Reklama

Opowieści (42)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Świętem Trzech Króli kończono cykl świąt Bożego Narodzenia w Kościele katolickim, kolędy jednak śpiewano dalej aż do Gromnicznej, nie rozbierano też szopki w kościele. Gdy skończyło się już kolędowanie u katolików, wtedy Kościół prawosławny rozpoczynał świętowanie Bożego Narodzenia. Spodziewano się, że "na ruską kolędę" przyjdą jeszcze silniejsze mrozy i wichry. Czasem taka przepowiednia sprawdzała się, mróz istotnie mocno trzymał, a jeśli do tego doszedł jeszcze wiatr, to ziąb przenikał skórę i kości. Na święto Trzech Króli do kościoła należało zabrać koniecznie kawałek kredy, aby go poświęcić. Święcono też kadzidło, czasem wodę. Poświęcona kreda powinna być w każdym domu, używano ją najpierw do pisania na drzwiach mieszkania inicjałów "K+M+B" oraz cyfry bieżącego roku. Napis ten oznajmiał, że w tym domu mieszkają chrześcijanie, że chcą, aby przez najbliższy rok Chrystus im błogosławił i strzegł przed nieszczęściami. Poświęconą kredą rysowano znak krzyża na futrynach każdego okna i drzwi, chcąc w ten sposób uchronić domowników przed działaniem diabła, szczególnie zaś przed opętaniem szatańskim i powieszeniem się kogoś z rodziny. Wodę zwykle poświęcano w Wielką Sobotę, ale kilka starszych kobiet, nawiązując do dawnych zwyczajów, zabierało ze sobą buteleczki z niebieskiego szkła z wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej, zakupione jeszcze za czasów carskich na Jasnej Górze, i prosiło o poświęcenie wody, która przyda się podczas wizyty duszpasterskiej i pogrzebów. Poświęconej wody i kredy używano też do odpędzenia złych mocy, tam gdzie straszyło. Nocą straszyło w niektórych domach, a także w wielu miejscach budzących grozę nawet w biały dzień, takich jak droga między błotnistymi kanałami obrośnięta z obu stron krzakami, którą nazywano "Gać". W pobliżu "Gaci" mieszkał Józek Gienak. Mimo codziennej obecności w pobliżu miejsca uważanego za przeklęte, nigdy nie miał do czynienia ze złymi mocami. Wyśmiewał tych, którzy w takie rzeczy wierzyli i innym opowiadali o swoich przeżyciach. Złożył przysięgę, że zgoli wąsy i brodę, jeśli w tym miejscu wydarzy się coś strasznego lub niezwykłego. Jako jedyny mężczyzna w wiosce nosił okazały zarost, szczególnie broda była bardzo gęsta, kędzierzawa i niezadbana. Z powodu tej brody wołali na niego "dziad" albo "pop", a niektórzy twierdzili, że urodził się z małą brodą i zarostem.

Stara Wolanka późnym wieczorem wracała od sąsiadów, musiała przechodzić obok "Gaci". Wprawdzie w żadne strachy nie wierzyła, ale obecność samotnej kobiety w ciemną noc, obok miejsca sławnego z tylu opowieści, nie była zbyt przyjemna. Przyspieszyła więc kroku, aby czym prędzej znaleźć się w pobliżu swego domu. W pewnym momencie serce jej mocniej zabiło, słyszała bowiem jakiś bełkot, jakby wołanie o pomoc. Serce zaczęło walić jak młot, a strach sparaliżował ją do tego stopnia, że nie mogła z początku poruszać nogami. Stała jak wryta i słuchała. Wydawało się jej, że odgłosy te dochodzą nie z drogi, lecz z bagien, które nigdy nie zamarzały. Gdy się już trochę uspokoiła, chciała uciec jak najdalej od tego miejsca. Wtedy przypomniała sobie, że w kieszeni ma kawałek poświęconej kredy, która ochroni ją przed mocami ciemności. Po chwili namysłu, pokonawszy już całkowicie strach, podeszła bliżej i w słabym blasku wschodzącego księżyca ujrzała jakąś postać, jakby mężczyzny poruszającego się i wzywającego pomocy. Nie zastanawiając się długo, pobiegła do domu Józka. Zastukała w okno i czekała, kiedy gospodarz otworzy. "Kogo tam licho niesie o tej porze? - usłyszała głos Gienaka. - To ja, Wolanka, otwórz! A co się stało, czyżby was ktoś przestraszył? - Otwórz, to ci wszystko opowiem". Drzwi się otworzyły, kobieta weszła do domu i opowiedziała o wszystkim, co widziała i słyszała. Józek zaczął się głośno śmiać, bo nie wierzył w żadne słowo, które usłyszał. Skomentował to krótko: " Ot babskie gadanie!". Kobieta nie dała za wygraną i przysięgała na wszystkie świętości, że naprawdę tam ktoś jest, że na pewno potrzebuje pomocy. Po chwili wahania zgodził się pójść i zbadać, co też stara kobieta mogła zobaczyć. Zabrał z domu elektryczną latarkę, lekką drabinę oraz siekierę i szedł we wskazanym kierunku. Nad samym kanałem zatrzymał się, nasłuchując. Teraz już i on nie miał wątpliwości, Wolanka mówiła prawdę. Na bagnach rzeczywiście ktoś był i bardzo słabym głosem wzywał pomocy. Gienak ruszył po lodzie w kierunku jakiegoś mężczyzny, który jeszcze się poruszał. Na wszelki wypadek trzy razy się przeżegnał, bo przecież nigdy nie wiadomo, kto tam siedzi, człowiek czy czort. Kończył się już mocny lód, dalej rozpoczynały się bagna i niezamarznięte miejsca. Tu bardzo przydatna okazała się drabina, którą ostrożnie podsunął w kierunku topielca. Okazało się, że był nim miejscowy kowal. Ostrożnie wciągnął go na drabinę. Potem sam wydostał się na mocny lód, wcześniej przywiązując do niej linę, którą teraz powoli ciągnął. Gdy już obydwaj byli bezpieczni, wziął ledwie żywego kowala na ręce i zaniósł do swego domu. Długo trwały zabiegi, aby wychłodzonego człowieka przywrócić do życia, ale w końcu się udało. Kowala znano z upodobania do alkoholu, dlatego nikt się nie dziwił, że spotkała go taka przygoda. Ten jednak twierdził, że tego wieczora nie wypił ani kropli, dopiero szedł do kumpli na wódkę. Gdy znalazł się na "Gaci", coś go zaczęło spychać z drogi w kierunku bagien. Zaklął więc siarczyście, ale to coś nie ustąpiło, lecz pchało jeszcze mocniej. Przepchało przez lód do tego miejsca, gdzie go znaleziono. Oczywiście stawiał opór, ale mimo swojej kowalskiej krzepy nie potrafił się obronić i został wepchnięty w bagno. Próbował się z niego wydostać, lecz każdy ruch ręką czy nogą powodował coraz większe zanurzenie się w błocie. Dziękował Józkowi za ocalenie życia, dziękował też Panu Bogu, że zostawił go jeszcze - jak twierdził - na naprawę tego, co w życiu popsuł, i na pokutę. Obiecał, że już nigdy nie będzie pił, w co nikt nie uwierzył, ale kowal poważnie potraktował całą przygodę i słowa dotrzymał. Józek wątpił w prawdomówność topielca. Postanowił więc pójść rano na kanały, aby zobaczyć, czy są jakieś ślady, które zasłyszaną wersję mogą potwierdzić. Jakież wielkie było jego zdziwienie, kiedy na lodzie pokrytym niewielką warstwą śniegu znalazł ślady, dokładnie tak jak opisał kowal.

Po tych zajściach Józek pojechał do miasteczka. W domu zostały tylko same dzieci. Najstarszy syn Wojtek, mający wówczas 9 lat, podczas nieobecności rodziców opiekował się młodszymi dziećmi, bo matka też gdzieś wyszła. Kiedy dzieci wesoło się bawiły, do mieszkania niespodziewanie wszedł ich ojciec, który zdążył już wszystko pozałatwiać w miasteczku. Dzieci przerwały zabawę, a chłopiec do ojca powiedział: "Proszę pana, taty nie ma w domu. Niech pan idzie sobie, ja pana nie znam! - Wojtek! Nie poznajesz ojca!" - powiedział Józek. Chłopiec stał jak słup przy drodze, nie wiedząc, co powiedzieć. Głos był wprawdzie ojcowski, ale co się stało z twarzą? Ojciec nie miał już bujnego zarostu. Dzieci nie poznały własnego ojca, ponieważ nigdy go bez brody i wąsów nie widziały. Józek ogolił się, spełniając w ten sposób obietnicę, że uczyni to, jeśli na "Gaci" coś się ważnego wydarzy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Oświadczenie rzecznika KEP ws. opublikowanego przez „Więź” artykułu

2024-05-20 12:18

[ TEMATY ]

oświadczenie

episkopat.pl

W związku z licznymi pytaniami odnośnie do opublikowanego dzisiaj przez „Więź” artykułu pt. „List otwarty skrzywdzonych: Oczekujemy zawieszenia przewodniczącego episkopatu”, chciałbym potwierdzić, że członkowie Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski otrzymali wspomniany list. W najbliższym czasie zostanie ustalony termin spotkania Rady Stałej, która zajmie się omówieniem aktualnych spraw Kościoła w Polsce. Podejmie także zawarte w liście kwestie.

Warszawa, 20 maja 2024 r.

CZYTAJ DALEJ

#PodcastUmajony (odcinek 20.): Odkurzyłeś już?

2024-05-19 19:30

[ TEMATY ]

#PodcastUmajony

materiał prasowy

Po co mi Pismo Święte? Czy da się nim modlić? Czego w kontakcie z Biblią uczy nas Maryja? Zapraszamy na dwudziesty odcinek „Podcastu umajonego”, w którym ks. Tomasz Podlewski opowiada o maryjnym zachowywaniu i rozważaniu Słowa w sercu.

CZYTAJ DALEJ

Lublin. Zapraszamy na Marsz dla Życia i Rodziny

2024-05-21 05:56

Ks. Krzysztof Czajka

Na marsz zapraszają ks. Jerzy Krawczyk, Marika Mierzejewska i abp Stanisław Budzik

Na marsz zapraszają ks. Jerzy Krawczyk, Marika Mierzejewska i abp Stanisław Budzik

Rodzina jest najwspanialszym miejscem do tego, aby życie mogło się rodzić i rozwijać - powiedział abp Stanisław Budzik.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję