Jak „w zeszycie w kratkę”
Jego skromne, schludne mieszkanie przypominało mój rodzinny dom. Miałem możność przekroczyć te progi. Łóżko drewniane z siennikiem. Krzesła surowe z deseczek o twardym siedzeniu i oparciu. Zdziwiony zegar z kukułką. Porządek poukładany jak w „zeszycie w kratkę”. Podłoga ze skrzypiącymi deskami, a przy drzwiach w pogotowiu, na baczność filcowe froterki pod obuwie dla przychodzących. Deski stale błyszczały, gdyż odwiedzający przesuwali je pod obuwiem po podłodze. Komoda z zamkniętą przeszłością, sekretarzyk z serdecznym natchnieniem, pamiątki rodzinne, najdroższe fotografie. Dom ten, jako gniazdko jaskółcze przyklejone do powały, a w nim zamyślenia Jana zaklęte w „znaki ufności”.
„Największe co przychodzi samo”
Moje spotkania z Janem bywały czystą przyjemnością sztuki, rozmową prostoty z pokorą, przy olśniewającym darze miłości bliźniego do Stwórcy. On nieustannie kochał wymykającą się spod kanonu poznawania prawdę, bo „wiara stale chce pytać”. Kochał i nazywał po imieniu: mrówkę, biedronkę, ważkę, stokrotkę, czeremchę, maciejkę. Nie pisał ani pod czytelnika, ni dla nagrody. Credo jego języka stało się czytelne, aż nadto proste, pozbawione dystansu, patosu, tak bliskie, że potrafiące ufać.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
„Tylko mali grzesznicy spowiadają się długo”
Reklama
Jak mało kto, wszczepił on w nurt współczesnej poezji prostotę słowa i pokorę życiową. Nie wstydził się używać nowatorskich środków artystycznych przepojonych radością Ewangelii, a przede wszystkim okraszonych autentyzmem. Ksiądz Jan opanował kunszt mówienia i pisania o sprawach głębokich i zawiłych teologicznie językiem zrozumiałym dla ogółu. Wiele wierszy poety powstało z ukrytego konfesjonału, cichego, jakże niemego świadka tylu nawróceń, powrotów do Pana Boga. „Z uczynków? To zbyt mało. Z ran mnie wyspowiadaj”, bo przecież, jak w innym miejscu zauważa, „Nie przyszedłem pana nawracać” - zapewnia dyskretnie Duszpasterz Sióstr Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu.
„A szczęście tak jak skrzypce im starsze tym młodsze”
Książę poetów, tak go postrzegał Zdzisław Łączkowski - literat, krytyk. Ksiądz Jan jest barwną ikoną polskiej liryki, z pokaźnym bagażem twórczego dorobku. Mądrość jego słowa, trafność metafor opierała się na prostocie, zdrowym krytycyzmie i wrażliwości. Szczodrość poetyckiej duszy to bezustanne dawanie siebie drugiemu i niezwykły szacunek dla niego, gdyż „wiara stale chce pytać”.
„Biały kminek najcichszy przy miedzy”
W sposób niebanalny potrafił „złotousty liryk” pisać o świętości, o niebie, o przemijaniu. Człowieka zraża patetyczne mówienie o świętości, z wysokości katedr uniwersyteckich, czy świątynnych ambon. Bez ogródek i z nieskrywaną szczerością napisał: „Zacznij się w końcu modlić przeciwko sobie...”. Drogocenna perła poezji ks. Twardowskiego ukryta jest przede wszystkim w mądrości, którą wyłuskiwał ze swego jestestwa i z nami się nią dzielił. Uczymy się od ciebie pokory, cierpliwy i wytrwały nauczycielu. Ani w mądrych wywodach teologicznych, ni w traktatach napisanych przez uczonych profesorów nie znalazłem odpowiedzi, co to świętość. Znalazłem tę odpowiedź, radującą moje serce w jego wierszu: „najpierw trzeba wyglądać na świętego, ale nim nie być, potem ani świętym nie być, ani na świętego nie wyglądać, potem być świętym tak, żeby tego wcale nie było widać”.
