Ks. Franciszek Rozwód, wyświęcony 25 czerwca 1937 r. we Lwowie, najstarszy kapłan w archidiecezji wrocławskiej
Życie to doświadczanie różnych przygód, jakie spotykają człowieka. Spójrzmy, jaką radość przeżywają rodzice, gdy ich niedawno urodzone dziecko kończy pierwszy rok życia. Kapłaństwu również towarzyszą takie wzruszenia. Ileż radości doświadcza się po przeżyciu pierwszego roku kapłaństwa. Potem dziesięciu lat i kolejnych, kolejnych. Jednak największe, wielkie przeżycia naprawdę, towarzyszą jubileuszowi 25-lecia. Dlaczego? Bo wtedy zazwyczaj ma się już 50 lat i widzi się skutki swojej pracy, owoce swojego życia. Później znów wszystko zatraca się w codzienności, praca toczy się dzień po dniu i nie myśli się o świętowaniu. Wielkim przeżyciem jest 50-lecie kapłaństwa - otwiera się perspektywa drogi, którą się przeszło. Człowiek odwraca się, patrzy w tył i myśli: ile ja odprawiłem Mszy św., ile ja udzieliłem Komunii św., ile wygłosiłem kazań, będąc wiernym swemu powołaniu, bo przecież przyszedłem, aby Bogu służyć. A skoro służę Mu już 50 lat, to jest wielka historia życia, to wielkie brzemię. Zazwyczaj te świętowania wiążą się z wdzięcznością ludzi, którzy przychodzą, przypominają różne wydarzenia. Wtedy można myśleć śmiało: „Nie zmarnowałem życia”. Pamiętam taką historię. Jestem na poświęceniu kaplicy, którą wybudowałem z Bożą i ludzką pomocą w Mierzowicach, w parafii Prochowice. Po Mszy św. przychodzi mała dziewczynka i mówi: „Proszę Księdza, ja mam takie zdjęcie, na którym Ksiądz mnie trzyma na jednej ręce, taką malutką! Marzyłam, aby Księdza zobaczyć i pokazać, że urosłam!”. A druga mówi: „A ja byłam w trzeciej klasie, gdy Ksiądz zaczął budować tę kapliczkę i kazał nam przynosić wszystkie małe i duże kamienie na fundamenty. Mój kamień jest tam, na dole!”. Takie spotkania budują kapłana, pokazują potrzebę tej posługi. Ja przeżyłem jubileusz 60-lecia kapłaństwa - wtedy z 36 kapłanów wyświęconych w 1937 r. zostało nas tylko 4. Teraz przygotowuję się do 70-lecia - to jubileusz platynowy. Już dziś cieszę się na to, co mnie tam spotka. Wielka radość dotyka serca, gdy się słyszy: „Proszę Księdza, Ksiądz mnie chrzcił”. To jest wchodzenie na drogę rodzenia się ludzkiej wiary, to tajemnica.
Każdy jubileusz budzi w duszy kapłana najpierw wdzięczność Bogu za to, że dał tyle lat przeżyć. Wdzięczność Chrystusowi za to, że przyjął mnie do swego grona i posługiwał się mną przez tyle lat. Matce Najświętszej, że tyle razy, gdy byłem nad przepaścią, podała mi rękę. A potem ludziom, że przez tyle lat znosili moje słabości, błędy, o których w dniu święta tak ładnie zapominają. Naszym Jubilatom, wyświęconym w 1951 r., życzę, aby tych wszystkich wzruszeń doświadczali, aby po 55 latach śmiało szli w kapłaństwie do następnych wielkich rocznic.
Pomóż w rozwoju naszego portalu