Siostra Jana Płaska, urszulanka szara, gasła powoli, przed śmiercią długo chorowała. Zmarła 21 października w wieku 96 lat. Do ostatnich chwil życia odwiedzali ją ludzie wdzięczni za pomoc, jaką im w życiu okazała. Siostry do dziś wspominają, że w stanie wojennym przyszła do niej kobieta i przyniosła dziecko. Powiedziała, że chce je oddać, bo nie ma go za co wyżywić. Siostra załatwiła tej kobiecie mleko z darów, a potem systematycznie przekazywała pieniądze na żywność. I matka nie musiała oddawać dziecka.
- Miała dar stwarzania wokół siebie ciepłej i domowej atmosfery rodzinnej. Dlatego potrafiła wypracować odpowiednie i sprzyjające warunki do ewangelizacji i katechizacji - mówi bp Tadeusz Pikus.
- Zostawiła naprawdę piękne świadectwo życia - mówi s. Krystyna Krupecka, urszulanka szara z domu zakonnego przy Wiślanej.
Pozostawała w cieniu
S. Teresa Janek prawie całe swoje zakonne życiem spędziła, współpracując z s. Janą. - Pamiętam, jak przed 33-laty trafiła do pracy w Kurii. Miała dokładanie tyle lat, co moja mama, która bardzo wcześnie umarła. Kiedy trafiłam do zakonu, to ona ją zastąpiła, była dla mnie matką - wspomina s. Teresa, która prowadzi sekretariat Wydziału Nauki Katolickiej.
Dyrektor Wydziału Katechetycznego ks. dr Henryk Małecki wspomina s. Janę jako „dobrotliwego ducha”. Dla każdego miała wiele życzliwości, dobrą radę oraz zawsze jakiś mały podarunek. - Pamiętam, gdy jako młody ksiądz zaraz po święceniach w 1976 r. przyjechałem do Kurii, aby kupić pomoce katechetyczne oraz podręczniki. Kuria była dla mnie poważną i wyniosłą instytucją. Dlatego też do jej drzwi pukałem z nieśmiałością. Wówczas otworzyła mi s. Jana ze szczerym uśmiecham, życzliwością, pytając, w czym może mi pomóc - wspomina ks. Małecki. - Tę swoją niesłychaną życzliwość zachowała do ostatnich dni - dodaje.
S. Teresa Janek wspomina, jak przez lata pomagała s. Janie w przepisywaniu rożnych dokumentów. - Lata 70. i 80. to były bardzo trudne czasy. Ciężko było zdobyć każdy kawałek papieru, aby wydrukować jakikolwiek podręcznik. - Mimo to s. Jana swojej pracy oddawała całe serce - podkreśla s. Teresa. Zredagowała kilka podręczników do katechezy. Przy tym była bardzo skromna, nie zbiegała, aby w stopce redakcyjnej znalazło się jej nazwisko. - Bardzo wiele wnosiła i pracowała dla Kościoła, ale zawsze pozostawała w cieniu. Nikomu nie odmawiała pomocy. Nigdy nie robiła tego dla własnej chwały.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Filar Wydziału Nauki
- S. Jana stworzyła podwaliny pod dzisiejszy Wydział Nauki Katolickiej. Ona pracowała nad koncepcjami pracy katechetycznej - uważa bp Tadeusz Pikus, przewodniczący Wydziału Nauki Katolickiej. - Dla niej katecheza była czymś niezwykle ważnym, poświęciła jej całe swoje życie dodaje.
Od 1947 r. s. Jana prowadziła wykłady z psychologii i pedagogiki na kursach katechetycznych. Wtedy też poznała Prymasa Wyszyńskiego, który przychodził tam na spotkania katechetów. W 1949 r. powstał w Kurii Wydział Nauki Katolickiej. S. Jana była jego członkiem. Zorganizowała Ośrodek Katechetyczno-Metodyczny. Została członkiem Komisji Episkopatu ds. katechizacji. - To było wtedy nadzwyczajne, że kobieta znalazła się w takim gremium - twierdzi ks. Małecki.
Właśnie wtedy s. Jana współpracowała z bp. Edwardem Materskim przy pisaniu podręczników do nauczania religii. - Pracowała wtedy od 8 do 23 - podkreśla s. Teresa.
