Pierwsza grupa wiernych ze Skoczowa przybyła do Bielowicka w 1856 r. Było to zaraz po pożarze, który niemal doszczętnie strawił ich miasto. Przyszli prosząc św. Wawrzyńca, by podobna sytuacja już nigdy się nie powtórzyła. Od tego czasu, rok w rok, kolejne pokolenia skoczowian wyruszały w drogę do Bielowicka, dając świadectwo swemu przywiązaniu do tradycji oraz wierze w orędownictwo Świętego. Temu pielgrzymowaniu nie przeszkodziły nawet lata zaborów i hitlerowskiej okupacji. Problemy zaczęły się, gdy do głosu doszła władza ludowa, która niechętnym okiem spoglądała na religijne obrzędy. Z jej polecenia zakazano skoczowianom organizowania wymarszu spod kościoła Apostołów Piotra i Pawła. To spowodowało, że do dnia dzisiejszego punktem zbiorczym dla pątników wyruszających do Bielowicka jest kapliczka w Dolnym Borze. Od tego miejsca wystarczy około godzina marszu, by dotrzeć do sanktuarium św. Wawrzyńca. Trasa przemarszu zawsze wiedzie przez Kowale, gdzie pielgrzymi ze Skoczowa łączą się z grupą wiernych z Pogórza. Całość uzupełniają jeszcze zorganizowane grupy pątników z Pierśćca i Jasienicy. Przez ostatnie lata liczba przybyłych w tym dniu pielgrzymów sięga około tysiąca. To niemało jak na lokalny wymiar tego święta. Jak mówi ks. Bogdan Biel, proboszcz parafii św. Wawrzyńca, tradycji wywodzącej się z tego samego nurtu co skoczowska, można także szukać w innych rejonach Śląska. Dla przykładu w Żorach nosi ona nazwę Święta Ogniowego. W tym dniu odbywa się wokół rynku procesja z pochodniami, uwieńczona modlitwą wstawienniczą o ochronę przed pożogą. Niemniej, ile razy Święto Ogniowe było w Żorach zaniedbywane tyle razy wybuchał tam pożar. Skoczowianie byli na tyle przezorni, że nigdy do czegoś podobnego nie dopuścili. Wierni tradycji przodków rokrocznie przypominają św. Wawrzyńcowi o swoich prośbach i jak na razie nieźle na tym wychodzą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu