Wszyscy znamy tzw. "niedzielnych" katolików, a może sami do
nich należymy. Do takich, co to ograniczają się do niedzielnej Mszy
św., porannego i wieczornego pacierza i moralności "jako takiej".
Gdy tymczasem życie katolików powinno być chrześcijańskie przez 24
godziny na dobę. I cóż na to poradzić, że ten ideał tak trudno wcielić
w życie? A może da się coś zrobić?
Nim sobie odpowiemy na pytanie, jak to uczynić, może
nieco prowokacyjnie zauważmy, że "niedzielne" chrześcijaństwo wcale
nie jest takie złe, jak nam to przedstawiają sekciarze różnej maści.
Rzecz jasna, siebie widzą po drugiej stronie - tej zaangażowanej,
pełnej poświęcenia. Tym sposobem potrafią przekonać do siebie ludzi,
którym brakuje w życiu czegoś naprawdę mocnego. Każdy bowiem człowiek
nosi w sercu potrzebę radykalizmu, jakąś rewolucyjną iskierkę. Dojrzewając
może ją zgasić albo przeciwnie, przechowywać w swoich marzeniach.
Aż w końcu przyjdzie ten czas... I zależy, kto wówczas nadejdzie,
by iskierkę rozpalić, czy charyzmatyczny przywódca religijny, polityczny
lub inny, czy może sam Bóg.
"Niedzielne" chrześcijaństwo zabezpiecza przed pochopnym
radykalizmem. Chroni społeczność i każdego z nas przed ambicjami
niektórych ludzi. Konserwując katolików przed nimi, nie powinno jednocześnie
gasić naszej radykalnej iskierki, która kiedyś może zapłonąć. Bóg
patrzy przychylnie na dusze, które są Mu wierne. Tak więc każdy katolik
siłą woli powinien się zmusić do swoich obowiązków, np. do Mszy św.
w Dzień Pański i codziennego pacierza. To nic, że więcej w tym rutyny,
a może nawet utrudnienia i przymusu niż radości z wychwalania Pana.
Bo jeśli to pierwsze będzie wypełniał, przyjdzie i to drugie.
Dlaczego Pan Bóg spojrzał łaskawie na wracającego z Jerozolimy
Etiopa (por. Dz 8, 25-40)? Był on urzędnikiem królowej etiopskiej,
Kandaki, zarządzającym całym jej skarbcem. Również katolicy stoją
wobec całego bogactwa łask, jakie posiada Kościół. A jednak, podobnie
do Etiopa, nie potrafią się z nich cieszyć. Są wręcz skazani na jedynie
rutynowe uczestnictwo w chrześcijańskich obrzędach. Dworzanin chyba
także siłą tradycji co roku jeździł do Jerozolimy, czytał Pisma,
nie rozumiejąc ich nawet.
I stał się cud.
Nadszedł czas, że spotkał szalonego Filipa, tego, który nie
pyta "po co?" i "dlaczego?", ale wezwany przez anioła, biegnie tam,
dokąd zostanie wezwany. Krótki czas wystarczył, by Etiop zrozumiał
całe chrześcijańskie przesłanie. A później... nic się nie zmieniło.
Jak czytamy "jechał swoją drogą" - z jednym wszak malutkim dodatkiem: "
z radością" (por. Dz 8, 39b). Religijność urzędnika przestała być
jedynie obrzędowa, tradycyjna, wymuszona, bo stała się radosna.
Ty również spójrz w głębie swojego serca. Zobacz, czy
nie warto, by ktoś - może jeszcze raz - powiedział ci "Dobrą Nowinę
o Jezusie". Może i tobie brakuje tej szalonej radości Filipa, która
cudownie udzieliła się etiopskiemu dworzaninowi. Czy nie pragniesz "
jechać z radością swoja drogą"?
Jeśli masz wiarę, ufność, a przede wszystkim tęsknotę
za Bogiem, którą miał urzędnik jadący z Jerozolimy, Filip już do
ciebie "biegnie" (Dz 8, 30). Szkoła Nowej Ewangelizacji w Łomży pod
kierunkiem o. Krzysztofa Wyszyńskiego prowadzi zapisy na kurs ewangelizacyjny "
Filip", który odbędzie się w Łomży w dniach 6-8 października 2000
r. Orientacyjny koszt (z wyżywieniem i noclegiem) wynosi ok. 60 zł.
Udział należy zgłaszać do o. Krzysztofa (klasztor Ojców Kapucynów
w Łomży, ul. Krzywe Koło 3, tel. 0-86 216-53-44, 216-48-49) wpłacając
zaliczkę w wysokości 10 zł.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