„W kościele trzeba się od czasu do czasu uśmiechać”
Reklama
Wyjątkowość kunsztu literackiego jawi się na wielu płaszczyznach. Niejednokrotnie powraca z ukrycia tematyka dzieciństwa. Dzieci odczytują rzeczywistość bezbłędnie i bez zafałszowania. One potrafią bezgranicznie ufać Bogu. Jakże jest mu bliska dziecięca wiara. Ks. Jan zadziwia się otaczającym światem, zadziwia jak dziecko. „Tylko Bóg chrześcijański urodził się jak bezradne dziecko”. To On, katecheta, poszerza o uśmiech serdeczny, uścisk dłoni, osobiste przeżycia, gdyż świat dziecięcy jest pełen humoru i przekory, serdecznej ironii i nieodpartej szczerości. Dzieci przyjmują go do swojej galerii jak wypróbowanego przyjaciela, który potrafi ich słuchać i pisać o potrzebie uśmiechu, nawet w kościele. On do nich przemawia w prostocie słów, jak „patyki i patyczki”, w pojedynkę, że w grupie.
„Wszystko na pysk zbity wali się bez Ciebie”
Nie można wierzyć ot, tak sobie. Kropla po kropli spadając na skałę, wydrąży w niej wgłębienie. Poprzez żart, a czasem i ironię poeta demaskuje egoizm, rozprawia się z pychą, łagodzi agresję. Daleki jest od mędrkowania. Szanuje każde słowo i nadaje mu właściwy sens. Z Tobą, Janie, pragnę zauważyć Tego, który stworzył chrabąszcza i mrugającego świetlika, macierzankę odurzającą, nagietka z symetrycznymi płatkami. A Ty ciągle taki bez cienia natrętnego patosu, taniego moralizatorstwa: „Sam nic nie czyniłem dobrego, Ani mniej ani więcej, To tylko anioł rozdawał, Czasami przez moje ręce”.
„Koniku polny co żyjesz jedną tylko jesień”
Kapłaństwo traktuje ks. Twardowski jako rzeczywistość świętą, ponadczasową. Wyznaje w swoich wierszach poczucie nieudolności duszpasterskiej, nieporadności w głoszeniu kazań. „O jakże już nie znoszę wszystkich kazań, mądrych, dobrych, podniosłych, pobożnych i słabych”: wyznaje ze szczerością, jak mało który duchowny Poeta. O sprawach wielkich i świętych potrafi pisać wprost, z humorem i przekąsem. „Kiedy się mówi tyle o człowieku, o różnie pojmowanym humanizmie - widzę urok szpaka, wilgi, dzikiego królika, szorstkowłosego wyżła”. Jakże go nie kochać? Niemalże po połoninach biega ze św. Franciszkiem z Asyżu i wygłasza hymn na cześć stworzeń i Brata Słońce. Nie komplikuje myślenia, nie dzieli i nie oddziela od człowieka. Współzależność Kosmosu, wszelkiego istnienia w porządku natury, nie znika z jego umysłu, jest twórczą muzą. Życie oglądane na styku poznawalnych granic zdumiewa i zachwyca innością świata. Ujmuje on w znamienne słowa syntezę sacrum: „Pochłania mnie wiara, ale wiara, która nie jest statystyką, zatrzymaniem się, lecz ciągłym odkrywaniem na nowo Tajemnicy”. Czasem trzeba zawierzyć tak zwyczajnie, codziennie, by zauważyć pszczołę, maślaka, biedronkę, wrotycz, samotnego anioła, który istnieje. Ja i oni to tylko jeden świat. Uwierzyć z uczynkiem. Inaczej niż dotychczas. Poprowadź, Janie, bo „gdyby śmierci nie było nikt z nas już by nie żył”.
Tytuł i podtytuły to cytaty z wierszy ks. Jana Twardowskiego
Przed tym kapłaństwem klękam
Teodora Pikuła
(Księdzu Janowi Twardowskiemu)
to takie proste
grać w zielone
każdy dzień za listek wiary
jak pasikonika chwytać
rosę z pokrzyw zbierać
bożą krówkę o rodowód
nie pytać
obłoki obłaskawiać
żeby jadły z wierszy
owadzi śpiew słyszeć
choćby nad przepaścią
stokrotce kazać czekać
na królewicza
kapłaństwo wiecznym piórem
zapisać
żeby więcej było oddechu
w słowach
niż ważka ma wiatru w żaglach
kto teraz biedronki i chrabąszcze
obudzi
żeby im wskazać drogę
do ludzi