Stara Kobieta umierała powoli. Bardzo długo, jeśli policzyć w sekundach - bardzo krótko w stosunku do wieczności...
Wszystko zaczęło się wtedy, gdy nie była jeszcze taka stara. Właściwie nie wiadomo, w którym momencie. Nikt nie poda dokładnej daty. Pewnie wówczas, gdy pojawiły się pierwsze oznaki niepamięci. Może w tej chwili, w której po raz pierwszy powiedziała do swej ukochanej córki: „Wciąż zapominam... Nie wiem, co się ze mną dzieje... Nie pamiętam...”. Córka zobaczyła wtedy jej przerażenie, prośbę, a nawet nieme błaganie w oczach, nie bardzo jeszcze starych.
Córka nie była cudotwórcą. Nie umiała odmienić biegu rzeczy. Ale prowadzała Starą Kobietę do lekarzy. Z czasem do bioenergoterapeutów. Wszyscy tylko pocieszali, bo nic więcej nie potrafili zrobić. Stara Kobieta zapominała coraz bardziej, choć wtedy wcale nie była jeszcze bardzo stara...
W końcu nastał taki dzień, że zgubiła drogę do domu. Nie potrafiła trafić do miejsca znanego od wielu lat. Długo błądziła po uliczkach miasteczka, w którym zamieszkała po wojennym exodusie. Nikt właściwie nie wie, w jaki sposób znalazła się w końcu w domu. Od tego czasu już nie wychodziła sama. Córka tego pilnowała. Nie wiadomo, w którym momencie zapomniała, jak się nazywa, gdzie mieszka, w jakim roku żyje. Wtedy wiedziała jeszcze trochę o tej swojej niepamięci. Płakała często, a jej zielone oczy niemo błagały o pomoc. Nie przeczuwały, że będzie już tylko coraz gorzej...
Córka też często płakała, z bezradności i wielkiego żalu. Cóż mogła zrobić? Jak kilkuletnie dziecko nie odstępuje matki, tak Stara Kobieta kurczowo trzymała się córki. Tylko ją jeszcze poznawała. W swojej zamglonej świadomości czuła się wtedy małą dziewczynką z rubieży Rzeczypospolitej. Ze szczegółami opowiadała o swoich szmacianych lalkach. O kwiatach w ogródku przed domem. O wielkich lasach, w których było pełno bagien. Nieco mniej przekazywała wydarzenia z młodości, która przypadła na czas wojny. Dokładnie pamiętała tylko śmierć brata, który walczył w partyzantce. I podróż w nieznane, gdy kraina jej dzieciństwa stała się częścią innego państwa. Długo jechali na Ziemie Odzyskane, gdzie znaleźli swój dom.
Mijał czas. Szybko i nieubłaganie. Córka z wielkim bólem serca i niepokojem wychodziła z domu. Stara Kobieta, która była jej matką, coraz bardziej oddalała się od rzeczywistego świata. Świat oddalał się od niej. Ludzie też. Wszyscy, nawet rodzina. Przyszedł taki moment (też nie wiadomo kiedy), że Stara Kobieta nie mogła już sama zostawać w domu. Stawało się to niebezpieczne. Tylko cudem udało się uniknąć nieszczęścia, gdy odkręciła gaz, a nie zapaliła zapałki. Nikt nie był w stanie przewidzieć, co będzie robić danego dnia. Niekiedy kroiła chleb dla kurek, których nie było. Kilka razy zerwała wszystkie zielone pomidory z ogrodu, bo myślała, że ktoś ukradnie. Chowała monety w chusteczki. Zwijała ubrania w węzełki. To samo robiła z firanami i zasłonami. Nie potrafiła wykonać zwykłych codziennych czynności. Zapomniała nawet, jak dbać o ukochane kwiaty, które kiedyś posadziła w ogródku.
Zaczęła się era opiekunek. Były potrzebne, bo córka sama nie dawała rady.
Przychodziły na kilka godzin dziennie. To było już wtedy, gdy Stara Kobieta stawała się coraz bardziej stara. W swojej niepamięci zapomniała nawet o wydarzeniach z dzieciństwa. Raz była kapryśna, raz się śmiała. Nadal kurczowo trzymała się córki. Płakała, gdy ta chciała ją zostawić, choć na chwilę. Aż stało się tak, że Stara Kobieta wszystko zapomniała. Skurczyła się, przygarbiła, pochyliła. Przestała rozmawiać, jak niemowlę gaworzyła w języku dla nikogo niezrozumiałym. Za życia dostała się do Innego Świata. Nikt nie wie, jak w nim było. Może nie najgorzej. Stara Kobieta przecież często się śmiała. Często śpiewała, choć słów nie można było zrozumieć. Wtedy nie poznawała już nikogo, nawet córki ukochanej. Miewała różne humory. To właśnie wtedy, nagle i nieoczekiwanie pojawiła się Dobra Opiekunka. Okazała Starej Kobiecie bardzo wiele serca. Pewnie tyle, że wystarczyło na odkupienie wszystkich grzechów. Dobra Opiekunka cieszyła się zawsze, gdy Stara Kobieta reagowała na jej głos, gdy się uśmiechała i śpiewała w swoim niezrozumiałym języku. Wtedy nikt więcej nie chciał już znać Starej Kobiety. Wszyscy się bali. Pozostały tylko one dwie: córka i Dobra Opiekunka. Mijały dni, miesiące, lata... W sekundach to bardzo długo, ale w porównaniu do wieczności...
Kiedy Stara Kobieta była już naprawdę stara, zobaczyła ją kiedyś artystka, która u każdego umiała wypatrzeć oczy duszy. Zachwyciła się Starą Kobietą. Z przejęciem wpatrywała się w twarz ze zmarszczkami. Rysowała ją w wyobraźni. „Ile mądrości, ile dobroci, ile cierpienia...” - komentowała. Zapamiętała twarz Starej Kobiety. Przeniosła ją na płótno i pokazała w galerii. Wszyscy oglądali, podziwiali. Nikt nie pomyślał nawet, ze Stara Kobieta była kiedyś młoda, może piękna i pełna życia. Wszyscy o tym zapomnieli....
Lato miało się ku końcowi. Przyszła jesień, zima, wiosna, kolejne lato... Stara Kobieta znów zachorowała. Leżała skulona w łóżku. Nie miała już siły się uśmiechać. Z trudem przełykała rozdrobnione pokarmy. Z wysiłkiem ssała smoczek. Kuliła się coraz bardziej. Nikt już nie miał pojęcia, co czuje w tej swojej niepamięci. Gasła powoli, bardzo wolno... Lekarka już nie dawała nadziei...
Aż przyszedł taki moment, kiedy córka chwyciła ją mocno za rękę. Pojawił się Anioł Skrzydlaty. Świetlistym płaszczem zasłonił Starą Kobietę. A ona odeszła Tam... Było to konkretnego dnia, o konkretnej godzinie. Mogę podać z dokładnością co do minuty. Tylko po co? Przecież to powolne umieranie Starej Kobiety zaczęło się dużo wcześniej. Już wtedy, gdy nie była jeszcze taka stara. W sekundach to bardzo wiele, ale w stosunku do wieczności...
Pomóż w rozwoju naszego portalu