Kursy katechetyczne dla świeckich były wówczas wielkim przedsięwzięciem. Zdaniem ks. Małeckiego, to głównie dzięki pracy s. Jany po odzyskaniu przez Polskę wolności powstała pewna baza świeckich katechetów, na której można było zbudować dzisiejsze kadry katechetyczne. - W powojennej historii Kościoła warszawskiego, to właśnie s. Jana była jednym z filarów naszego Wydziału.
Skazana na więzienie
Prymas Wyszyński ufał jej bezgranicznie. - Załatwiał wszystko, czego potrzebowała do pracy. Dał jej powielacz, na którym mogła drukować podręczniki oraz inne materiały - wspomina s. Teresa. Zlecał jej najbardziej odpowiedzialne zadania. A kiedy został aresztowany, z więzienia w Komańczy napisał do niej list: „Raduję się, że opieka nad kursem katechetycznym, wychowawczyniami i przedszkolankami spoczywa w ręku Siostry...”.
W jej pracy były również bardzo trudne czasy, kiedy często wzywano ją na przesłuchania do Pałacu Mostowskich. - Wówczas nie wiedzieliśmy, czy wróci do nas - podkreśla urszulanka.
S. Jana Płaska miała dwie rozprawy sądowe - w jednej z nich skazana została na więzienie z zawieszeniem na rok. Mimo to nie przestała drukować materiałów w piwnicach Kurii.
Była wielką patriotką. Kochała Kościół i Ojczyznę. - Można powiedzieć, że również całe jej powojenne życie było służbą Bogu i Ojczyźnie - podkreśla ks. Małecki. - Przecież w podziemiach Kurii drukowała wiele pism, które nie mogły się oficjalnie ukazać - dodaje. Również s. Teresa podkreśla, że to właśnie s. Jana była jej przewodniczką i nauczycielką miłości do Ojczyzny i Kościoła.
Reklama
Brała udział w Powstaniu Warszawskim
Jak wspomina matka Andrzeja Górska, wieloletnia przełożona generalna zakonu, ani przez chwilę nie wahała się, gdy miała wziąć udział w Powstaniu Warszawskim. Opatrywała rannych jako sanitariuszka, ale w końcu sama została ciężko ranna. - Pamiętam, jak wynosiłyśmy ją z innymi siostrami z powstania, miała czterdzieści stopni gorączki, odłamki pocisków wychodziły z jej ciała - wspomina m. Górska.- Potem przez rok leżała w szpitalu w Milanówku. Gdy dowiedziała się, że inne siostry zginęły w powstaniu, nie chciała już nigdy wracać do tamtych chwil.
Od tamtej pory jeszcze bardziej była zatroskana o losy Ojczyzny, której służyła także poprzez działalność patriotyczną w późniejszych latach, troszcząc się o wolność Kościoła. Pomagała jej w tym z pewnością atmosfera, jaka panowała na Miodowej za Prymasa Wyszyńskiego.
Matkowała księdzu Jerzemu
Dobrze znała ks. Jerzego Popiełuszkę, który często odwiedzał siostrę w Kurii. Przybył kiedyś do siostry po tym, jak został zwolniony z aresztu.
- Ucieszyliśmy się, że jest już wolny - wspominała s. Jana. - Wręczyliśmy mu śliczne, świeże frezje. Był wzruszony. Opowiedział trochę o przeżytej nocy, wspominał, że dzięki temu incydentowi wyspowiadał się u niego jeden z więźniów. Był jednak zgnębiony, mimo że wolny. - Można powiedzieć, że s. Jana mu trochę matkowała. Często przychodził do niej, gdy był w jakieś trudnej sytuacji. Ona zawsze dawała mu dobrą radę i wsparcie - podkreśla ks. Małecki.
Ks. Jerzy niekiedy się siostrze zwierzał, opowiadał o swojej pracy, o tym, co robi. Zwrócił się kiedyś do niej, by poprosiła Księdza Prymasa o jego fotografię dla strajkującej młodzieży - koniecznie z dedykacją. Kardynał Glemp od razu się zgodził. Pod zdjęciem napisał: „Zbolałym chłopcom Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarnictwa słowa modlitwy i jedności w cierpieniu śle Józef Glemp, prymas”. Załatwiła to właśnie siostra. Innym razem, gdy widziała, że był coraz bardziej zmęczony i chory, załatwiła mu specjalny pokój „papieski” w domu sióstr w Zakopanem i natychmiast wysłała na odpoczynek.
Gdy ks. Jerzy został porwany, gromadziła pamiątki i zajęła się wydawaniem książek poświęconych ks. Popiełuszce. W pokoju siostry, w drewnianych ramach wisiał portret ks. Jerzego.