toczyło się spokojnie i nagle przyszła powódź. Wielu straciło wszystko, cały dobytek. Wielu straciło najwięcej, bo własne życie, ale w tamtych dramatycznych dniach wydarzyło się też coś dobrego – odezwała się ludzka solidarność, w wielu ludziach obudziło się człowieczeństwo. Sąsiad pomagał sąsiadowi, wielu nawróciło się do Boga. Mimo zagrożenia i niebezpieczeństwa, które niósł żywioł, ludzie sobie pomagali. Gdy minął czas od tego tragicznego wydarzenia niektóre ze starych, często złych przyzwyczajeń, wróciły – mówił kaznodzieja nawiązując do fragmentu Ewangelii, w której rządca w obliczu pozbawienia go pełnionej funkcji potrafił wykrzesać z siebie miłosierdzie i litość darując część długów wierzycielom. Bp Kiciński porównał jego sytuację z naszą, gay stajemy w obliczu nagłej straty. – Wtedy, gdy wszystko nam się wymyka potrafimy nagle być dobrymi ludźmi – mówił. Przypomniał też, że wielu z tych, którym powierzono urzędy zapomina, że są tylko zarządcami a nie właścicielami. – W życiu człowieka może pojawić się grzech, który nazywa się zapomnieniem Boga. Człowiek staje się nieczuły dla Boga i wtedy jego życiem zaczynają kierować pożądliwości, które powoli go niszczą. Gdy człowiek staje się nieczuły na Boga stawia siebie na pierwszym miejscu – tak było w czasach Noego – przypominał bp Jacek – i za czasów Sodomy i Gomory, kiedy uratował się jedynie Lot z najbliższymi i tak było w czasach Jezusa. Ciągnęły za Nim tłumy, ale na Golgocie pod krzyżem stała jedynie Maryja, Jan i najbliżsi – mówił. Ze smutkiem konkludował, że szliśmy z relikwiami przez miasto, gdzie dla wielu Bóg stał się kimś niepotrzebnym, kimś zbędnym. – Nasza dzisiejsza procesja miała i ma niezwykłą wymowę, zwłaszcza w dzisiejszym świecie, gdy wydaje się, że człowiek zapomniał o Bogu – mówił bp Kiciński. – Ale niech ta procesja, świadectwo naszej wiary, będzie przypomnieniem, że nie samym chlebem żyje człowiek. Niech ta procesja – nie tak liczna, jak te pierwsze, sprzed 20 lat – pokazuje nam i przypomina jak łatwo jest roztrwonić to wszystko, co naprawdę ważne – nauczał.