Wieczorem, 21 stycznia, w zakrystii gorzowskiej katedry rozpoczęły się emitowane przez Radio Maryja Rozmowy niedokończone. Tym razem rozmawiano o kandydacie na ołtarze - słudze Bożym bp. Wilhelmie Plucie. Biskup zatroskany o człowieka - brzmiał temat rozmów. Zebrani w studiu mówili o różnych obszarach pasterskiej działalności Sługi Bożego, gdzie ta troska objawiała się najbardziej. Do dyskusji włączali się kapłani i świeccy, którzy znali Księdza Biskupa w różnych okresach jego życia, gdy był wikariuszem, proboszczem czy przez 28 lat biskupem gorzowskim. Wspominano osobiste spotkania, rozmowy, gesty i spojrzenia Biskupa Wilhelma, które w życiu wielu odegrały ważną rolę. Duszpasterz duszpasterzy, wychowawca seminarzystów, przyjaciel rodzin, kochający człowieka - padały hasła określające postać Biskupa Wilhelma. Kilka dni po tej audycji ktoś w rozmowie dzielił się ze mną swoimi wątpliwościami. Czy wszystko to, co mówi się o Biskupie Wilhelmie, to nie są zwykłe obowiązki biskupa, które ten właśnie Biskup wykonywał może sumienniej niż inni? - pytał. Czy wystarczy to jednak, by obwołać go błogosławionym, a potem świętym? Proces beatyfikacyjny winien doprowadzić do stwierdzenia, że kandydat na błogosławionego odznaczał się cnotami w stopniu niezwykłym przecież, bo heroicznym. Jaki więc pomysł na swoją świętość miał Biskup Wilhelm? Czy był w tym poszukiwany przez Kościół heroizm? Odpowiedzi na to pytanie poszukuje niedawno powołany Trybunał Beatyfikacyjny. Kiedyś o tym oficjalnie wypowie się Papież. To prawda, ale zanim się to stanie, sami musimy pochylić się nad postacią sługi Bożego, nabrać do niego osobistej relacji, inaczej nigdy nie zostanie nowym świętym.
Eksperyment Boży
Reklama
26 stycznia 1986 r., podczas uroczystości pogrzebowych Biskupa
Wilhelma jego wieloletni bp pomocniczy Jerzy Stroba wypowiedział
o nim słowa często od tamtej chwili powtarzane. "Rzeczywistość Boża
- mówił nieżyjący już dzisiaj bp Stroba - była dla niego bardziej
realna aniżeli to, co go otaczało". Współpracownicy Biskupa Wilhelma,
a zwłaszcza mieszkający razem z nim jego biskupi pomocniczy: wspomniany
już bp Jerzy Stroba, bp Ignacy Jeż i bp Paweł Socha zgodnie świadczą,
że Biskup Wilhelm był mężem wielkiej modlitwy. "Ile godzin spędzał
w kaplicy na modlitwie, tego nikt nie potrafi zliczyć - mówił o nim
bp senior Ignacy Jeż podczas Mszy św. inaugurującej proces beatyfikacyjny.
- Ale chyba i on sam też tego nigdy nie robił" - dodał bp Jeż. Pewnie
nie robił, bo przecież święci Bogu czasu nie liczą.
Myliłby się jednak ten, kto myśli, że modlitwa była dla
niego jakąś ucieczką od rzeczywistości, że pozwalała mu o niej zapomnieć.
Wystarczy się wczytać w listy pasterskie, by zobaczyć, jak świetnie
znał życie, jak bardzo kapłaństwo czy biskupstwo nie pozbawiło go
kontaktu ze światem i wyczucia rzeczywistości. A życie znał po prostu
z życia. Urodzony w 1910 r. w górniczej, śląskiej rodzinie, jako
jeden z 9 dzieci Agnieszki i Piotra Plutów sercem był zawsze bardzo
blisko domu, swego rodzeństwa, ich problemów, a potem problemów ich
dzieci. Modlitwa i kontemplacja Boga, które - jak się okazuje - towarzyszyły
mu od młodości, pozwalały na znalezienie właściwej perspektywy wobec
życia i problemów, które to życie niesie. Biskup Wilhelm, mając 16
lat kapłaństwa, pisał w 1951 r., że modlitwa to świadome obcowanie
z Bogiem, do którego "trzeba iść z całym swoim ´ja´, jakie jest zdolne
do wejścia w eksperyment Boży". Tak właśnie się działo. Podczas medytacji
wkraczał w Bożą rzeczywis
tość z całym swoim jestestwem, by z tamtej - Bożej perspektywy,
jedynej właściwej, przyglądać się światu. Święci bowiem - przez łaskę
Bożą, na którą całkowicie się otwierają - mają zdolność widzenia
rzeczy po Bożemu, tzn. prawdziwie. I gdy powracają w świat, powracają
ze swoim "ja" odmienionym przez Boga.
Ja Ciebie chcę
Taka świętość jest darem Boga. Ale jest też owocem współpracy
człowieka z Bogiem. Wilhelm Pluta miał tego świadomość. Jego opus
vitae, jakim jest książka W trosce o życie wewnętrzne, jest świadectwem,
jak bardzo ważne było dla niego życie duchowe. Nie była to jakaś
sfera duchowych uniesień, przeciwnie - była to przestrzeń wytężonej
pracy ducha, codziennego wysiłku, wewnętrznego systematycznego zaangażowania.
Biskup Wilhelm - jeśli można tak powiedzieć - uprawiał życie wewnętrzne.
Co więcej, nigdy nie było ono dla niego jakimś dodatkiem do codzienności,
przeciwnie - był to fundament, na którym tę codzienność budował.
Na wystawie Zatroskany pasterz, prezentowanej w kilku
miastach diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, prócz zdjęć, prywatnych
pamiątek czy oficjalnych dokumentów, znalazła się rzecz niezwykła.
Była to kartka zapisana przez Sługę Bożego w Kochłowicach,
w roku 1940, sześć lat po święceniach kapłańskich. Zatytułowana
jest ona: Program mojego życia i zawiera 4 punkty: "1. Ja chcę każdą
minutę, każdą godzinę, przez cały czas Dzieckiem Bożym zostać i żadnego
ciężkiego grzechu nie popełnić. 2. Ja chcę całą moją pracę i radość
codzienną dla Kościoła i Pana Boga ofiarować. 3. Ja chcę każdy dzień
przynajmniej w myślach Przenajświętszy Sakrament adorować.
4. Ja chcę każdy dzień modlitwę ranną i wieczorną pobożnie
odprawić (uczynić rachunek sumienia)". Jak widać, od samego początku
jego duchowej przygody z Bogiem, najcenniejszym darem, jaki posiadał,
była świadomość bycia dzieckiem Bożym i wypływającej z tego faktu
godności. O nic innego nie dbał w swym życiu tak, jak o zachowanie
w sobie tej drogocennej perły godności dziecka Bożego. I - jak się
zdaje - wszystko w jego życiu temu było podporządkowane. Choćby wspominane
przez wielu rozmowy duszpasterskie, czasami trudne, które kończył
przepraszając rozmówcę, czy aby go niczym nie zranił, nie uraził,
nie skrzywdził, a przez to samemu zgrzeszył.
W jego programie życia jak refren powtarzają się słowa: "
Ja chcę". A dzieje się tak chyba nie bez przyczyny. Biskup Wilhelm
zwykł rozmawiać z Bogiem w specyficzny sposób. Często bowiem powtarzał: "
Panie Boże, ja Ciebie chcę". Zdawał sobie sprawę, że miłość do Boga,
wiara w Niego są aktem wolnej, ludzkiej woli. Są wolną odpowiedzią
człowieka na Boże wołanie. On tę gotowość odpowiedzi nieustannie
w sobie i jednocześnie wobec Boga ponawiał.
Fajny był
Z tego niezwykle bogatego i jednocześnie traktowanego bardzo
na serio życia z Bogiem brała się Wilhelmowa niezwyczajność. 22 stycznia
2001 r. w Gorzowie Wlkp. podczas uroczystości poświęcenia pomnika
sługi Bożego bp. Wilhelma Pluty, abp Józef Michalik, jego następca
na biskupiej stolicy, powiedział: "Sługa Boży Biskup Wilhelm odznaczał
się nieprzeciętnością w zwyczajnym życiu. Wszyscy pracujemy, ale
jego pracowitość była wyjątkowa, niestrudzona, on chciwy był pracy
dla Boga i ludzi. To nie było tylko umiłowanie książki dla książki,
ale trud nieprzespanych nocy dla rozpoznania współczesnych ujęć teologicznych,
którymi dzielił się potem z biskupami i księżmi, z klerykami podczas
comiesięcznych dni skupienia i z ludźmi, do których szedł ze zdrowym
ziarnem nauki Kościoła i napełnionym łaską sercem". Chciwy był pracy
dla Boga i ludzi. Więcej chyba - chciwy był samego Boga i chciwy
był ludzi. Chciwy był ich zbawienia, dobra ich dusz.
Nie była to jednak niezwyczajność pomnikowa, wyjęta z
zakurzonej, przyciężkawej ramy. Do dzisiaj krążą wśród kapłanów z
terenów dawnej, wielkiej diecezji gorzowskiej anegdoty o Biskupie
Wilhelmie i dowcipy, które sam opowiadał, a które nie pozbawione
były mądrości. Z kleryckich czasów pamiętam zdarzenie, gdy podczas
któregoś z dni skupienia Biskupa Wilhelma zabrakło rano na jego klęczniku
w kaplicy. Przyszedł ksiądz rektor i próbował nam dyplomatycznie
wyjaśnić, że Ksiądz Biskup jest - jak to powiedział - niedysponowany,
co rzeczywiście wyjaśniało wszystko i nic. Za parę minut wszedł Biskup
Wilhelm. Podszedł do ambonki i z naturalnym uśmiechem powiedział: "
Zaspałem. Zobaczcie, biskup gorzowski zaspał" - razem z nami dziwił
się sam nad sobą. Bo święty, choć bardzo Boży, musi być też bardzo
ludzki.
Na internetowej stronie http://www.e.kai.plpod
depeszą o rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego pojawiło się kilka
komentarzy. Jeden był niezwykle urzekający. Internauta popisujący
się "monami" napisał coś, co może posłużyć za podsumowanie tej swoistej
diagnozy świętości: "Fajny był. Biskup Pluta to człowiek radosny,
uśmiechnięty, dobry, pokorny, modlący się prawdziwie bez oglądania
się na innych, świetny teolog, przyjaciel Papieża, poliglota, skromny,
prawdziwy prorok, przerastający współczesnych mu, święty. Mam Jego
buty i sandały".
Buty i sandały. Nie wszyscy jesteśmy takimi szczęśliwcami,
by mieć w posiadaniu jego buty czy sandały. Ale mamy coś innego.
Mamy jego ślady. Ślady, które świadomie, od samego początku wiedziały,
dokąd prowadzą. Ślady, po których trzeba i warto iść. Tyle zostaje
po świętych. Pewne ślady na drodze do Boga.
Pomóż w rozwoju naszego portalu