Reklama
Codzienność w stolicy nie należy do przyjemności. Korki, poziom
hałasu przekraczający 65 decybeli, zanieczyszczenie środowiska to
tylko niektóre czynniki oddziałujące negatywnie na mieszkańców Warszawy
"Witamy serdecznie. Mamy dziś ostatni dzień stycznia,
czwartek.
W Warszawie słońce wzejdzie dziewiętnaście po siódmej,
zajdzie dwadzieścia jeden po szesnastej, termometry pokazują 5 stopni.
Pochmurne niebo, sporo deszczu. Przypominamy o parasolach. Właśnie
minęła godzina 6.00 - rozpoczynamy wiadomości" - słuchając tych słów
tysiące mieszkańców stolicy zaczyna swój dzień. Jeszcze tylko łyk
gorącej kawy, parasol, o którym przypominał spiker radiowy i można
biec.
Co prawda tak wcześnie rano tylko nieliczni wykazują
ochotę do aktywności fizycznej. Większość osób korzysta jeszcze z
niewygodnych siedzeń w środkach komunikacji miejskiej, by dokończyć
senne marzenia. W tym miejscu wypada docenić empatyczność kierowców,
którzy, pomimo braku o tej porze jakichkolwiek korków, dostosowują
prędkość jazdy do poziomu rozespania pasażerów.
Tylko niektórzy szczęśliwcy w takiej pozycji spędzą nawet
kilkadziesiąt minut.
- Od niedawna mieszkam w Tarchominie, a pracuję w Jankach
- opowiada Monika, która codziennie spędza ponad 3 godziny w środkach
komunikacji miejskiej. - Przesiadam się kilka razy. Najbardziej nużące
jest oczekiwanie na kolejny autobus czy tramwaj. W momencie gdy jedno
z połączeń opóźni się, moja droga do pracy ulega jeszcze wydłużeniu.
W nieco lepszej sytuacji są właściciele samochodów, którzy
dodatkowo słuchają bieżących informacji radiowych na temat korków.
- Taki serwis to dobra rzecz. Za to kultura jazdy naszych
kierowców to horror, który rano atakuje ze zdwojoną siłą - mówi Dariusz
Piotrowski, któremu pracodawca co miesiąc wypłaca ekwiwalent pieniężny
za benzynę. - Ludzie wyjeżdżają za późno do pracy, a później to wszystko
starają się nadrobić zajeżdżając drogę, wyprzedzając bezsensownie.
Narażają siebie i innych. Czasami, kiedy dojeżdżam do pracy jestem
już tak zmęczony i sfrustrowany, że najchętniej wróciłbym z powrotem
do domu, ale jak sobie przypomnę to, na co będę narażony w drodze
powrotnej, to z ulgą chowam kluczyki.
Ze stresem za pan brat Ks. Andrzej Jagielło w popularnym
podręczniku: Psychologia dla teologów definiuje stres jako przeciążenie
systemu nerwowego, które doprowadza do zakłócenia aktywności i zmusza
człowieka do nowej koordynacji. Pierwszą fazą jest mobilizacja psychiczna,
która sprawia, że jesteśmy w stanie wykonać duży wysiłek psychiczny
i fizyczny. Jednak na takim poziomie długo nie wytrzymamy. Pojawia
się druga faza stresu tj. rozstrojenie - pogarsza się poziom czynności
umysłowych i jakość działania. Ostatnia faza stresu psychologicznego
jest najbardziej widoczna dla otoczenia i objawia się destrukcyjnym
zachowaniem - człowiek traci panowanie nad sobą, pojawiają się nieprzemyślane
formy działania wyrażane agresją. Wszystko nas wtedy denerwuje, a
niekorzystne czynniki oddziaływania aglomeracji miejskiej szczególnie.
Ciszej, proszę!
Do kategorii stresorów dołączono również hałas. Przez
centrum Warszawy przejeżdża zbyt dużo autobusów i tirów. Jak wykazują
statystyki poziom hałasu w niektórych miejscach stolicy już dawno
przekroczył dopuszczalne 65 decybeli.
Niedawno Zarząd Dróg Miejskich zdecydował się na postawienie
ekranów pochłaniających dźwięki. Ekranową ścianę wybudowano nieopodal
osiedla Potok, którego mieszkańcy pomimo inwestowania w dźwiękoszczelne
okna nie mogli się pozbyć wrażenia, że mieszkają na środku autostrady.
- Teraz jest rzeczywiście ciszej. Nie trzeba w nieskończoność pogłaśniać
radia czy telewizora - chwali inwestycję mieszkanka wieżowca położonego
nieopodal trasy wylotowej. - Można nawet okna swobodnie otwierać
i zasypiać.
Ale nie wszyscy mają takie szczęście. Ci, którzy na co
dzień mieszkają wokół dróg szybkiego ruchu w większości przypadków
muszą radzić sobie na własną rękę.
Inspirujące paliwo
Reklama
Okazuje się, że na stresującym życiu w stolicy można jednak
zarobić wykorzystując niepokój społeczny odnośnie analizowanego zjawiska.
O ile "bezstresowe i bezbolesne usuwanie zębów, rentgen, narkoza"
nie wprawi nikogo w zdumienie, o tyle szeroki uśmiech na wielu twarzach
zagości w momencie dostrzeżenia szyldu reklamowego z napisem: "księgowość
bez stresu - faktury, PIT-y, rozliczanie". Podświadomie czujemy,
że troska o higienę psychiczną jest koniecznością. Farmaceutów nie
dziwią już masowe pytania na temat "leków bez recepty na nerwy",
które poprawiają na trochę nasze samopoczucie. A może istnieje sprawdzona
metoda na zniwelowanie stresu w naszym życiu?
Jedno z ogłoszeń wiszących na słupie przy ulicy Targowej
kusi profesjonalnym potraktowaniem problemu:
"Uwaga! Nowe odkrycie, które zmienia stres w energię
dodającą Ci sił. Dzięki naszej pomocy to, co dawniej było źródłem
Twoich stresów stanie się paliwem inspirującym Twoje twórcze myślenie"
.
Po wybraniu numeru telefonu miły głos w słuchawce dementuje
nasze przypuszczenia: "Nie jestem psychologiem, ale umiem pomóc -
deklaruje mężczyzna. - Stosuję nowoczesne sposoby zmiany osobowości
NLP. Rozwiązuję problemy i tylko za przezwyciężenie konkretnych trudności
pobieram jednorazową opłatę w wysokości 100 złotych".
Jeśli kogoś nie stać na stosowanie neurolingwistycznego
programowania osobowości (w skrócie NLP), niech się nie martwi -
specjaliści od marketingu zatroszczą się również o mniej zasobny
portfel. Jeszcze nie tak dawno furorę na polu gadżetów przynoszących
nam ulgę i odprężenie robiły tzw. "woopies", małe, wielkości 3, 4
centymetrów samoprzylepne maskotki umieszczane na ekranie komputera,
które miały odwracać naszą uwagę od problemów. Teraz ich miejsca
zastąpiły gumowe gruszki - pochłaniacze negatywnych emocji. Swoim
wyglądem przypominają narzędzia używane do ćwiczeń przez bokserów.
Przymocowane na specjalnych przyssawkach do biurka, w razie potrzeby
pozwolą rozładować stres wymierzaniem mocnych ciosów. Kolejny sposób,
znacznie prostszy i tańszy, tym razem polecany przez wykwalifikowanych
psychoterapeutów, to notes i czerwony mazak. W momencie wzburzenia
intensywnie kolorujemy kartki, tym samym negatywne emocje, jak twierdzą
specjaliści, zostawiamy na papierze.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Korek korkowi nie równy
Reklama
Po godzinie 15.00 autobusy i tramwaje zamieniają się w biura,
urzędy, szkoły, czytelnie, niedosłownie, ale atmosfera z tych miejsc
zostaje przeniesiona. W zatłoczonym tramwaju, od razu jak na dłoni
widać, które gazety są najbardziej popularne w stolicy. Tłok, gwar,
hałas nie przeszkadza w prowadzeniu ożywionych rozmów telefonicznych.
W ten oto sposób możemy informować nasze rodziny, w którym korku
utknęliśmy i jakie są rokowania. Bowiem, jak doskonale wiedzą mieszkańcy
stolicy, korek korkowi niej jest równy. Most Śląsko-Dąbrowski, ulica
Puławska, Radzymińska, aleja Solidarności, Aleje Jerozolimskie to
liderzy w rankingu: "miejsca w których najczęściej tworzą się i najtrudniej
znikają korki". Niektórzy kierowcy w związku z komunikacyjnymi stresami
opracowali własne metody rozładowywania napięcia wśród pasażerów.
- Późne popołudnie, przystanek Dworzec Wileński, autobus
linii 160 jest kompletnie załadowany - opowiada Sławomir Maliszewski.
- Dlatego wybieram pierwsze drzwi od kierowcy. Z trudem wdrapuję
się na stopień, a tu z kabiny słyszę: "dzień dobry". Jak w kalejdoskopie
przesuwają mi się portrety moich bliższych i dalszych znajomych,
ale żaden nie przypomina uśmiechniętego pana w granatowej kurtce.
Zaniepokojony przypisuję sobie już pierwsze oznaki sklerozy, kiedy
nasz autobus podjeżdża do kolejnego przystanku i tuż za mną zajmuje
miejsce starsza pani, która również zostaje w identyczny sposób przywitana
przez kierowcę linii 160. Podczas tej drogi jeszcze kilka razy słyszałem
magiczne dwa słowa. A na koniec "mojej podróży" już sam pożegnałem
wszystkich.
Na głodzie narkotycznym
Po zbadaniu mechanizmów sprawnego funkcjonowania w dużej aglomeracji
można nauczyć się panujących tu reguł gry.
- Zdecydowanie najtrudniej jest ludziom, którzy przyjeżdżają
do stolicy z małych miasteczek i mają trudności w nawiązywaniu kontaktów
z innymi ludźmi - analizuje Marian Lech - kierownik Ośrodka Pomocy
Psychologicznej Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich przy
Caritas Archidiecezji Warszawskiej. - Mnóstwo informacji, brak rodziny,
duże odległości to przyczyny pogarszania się odporności na stres
wśród tych osób. Ale jeśli tylko nowicjusz pokona wewnętrzne opory
i znajdzie osoby, z którymi będzie mógł się podzielić własnymi niepokojami,
mechanizmy adaptacyjne zaczną działać i wkrótce poczuje się tu jak
ryba w wodzie.
Ale, jak często w życiu bywa, można sprawę przedobrzyć.
Bożena Nadolnik pracująca w jednej z największych firm konsultingowych
w stolicy, doświadczyła na własnej skórze uzależnienia od życia w
epicentrum wydarzeń.
- W okresie świąteczno-noworocznym otrzymałam przymusowy
dziewięciodniowy urlop i pojechałam do rodzinnego domu. Pochodzę
z małego miasteczka na południu Polski. Przez pierwsze dwa dni nic
nie robiłam tylko spałam. Później zaczęły się moje problemy. Nagle
przypomniałam sobie o wszystkich dolegliwościach: bolącym kręgosłupie,
anemii. Czułam się jak balon, z którego uchodzi powietrze. Wystarczył
jeden telefon od szefa i spakowałam walizki. W Warszawie, wszystkie
moje bóle znikły jak ręką odjął. Powróciłam również do wypróbowanego
stylu pracy, najefektywniej pracuje mi się w nocy, kiedy spokojne
mogę przyjrzeć się analizom i przygotować raporty.
Sen o Warszawie
Godzina 23.15, okolice Dworca Centralnego. Kierowcy, dla których zaczynają się pracowite godziny nocne, dopalają ostatniego papierosa. Za moment z tego miejsca wyjadą pierwsze autobusy nocne rozwożące zaspanych pasażerów po różnych zakamarkach Warszawy, dodajmy również tych niebezpiecznych, gdzie nocą spóźnieni przechodnie w popłochu przemierzają odległości. Ale to już jest temat na kolejny artykuł, pod zupełnie innym tytułem.