Reklama

Zobowiązany do apostolatu

Niedziela warszawska 48/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WOJCIEH ŚWIĄTKIEWICZ: - Jak zrodziło się i wzrastało w sercu Księdza Biskupa powołanie kapłańskie?

BISKUP KAZIMIERZ ROMANIUK: - Nie wiem, jak zrodziło się moje powołanie. Może nawet trudno było to już wtedy nazywać "powołaniem". Była to po prostu "chęć zostania księdzem". Przypominam sobie, że pojawiło się to pragnienie po raz pierwszy, gdy miałem chyba nie więcej jak dziesięć lat. Najdziwniejsze jednak było to, że owa "decyzja" właściwie nigdy już po tym nie uległa żadnym wahaniom. Nigdy nie przychodził mi do głowy pomysł, żeby może jednak być kimś innym niż księdzem. Nie przypominam sobie, żebym się tymi zamiarami przechwalał w szkole czy nawet w domu. Wszystko wiedział ojciec, ale on był bardzo małomówny, nie miał zwyczaju przekazywać innym tego, co usłyszał, zwłaszcza od małych dzieci. I tak sobie jakoś z tą myślą żyłem. Ona też mobilizowała mnie do pilnego uczenia się, zresztą od dziecka lubiłem bardzo książki. "Drukowane", dzięki Bogu, nie szkodziło mi nigdy.

- Studia seminaryjne odbywał Ksiądz Biskup w czasach stalinowskich. Jaka atmosfera panowała wówczas w seminarium?

- Mój pobyt w seminarium przypadł na lata 1946-1951. " Czasy stalinowskie" może jeszcze - przynajmniej z początku - wtedy nie były takie ciężkie. W naszym liceum na przykład wcale nie było języka rosyjskiego. Dokuczały nam raczej różne tuż powojenne niedostatki: bardzo skromniutkie wyżywienie, brak centralnego ogrzewania - były piece na węgiel, ale ciągle odczuwało się brak węgla; paliło się miałem węglowym, który często wybuchał itp. Na pierwszym roku studia rozpoczęło wtedy 39 niekoniecznie młodych ludzi; co najmniej jedna trzecia miała za sobą albo walki partyzanckie albo przynajmniej udział w Powstaniu Warszawskim. Ludzie z takim doświadczeniem życiowym myśleli więc poważnie o swojej kapłańskiej przyszłości. Mój pierwszy rektor, ks. prał. Julian Chróścicki, były więzień Majdanka rezydował co prawda w seminarium, ale większość czasu przebywał we Włochach pod Warszawą, gdzie z wielkim trudem budował - za pieniądze uzyskiwane przez ludzi głównie ze sprzedaży butelek - do dziś istniejącą świątynię parafialną. Ale kiedy przebywał w seminarium, okazywał nam ogromnie dużo serca; interesował się naszymi, zwłaszcza bytowymi sprawami i wiem, że czynił wszystko, żeby nasz pobyt w seminarium czynić bardziej znośnym. Osobiście wiele zawdzięczam - myślę, że nie tylko ja - ówczesnemu starszemu koledze, dziś księdzu prałatowi, profesorowi emerytowanemu Bogusławowi Inlenderowi. Jako tzw. senior - był alumnem kursu czwartego - wprowadzał nas w ducha seminaryjnego regulaminu a tym samym pokazywał, czym jest kapłaństwo, do którego zmierzaliśmy wspólnie. Jego cotygodniowe pogadanki robiły na mnie wrażenie i dotąd je pamiętam. Drugi nasz rektor, ówczesny profesor teologii dogmatycznej, ks. prał. Antoni Pawłowski, późniejszy biskup włocławski, był z zamiłowania wykładowcą. Pięknie mówił, niemało pisał. Za jego rektoratu czasy stawały się już coraz trudniejsze. Komunistyczne władze zaczęły się nami bardziej interesować. Pewnie miały jakieś swoje "wtyczki" w seminarium, bo wiadomo mi, że Ksiądz Rektor musiał się co jakiś czas z czegoś tłumaczyć: a to, że w gazetce seminaryjnej napisano coś na Stalina, a to, że jakiś kleryk śpiewał niecenzuralną piosenkę itp. Za rektoratu ks. A. Pawłowskiego władze państwowe zlikwidowały klerycką Sodalicję Mariańską; aresztowano też wtedy naszego jezuickiego opiekuna o. Stanisława Nawrockiego. W seminarium mieszkał przez jakiś czas Adam Krokiewicz, znakomity filolog klasyczny, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Uczył nas łaciny i greki. Podziwiałem rozległość, głębię i pewność jego wiedzy. Bardzo lubiłem jego wykłady. Dużo mu zawdzięczam. Wspominam mile wielkich historyków ks. prof. J. Umińskiego i Zdzisława Obertyńskiego. Ten ostatni przybył do nas wprost z Italii po wojennej tułaczce. Bardzo lubiliśmy jego wspomnienia z własnych, jakże bogatych przeżyć, a także głębokie, niekiedy szczerze wzruszające refleksje na temat kapłaństwa. Przez pięć lat chodziłem na seminaria naukowe do ks. prof. Wincentego Kwiatkowskiego. Urzekała mnie jego apologetyczna wiedza, dyscyplina naukowa i cały system apologetyki totalnej. Potrafił też pięknie mówić o swoim przeżywaniu kapłaństwa. Imponowała mi ta synteza jego rzetelnej wiedzy, prawdziwej nauki i szczerego umiłowania kapłaństwa. Bardzo lubiłem prawie dziecięcą prostotę ks. prof. I. Grobowskiego, wykładowcę i nieprzeciętnego znawcę prawa kanonicznego, które nam wykładał według własnego podręcznika, do którego zresztą nigdy nie zaglądał, podobnie jak nie miewał ze sobą Kodeksu Prawa Kanonicznego, choć co chwila cytował z pamięci jakiś kanon.

