Wśród nas i wokół nas są osoby chore. Te, które zachorowały
nagle czy też chorują przewlekle, cierpiące oraz takie, którym cierpienie,
co prawda nie wykrzywia twarzy, lecz widoczne jest w oczach bądź
da się usłyszeć w tonie głosu.
Z okazji X Światowego Dnia Chorego z inicjatywy Parafialnego
Oddziału Akcji Katolickiej w Radymnie ks. Zbigniew Szepieniec odprawił
11 lutego 2002 r. w kościele parafialnym pw. św. Wawrzyńca uroczystą
Mszę św. w intencji wszystkich chorych w parafii. Warto zaznaczyć,
że oprawę liturgiczną zapewnili chorzy z Radymna. Członkowie Akcji
Katolickiej natomiast w dniach od 13 do 18 lutego 2002 r. odwiedzali
chorych w ich domach z dobrym słowem, prasą katolicką i słodkimi
upominkami. Cztery zespoły, w skład których wchodziły po dwie osoby
złożyły wizyty łącznie u 26 chorych. Człowiek niezależnie od swego
wieku zawsze oczekuje na serce drugiego człowieka. Wizyty te wywołały
radość w duszy oraz uśmiech na niejednej zmęczonej chorobą i życiem
twarzy. Krzepiące słowa pocieszenia dla tych ludzi w potrzebie znaczyły
bardzo wiele.
Nasze słowa oraz zachowanie się podczas widzenia z chorym
powinny mu pomóc w dochodzeniu do zdrowia. Ważne jest, aby uczyć
się wrażliwości na człowieka, wyczuwać co się z nim dzieje, wskazywać
szanse dotąd niezauważone, odkrywać drogi nadziei. Mając powyższe
na względzie panie rozpoczęły swoje bliskie spotkania z chorymi od
pani Marii i pana Władysława. Niezatarte wrażenie pozostawiła wizyta
u Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny, gdzie s. Zdzisławę
przejętą spotkaniem z paniami wypełniła wprost "anielska radość".
Wśród odwiedzanych chorych byli również przedstawiciele służby zdrowia
z Radymna.
Łatwo mówić czy pisać o pogodzeniu się z cierpieniem,
gdy nas nic nie boli i wszystko jest w porządku. Chcę powołać się
na świadectwa tych, którzy mogą coś na ten temat powiedzieć. Jedna
z odwiedzanych osób radość swoją wyraziła przez... łzy - łzy radości.
Stwierdziła wprost, że tylko dzięki Opatrzności Bożej jest jeszcze
na tym świecie. Cieszy ją każdy przeżyty dzień. Ogromne umocnienie
duchowe daje jej codzienne słuchanie Radia Maryja. Kolejna z osób,
u których były panie z zespołu z radością przyznała, że trzyma ją
przy życiu i przynosi ulgę w cierpieniu silna wiara w Boga. Rozważając
stacje Drogi Krzyżowej dochodzi do przekonania, że jej cierpienie
jest znikome w porównaniu z męką naszego Pana.
A oto inne świadectwo: "Uświadomiłem sobie kim jest dla
mnie żona, gdy byłem chory. Jej poświęcenie się, troska o mnie, niepokój,
były dla mnie czymś niezmiernie ważnym. Doceniłem wówczas to, jak
wielkim jest ona dla mnie skarbem. Choroba spowodowała, że spojrzałem
na bliską mi osobę inaczej. Małżonka była dla mnie kimś wielkim.
Bardzo ważna również była dla mnie świadomość, że dużo ludzi modliło
się za mnie".
W rozmowie z paniami odwiedzającymi chore osoby w naszej
parafii wyczułem, że bije z nich ogromna wewnętrzna radość ze spełnienia
powierzonych im "misji". Zachęcone radosnymi przeżyciami, jakich
doznały podczas spotkań z chorymi, warto podkreślić, że radość ta
była obopólna, postanowiły odwiedzać je częściej, nie tylko z okazji
Światowego Dnia Chorego, oraz rozszerzyć krąg osób odwiedzanych.
Warto pamiętać, że choroba nie jest znakiem odrzucenia
przez Boga. Jakże często jest łaską i wybraniem. Wielu ludzi właśnie
choroba skierowała ku lepszemu, głębszemu życiu. Wyrwała z jarzma
nałogów, przyniosła opamiętanie i zastanowienie. W rezultacie okazała
się błogosławioną chorobą. Znam osobiście przypadki rzucenia palenia
bądź dokonania absolutnych zmian w swoich dotychczasowych przyzwyczajeniach
- właśnie pod wpływem szoku związanego np. z zawałem.
Wiele zależy od tego, co się myśli o cierpieniu. Jeśli
jest ono dla nas tylko bezsensownym bólem - następuje bunt. Jeżeli
natomiast przyjmujemy je z ufnością i pogodzeniem się z wolą Bożą,
wówczas przychodzi ogromny pokój. Mając lat 19 osobiście spotkałem
się z cierpieniem. Przeleżałem w szpitalu z dala od domu blisko pięć
miesięcy, z tego trzy dosłownie w łóżku. Groziło mi trwałe kalectwo.
Dzięki głębokiej wierze w Boga, którą wyniosłem z rodzinnego domu
mogłem przejść przez to trudne doświadczenie życiowe.
Podczas pogadanek na temat bezpieczeństwa pożarowego,
które przeprowadzałem w Specjalnych Ośrodkach Szkolno-Wychowawczych
w Przemyślu widziałem różne sytuacje - młodych ludzi na wózkach inwalidzkich
czy też głuchoniemych. Coś ściskało w sercu, gdy patrzyłem jak na
zadawane - poprzez tłumacza - pytania dotyczące wcześniej przedstawionych
podczas pogadanek zagadnień uczniowie ci bardzo chcieli udzielić
odpowiedzi słowami, lecz ze zrozumiałych względów nie mogli. Na długo
pozostało mi w pamięci ich spojrzenie i wyraz twarzy, podobnie jak
widok młodych dziewcząt czy chłopców na wózkach. Podczas tych spotkań
zauważyłem także, że cierpienie nie musi być wrogiem radości i szczęścia
oraz, że z kalectwem można godnie żyć, w niejednym przypadku godniej
niż ludzie w pełni sprawni.
Zarówno dla tych ludzi starszych, których odwiedziły
członkinie POAK - najstarsza chora osoba liczyła sobie 98 lat, jak
i dla tych młodych niesienie krzyża choroby jest bardzo ciężkie.
Tylko pomoc Boga, który stał się naszym Bratem w człowieczeństwie
i pierwszy niósł krzyż z miłości do nas, może nam ułatwić znoszenie
cierpień z Nim i dla Niego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu