Znany Czytelnikom „Niedzieli” z nazwiska jako autor licznych zdjęć, ks. Marek Kuś pochodzi z parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Nieustającej Pomocy w Lublinie. 30 maja w archikatedrze lubelskiej przyjął święcenia kapłańskie, a dzień później sprawował Mszę św. prymicyjną w swojej rodzinnej parafii. Dla wspólnoty, która w tym roku świętuje 25-lecie powstania, było to wyjątkowe święto.
Wybrał Jezusa
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Pamiętam, jak rodzina Kusiów wprowadziła się do bloku nieopodal kościoła. Marek wcześnie rozpoczął służbę przy ołtarzu; wciąż mam przed oczyma obraz małego chłopca po I Komunii św., który drepce do kościoła. Znając jego serce, jeszcze w czasie trwania egzaminów maturalnych zawiozłem go do seminarium. I tam został - wspominał ks. Adam Wełna, proboszcz i duchowy ojciec neoprezbitera.
- Ks. Marek zdecydowanie i radośnie odpowiedział Bogu „tak” na usłyszane słowa; wybrał Jezusa ponad wszelkie miłości świata. Obrał drogę wiodącą do pełni szczęścia; stał się nadzieją Chrystusa i wierzących. Naszą radość potęguje fakt, że to zawierzenie Bogu zrodziło się i wzrastało w naszej wspólnocie parafialnej, u stóp Matki Bożej Nieustającej Pomocy - cieszyli się parafianie. Licznie zgromadzeni, wraz z najbliższą rodziną i przyjaciółmi prymicjanta, otoczyli młodego księdza serdeczną modlitwą. Życzyli mu, by wytrwale podążał drogą powołania i stał się strażnikiem wiary w sercach ludzi.
Klucz do kapłaństwa
Neoprezbiter Marek wzrastał w kapłańskiej rodzinie. Dwóch braci ojca: Edward i Witold, to również księża archidiecezji lubelskiej. - W procesie powołania bardzo ważna jest atmosfera domu rodzinnego. Potrzeba wiary rodziców, miłości, poświęcenia dla dzieci, przykładu życia, wówczas w młodym człowieku kształtuje się chęć służenia innym - mówił ks. Witold Kuś (rocznik święceń 1998), młodszy ze stryjów, dla którego piękno kapłaństwa polega na prowadzeniu ludzi do zbawienia.
Reklama
Starszy, ks. Edward Kuś (rocznik święceń 1991), w prymicyjnej homilii podkreślił, że życie kapłana na zawsze jest związane z Eucharystią. Zachęcał neoprezbitera, by umiłował konfesjonał i był hojnym szafarzem Bożego miłosierdzia. Przypominał, że kapłan jest powołany do głoszenia Ewangelii nawet wówczas, gdy jej prawdy nie są popularne wśród ludzi. By wytrwać na tej drodze, polecał bratankowi modlitwę. - Modlitwa jest kluczem do tego, by kapłaństwo było owocne - podkreślał.
Spełnione marzenia
- To, że jestem kapłanem, to zasługa Jezusa Chrystusa, który sam mnie powołał. Dziękuję Mu za dar życia i powołania, za zaufanie, którym mnie obdarzył, że mnie, słabego człowieka, przeznaczył do niezwykłej posługi - mówił ks. Marek Kuś. - Spełniły się moje marzenia. Księdzem chciałem być od zawsze. Pamiętam, jak będąc małym, może 4-letnim dzieckiem, „odprawiałem” mszę św. ze starej książeczki do nabożeństwa u mojej babci w Opolu Lubelskim. Pociągał mnie przykład moich wujków: ks. Edwarda i ks. Witolda. Po I Komunii św. zostałem ministrantem, później działałem w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży. Zawsze byłem blisko Kościoła, a proboszcz ks. Adam Wełna stał się dla mnie duchowym ojcem. Powołanie to także zasługa mojej mamy, która dała mi życie i wkrótce odeszła do domu Ojca, by stamtąd nieustannie mnie wspierać; mojej babci, która pomagała mnie wychować i mojego taty, który pokazał mi, że w życiu nie chodzi tylko o to, by mieć. Świadectwo jego życia, a zwłaszcza codziennie odmawiany na kolanach Różaniec, pozostawiły w moim sercu trwały ślad. To wszystko złożyło się na to, że zostałem kapłanem - dzielił się neoprezbiter.