Na serdeczne wspomnienie zasługiwałoby także wielu innych profesorów - również zacny nasz ojciec duchowny, misjonarz P. Dembiński, ale to przecież nie ma być "wywiad rzeka". Muszę się trochę streszczać.

- Jak wspomina Ksiądz Biskup swoje święcenia kapłańskie: 16 grudnia 1951 r. w kościele Najczystszego Serca Najświętszej Maryi Panny na Grochowie?

- Pamiętam, że była straszna pogoda: zimno, zacinał ostry późno-jesienny deszcz. Dużo ludzi, ciasno. Święcenia odbywały się w owych czasach - przynajmniej przez kilka lat - w różnych świątyniach parafialnych Warszawy. Prymas Wyszyński chciał przez to przybliżyć te piękne obrzędy większym rzeszom wiernych. Święcenia przyjmowało dwunastu diakonów diecezjalnych i jeden diakon od księży marianów. Każdy z nas, jak się okazało z późniejszych wynurzeń, inaczej przeżywał sam moment włożenia na nas rąk Prymasa: jedni odczuwali coś jakby wielki ciężar na głowie, inni doznawali szczególnego oświecenia, jeden szczerze się rozpłakał... Nie mniej wzruszająca była nasza pierwsza Msza św. odprawiana następnego dnia na Jasnej Górze, dokąd przybyliśmy nocą, a celebrowaliśmy od godz. 5 rano do 15, korzystając z dyspensy na Mszę św. popołudniową. Koncelebry nie były jeszcze dozwolone, każdy odprawiał oddzielnie. Przy życiu zostało nas z tamtej trzynastki jeszcze pięciu.

- A po święceniach pierwsze wikariaty: Raszyn i Saska Kępa...

- Raszyn wspominam ze szczególnym wzruszeniem. Mój pierwszy proboszcz, ks. kan. B. Sulinski, był dla mnie bardzo, bardzo dobry. Gosposia, zacna p. Józia była prawdziwie świętą kobietą. Z organistą p. J. Szymczakiem sąsiadowałem przez ścianę na wikariatce, gdzie mieszkał także ze swą rodziną p. Ignacy, kościelny, człowiek też dobry, choć cokolwiek "uzależniony". Miło było także w szkole, którą kierowała wtedy pani Wolska, matka żyjącej do dziś siostry magdalenki, wówczas dwunastoletniej Marysi. Miałem do dyspozycji dwa pokoiki, z których jeden był założony tomami Mign´a, jako że w wolnych chwilach pisałem wtedy mój doktorat z teologii. Sielanka raszyńska trwała, niestety, tylko sześć miesięcy. Pod koniec czerwca roku 1952 usunięto mnie ze szkoły, ponieważ nie chciałem udać się na obchody pierwszomajowe do Piaseczna (notabene, wikariusz z sąsiedniej parafii, choć był na obchodach, też został usunięty ze szkoły, ale z innego powodu, co prawda). Ponieważ szkoły nie można było zostawić bez religii, mianowano do Raszyna innego księdza, a ja znalazłem się na Saskiej Kępie, gdzie sześć lat wcześniej robiłem maturę w liceum im. A. Mickiewicza. Warunki całkiem inne: inny proboszcz, budujący się dopiero kościół; były zaledwie mury, nawet jeszcze bez okien, ogromna liczebnie parafia. Nie pamiętam dlaczego, ale nie było tam lekcji w szkole. Uczyło się w jednej sali parafialnej. Trochę się tam wyżywałem w różnych akcjach charytatywnych, które prowadziły głównie pobożne panie, z panią Hilchenową na czele. Ja byłem wzywany głównie już na zakończenia, ze świętymi sakramentami. Żyło wtedy na Saskiej Kępie, w biedzie trzeba przyznać, dużo dawnej arystokracji ( z Radziwiłłami i Potockimi włącznie). Parafia skromnie, ale czym mogła, spieszyła im z pomocą. Znów w wolnych chwilach pracowałem nad doktoratem, po ukończeniu którego zostałem zatrudniony, nie opuszczając jednak parafii, jako wykładowca patrologii i łaciny kościelnej w seminarium metropolitalnym.

Było trochę ciężko: dużo zajęć na parafii - trochę pomagałem też przy budowie kościoła - a głównie czas pochłaniały przygotowania wykładów, bo był to pierwszy rok nauczania. Wkrótce jednak sytuacja uległa poprawie: zostałem mianowany prefektem studiów w seminarium i przeniesiono mnie na Krakowskie Przedmieście, skąd jednak już po roku wyjechałem na zagraniczne studia. Na stanowisko prefekta studiów wróciłem po pięciu latach, z tym, że przybyły mi do wykładania jeszcze dwie materie: Nowy Testament i język francuski. W sumie "pod seminaryjnymi dachami", licząc czasy kleryckie, przemieszkałem 38 lat.

- Co z perspektywy długoletniego wykładowcy i rektora Seminarium uważa Ksiądz Biskup za najważniejsze w formacji do kapłaństwa? Jaki powinien był kapłan XXI wieku?

- Co uważam za najważniejsze w formacji seminaryjnej? Jaki powinien być kapłan dwudziestego pierwszego wieku? Są to niełatwe i dwa jednak różne pytania, bo w naszych realiach polityczno-gospodarczych kapłan dwudziestego pierwszego wieku z konieczności ma być trochę inny niż ten z drugiej połowy wieku dwudziestego. Tamten przygotowywał się jednak przede wszystkim do swoistej walki, do różnych ataków, do obrony wiary, ten drugi z wieku dwudziestego pierwszego, winien się przysposabiać do pozytywnego wykładu prawd wiary, do konstruowania chrześcijańskiego życia, do swoistej pracy u podstaw. A ogólnie, jaki powinien być kandydat i na kapłana i sam kapłan? Otóż, po pierwsze, ma to być - i to jest najważniejsze - normalny człowiek, normalny duchowo i fizycznie. Wszelkie "inności", bardzo odbiegające od normy, rzadko dają się właściwie ukształtować. Przyjmowanie takich ludzi do seminarium jest bardzo ryzykowne, choć niekiedy ryzyko owo się opłaca. Kandydat na kapłana, po drugie, musi posiadać wrodzoną lub wypracowaną gotowość poświęcenia się dla innych. Brzmi to trochę patetycznie, ale nie będzie szczęśliwy w kapłaństwie człowiek, któremu obca jest myśl bezinteresownego pomęczenia się dla Królestwa Niebieskiego. I wreszcie, po trzecie, ten człowiek nie może się obywać bez Boga. Musi mieć ciągle coś do omówienia, do załatwienia z Bogiem.

- Dwa miesiące po ogłoszeniu stanu wojennego został Ekscelencja biskupem pomocniczym warszawskim. Jakie były początki nowej posługi w tych trudnych latach?

- 5 marca 1982 r., czyli nazajutrz po święceniach biskupich odprawiłem "prymicje biskupie" wśród internowanych w więzieniu w Łowiczu. Było tam może 300 mężczyzn; wypełniali cały, dość długi, więzienny korytarz. Bardzo się modlili, przejmująco głośno śpiewali. Trudno było opanować wzruszenie. Potem wszedłem w archidiecezjalny grafik posług biskupich: bierzmowania, wizytacje parafii prawie w każdą niedzielę i święta, mnóstwo różnych poświęceń i codzienne dyżury w kurii. Przez jakiś czas prowadziłem ponadto wykłady w seminarium.

- Skąd wzięła się u Księdza Biskupa ta powszechnie znana miłość do Biblii?

- Miłość do Pisma Świętego została w moim przypadku - aż wstyd się przyznać - trochę jakby wymuszona. Wedle wcześniej wyrażonej woli Władzy Kościelnej miałem być patrologiem. Dlatego doktorat z teologii pisałem o sporach orygenesowskich. Ale gdy ówczesny ks. prof. B. Jankowski, wykładowca Nowego Testamentu w naszym seminarium, wstąpił do benedyktynów i stał się ojcem Augustynem, zabrakło w seminarium drugiego nowotestamentalisty, o czym doskonale wiedział przebywający już wtedy w Komańczy Prymas Tysiąclecia. On to właśnie przysłał mi polecenie rozpoczęcia starań o wyjazd na studia biblijne do Rzymu. Byłem tym trochę zaskoczony i ośmieliłem się, znów tajnie przesłanym pisemkiem, zauważyć, że miałem być patrologiem i że w tym kierunku szły moje dotychczasowe studia. W odpowiedzi rychło nadesłanej Ksiądz Prymas oświadczył: "Nic nie szkodzi. Ojcowie Kościoła też zajmowali się głównie wyjaśnianiem Pisma Świętego. Będziesz studiował Biblię" . I tak oto zacząłem stawać się biblistą. Właściwie to zawdzięczam tę profesję benedyktyńskiemu powołaniu ojca Augustyna, co mu już wiele razy oznajmiałem. A z tego, że już jako biblista zostałem biskupem, staram się wyciągać duszpasterskie wnioski. Czuję się w sumieniu zobowiązany do uprawiania apostolatu biblijnego. Myślę, że z tego będzie mnie kiedyś Pan Bóg rozliczał. Ale czynię to z prawdziwą przyjemnością

- Czego z Bożą i ludzką pomocą udało się Ksiądzu Biskupowi dokonać w minionym dziesięcioleciu, jako ordynariuszowi nowej diecezji? Jakie sprawy wciąż pozostają do realizacji?

- Myślę, że przy Bożej pomocy wiele udało się dokonać. Co w duszach ludzkich, to oczywiście nie wiem, choć na tym najbardziej nam zależało. Wymienić można jedynie te osiągnięcia zewnętrzne. Należą do nich: budowa domu biskupiego, zorganizowanie wszystkich agend kurii, przebudowa i powiększenie budynku kurialnego, remont domu parafialnego, duże prace - trwające zresztą dotychczas - w katedrze, budowa nowego seminarium, domu dla księży emerytów w Otwocku, różnych agend naszej Caritas. Na dokończenie czekają jeszcze niemałe, ale już poważnie zaawansowane prace w podziemiach katedry, zabudowa witrażami pozostałych okien katedry, remont kapitalny domu przy ul. Grochowskiej. Ale szczególnie pragniemy skupić się na bardziej gorliwym wypełnianiu naszych zadań duszpasterskich, do których należy: otoczenie jeszcze większą opieką chorych i cierpiących, wspieranie nie tylko modlitwą rodzin wielodzietnych, świadczenie miłosierdzia ubogim i bezdomnym, troska o poprawę losu bezdomnych i źle zarabiających, zacieśnienie współpracy rodziny ze szkołą, pogłębienie wiary, między innymi poprzez sobotnio-wieczorną lekturę Pisma Świętego w rodzinie.

- Co Ksiądz Biskup powiedziałby tym wszystkim, którzy są zniechęceni brakiem perspektyw na przyszłość?

- Powiedziałbym im:

- że niejeden z nas ma już za sobą wyjście z sytuacji znacznie trudniejszych;

- że za św. Pawłem trzeba nam "mieć nadzieję wbrew nadziei" ( Rz 4, 18);

- żeby jednak próbować wydobyć z siebie nieco więcej inicjatyw twórczych;

- żeby nie tracić wiary w dobroć i miłosierdzie Boga.

- Dziękuję za rozmowę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Dziś jest tylko jeden plan: krzyż

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Didgeman/pixabay.com

Rozważania do Ewangelii J 18, 1 – 19, 42.

Wielki Piątek, 29 marca

CZYTAJ DALEJ

Abp Jędraszewski: niektórzy rządzący usiłują zafundować narodowi holokaust nienarodzonych

2024-03-29 10:20

[ TEMATY ]

abp Marek Jędraszewski

kalwaria

Kalwaria Zebrzydowska

Archidiecezja Krakowska

Abp Marek Jędraszewski, zwracając się w Wielki Piątek do pielgrzymów w Kalwarii Zebrzydowskiej, apelował o ochronę życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Mówił, że niektórzy rządzący w imię wolności kobiet usiłują "zafundować narodowi kolejny holokaust nienarodzonych".

Metropolita krakowski, mówiąc do dziesiątków tysięcy wiernych, wskazywał, że nowożytna Europa nie chce mieć niż wspólnego z Chrystusem i Ewangelią, nie chce słyszeć o Bogu, który przejmuje się losem człowieka. W imię czystego rozumu potępia wiarę, ogłaszając ją jako zabobon.

CZYTAJ DALEJ

Groby Pańskie 2024 - Stwórz z nami galerię

2024-03-29 09:19

Marzena Cyfert

Parafia pw. Ducha Świetego we Wrocławiu

Parafia pw. Ducha Świetego we Wrocławiu

Piękną tradycją stało się budowanie w kościołach Grobu Pańskiego. Zapraszamy do przesyłania nam zdjęć z waszych kościołów i kaplic, a to pozwoli nam stworzyć piękną galerię. Czekamy na wasze zdjęcia, które możecie wysyłać na adres wroclaw@niedziela.pl

Prosimy, aby zdjęcia przesyłać do Niedzieli Zmartwychwstania.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję