Reklama

Nie usypiajmy problemów - nazwijmy je

Niedziela przemyska 37/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Powróćmy jeszcze do czasu wakacji i wakacyjnych rekolekcji. Ksiądz Arcybiskup w homilii wygłoszonej podczas Eucharystii podsumowującej wakacyjne rekolekcje oazowe wspomniał, że obowiązkiem chrześcijanina jest odtworzyć w sobie obraz Jezusa. W innym przypadku - jak uczył św. Jan od Krzyża - Bóg nie rozpozna nas na sądzie ostatecznym. To ważna uwaga wzmacniająca poprzedni tekst o pozie bezproblemowców. Odtworzyć w sobie oblicze Pana - oto problem, potężny i ważny. Droga prowadzi przez wrażliwość na różne problemy i drogowskazy naszej drogi. Zajrzyjmy do Czarnej. Rekolekcje zbliżają się ku końcowi. W Polańczyku w tę ostatnią niedzielę lipca odbywa się uroczystość zakończenia akcji „Bieszczady dla Jezusa”, z udziałem Księdza Arcybiskupa. Postanawiamy wziąć udział w tej uroczystości, chcąc zamanifestować jedność tych, którzy podejmują różne formy ewangelizacji. Niedziela 25 lipca wita nas wiatrem i deszczem. Nieśmiało proponuję rezygnację z wyjazdu. I tu „laikat” staje okoniem wobec duszpasterza. Jak to, taki deszcz ma przeszkodzić być tam, gdzie jest Ksiądz Arcybiskup? Autobus zabiera oazowiczów, a ja podążam do kolejnych kościółków parafii Czarna pomóc ks. Andrzejowi. Popołudniu oaza wraca. Trochę zziębnięta, nieco zmęczona, ale radosna. Główny wątek radości to fakt, że… zresztą oddajmy im głos: - I wie ksiądz, potem jak zakończyła się Msza św., Ksiądz Arcybiskup sam podszedł do nas. Długo rozmawiał, żartował, robiliśmy zdjęcia.
Wstydzę się mojego porannego pomysłu. A jednocześnie rozważam problem - problem miłości Kościoła wyrażonej w miłości do biskupa, jako pasterza Kościoła lokalnego. Umiera ten duch, żywy jeszcze w starszych księżach, którzy mimo obowiązków jechali do parafii sąsiednich na uroczystości z udziałem biskupa, twierdząc, że „gdzie Piotr, tam Kościół”. Dzisiaj, kiedy ogłasza się obecność biskupa, wielu wiernych szuka innych kościołów, bo będzie długo. Ale oni też nie mają problemu.
Ogrojec - jest takie nabożeństwo wieczorne podczas rekolekcji dla rodzin. Niejako wynagradzając senność tych trzech Apostołów, chcemy uczestniczyć w cierpieniu Jezusa, chcemy Mu opowiadać o swoich cierpieniach, lękach. Z poprzedniej części refleksji rekolekcyjnych Czytelnicy znają już Zuzię i Olę. Cierpienie to wielkie wyzwanie dla człowieka. Nieraz je tłumimy, czasem topimy w alkoholu, innym razem salwujemy się ucieczką. Jest półmrok, cisza. Zapalone światło paschału i my na kocach, zapełniający prezbiterium. W tej ciszy słychać głos Janka, taty bliźniaczek: „Panie Jezu, cierpisz, ale i ja cierpię, cierpię z Tobą, ale często cierpię sam. Buntuję się. Dlaczego tak jest, że tylu ludzi zdrowych używa swoich rąk do niecnych czynów, dlaczego zdrowymi nogami kroczą ku celom niegodziwym. Moje córki nie potrafią same chodzić, z trudem poruszają rękami. Co z nimi będzie, kiedy nas nie będzie? Boimy się. Dla Ciebie to nie jest trudne - uczyń cud z naszymi dziećmi”.
W sukurs tym słowom przychodzi Monika, żona Jasia: „Chciałam Ci, Panie Jezu, podziękować za mojego męża, za jego miłość i wiarę. Za to, że nie spotkał mnie los taki, jak los innych matek, które spotykam na terapeutycznych pobytach w szpitalach z moimi córkami. Mężowie wielu z tych kobiet, kiedy odkryli, że dziecko jest chore, zwyczajnie je opuścili. Wielu założyło nowe wspólnoty tzw. rodzinne. Dziękuję Ci, że mój Jasiu został przy mnie”.
Cud się nie zdarzył, ale czy ja wiem... Modlitwa tak wielu ludzi z pewnością nie pozostała bez odpowiedzi Boga. Może tylko mamy zbyt słaby słuch i wzrok, dlatego nie widzimy wszystkiego.
My nie mamy problemu…?
Zajrzyjmy na chwilę do Rzepedzi. Rekolekcje młodzieżowe. Szesnastoletnia gimnazjalistka dzieli się swoim cierpieniem - jestem uzależniona od alkoholu i narkotyków. Jako jedyna nie podpisuje krucjaty. Rówieśnicy nie bardzo rozumieją, o co chodzi. Ile jest takich szesnastoletnich biednych dzieci, które nie dają sobie rady ze sobą. Ale ich rodzice… nie mają problemu. Może inaczej, boją się nazwać swój problem, jak Jasiu czy ta nieznana mi z imienia uczestniczka oazy w Rzepedzi.
Wracamy do Czarnej. Wieczernik. Klimat podobny do Ogrojca. Cisza, półmrok. I my, oczekujący na dar ducha. Nie wiem już kto zaczyna… może wujek Marian, może ktoś inny - nieważne. Rozpoczyna się litania próśb o dar zrozumienia dzieci, o umiejętność wyjścia naprzeciw ich problemom, o umiejętność rozmowy. I ta najboleśniejsza intencja wypowiadana tonacjami matek i ojców - o łaskę wiary dla mojej córki, mojego syna. O powrót z drogi grzechu.
Ileż razy, słuchając gromkich przekleństw watah rozwydrzonej młodzieży wracającej w późnych godzinach nocnych z parku, zadaję sobie pytanie - gdzie są ich rodzice? Pewnie to małżeństwa, które nie mają problemów.
Wreszcie modlitwa wstawiennicza. Prowadzona jakby dwutorowo. Prośby wypowiadane i te, które wcześniej zostały zapisane na kartkach. Dominująca nuta to przelewający się alkohol. Nie ma domu, nie ma rodziny, gdzie nie byłoby tego nieszczęścia - nieszczęścia, które jest butelką leżącą w nadprożach polskich domów. Jak wielki jest ból, tak też ogromna jest wrażliwość. Po każdym z wezwań ktoś podejmuje obdarowanie: ja w tej intencji będę pościł o chlebie i wodzie w każdy piątek przez miesiąc, ja… itd, itp. W pewnym momencie ogarnia mnie lęk - czy będą pamiętać, czy dadzą radę czasowo, bo dobroci serca nie brakuje.
Wróćmy do Przemyśla. Tuż przed Eucharystią trwa godzina świadectw. Młoda osoba, dziewczyna opowiada o swoich doświadczeniach, radości ze spotkanych ludzi. W ten ciąg nieco usypiających sformułowań, wkracza myśl istotna: „To czego się nauczyłam, co staram się zrozumieć, to prawda, że nie można być chrześcijaninem jedynie niedzielnym. Ja owszem, w niedzielę chodziłam do kościoła. Ale nie robiłam tego w tygodniu, uważając, że to sprawa dla starszych babć. Na oazie zrozumiałam, że każdy dzień można przeżyć z Eucharystią. Nie było łatwo. Wydawało się, że mam tyle obowiązków, ale to były pozory, preteksty. Od przyjazdu z oazy staram się często uczestniczyć w codziennej Eucharystii. Ufam, że do wakacji uda mi się wprowadzić zwyczaj codziennej Eucharystii. I za to chwała Panu”.
Och, iluż dorosłych nie widzi w tym problemu. Po prostu nie zakłada nawet możliwości uczestnictwa w tygodniowej Mszy św. Oni nie mają problemu. A może nie chcą go nazwać?
Nie mamy czasu. Z pewnością to prawda, ale chyba nie cała. Ciocia Małgosia sama gotowała dla przeszło setki uczestników oazy. Po pracy pomagał jej Jaś - jej mąż. Sam widziałem, jak popołudniu w jakimś kącie podsypiał przed pracą na nocnej zmianie, bo nie miał urlopu. Ciocia Małgosia nie opuściła żadnej oazowej Mszy św. Znajdywała czas, a Pan Bóg znajdywał czas i siły dla niej. Było smacznie i obficie.
Tak, nie wszyscy muszą jechać na rekolekcje, to prawda. Ale wszyscy musimy się zastanowić nad prawdą poruszoną w homilii przez Metropolitę Przemyskiego - czy odbija się we mnie oblicze Jezusa, a jeśli nie, to jakie problemy niszczą ten obraz, jak się one nazywają? Przed tym pytaniem nie możemy uciekać. Upracowani ludzie z Czarnej, nie uznali nas za nawiedzonych, ale na prośbę ks. proboszcza Andrzeja pośpieszyli z darami płodów ziemi, swoich gospodarstw. Codziennie ileś osób coś przynosiło, niektórzy zostawali na chwilę, by pomóc w kuchni i nasycić się klimatem tego spotkania, może zaspokoić nieco ciekawość.
Nie usypiajmy problemów. Nazwijmy je. To już wiele.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Franciszek: cnoty teologalne pozwalają nam działać jako dzieci Boże

2024-04-24 10:07

[ TEMATY ]

papież

papież Franciszek

PAP/EPA/GIUSEPPE LAMI

O znaczeniu cnót teologalnych: wiary, nadziei i miłości w życiu moralnym chrześcijanina mówił dziś Ojciec Święty podczas audiencji ogólnej. Zaznaczył, że pozwalają nam one działać jako dzieci Boże.

Na wstępie papież przypomniał, że każdy człowiek jest zdolny do poszukiwania dobra, jednakże chrześcijanin otrzymuje szczególną pomoc Ducha Świętego, jaką są wspomniane cnoty teologalne. Cytując Katechizm Kościoła Katolickiego Franciszek podkreślił, że „są one wszczepione przez Boga w dusze wiernych, by uzdolnić ich do działania jako dzieci Boże i do zasługiwania na życie wieczne” (n. 1813).Dodał, iż wielkim darem cnót teologalnych jest egzystencja przeżywana w Duchu Świętym. Są one wielkim antidotum na samowystarczalność i zarozumiałość, czy pokusę wywyższania samych siebie, obracania się wokół swego „ja”.

CZYTAJ DALEJ

Abp Gądecki: chrześcijaństwo zawsze wysoko ceniło męstwo

2024-04-24 20:12

[ TEMATY ]

abp Stanisław Gądecki

Karol Porwich / Niedziela

„Chrześcijaństwo zawsze wysoko ceniło męstwo i ze szczególnym szacunkiem odnosiło się do najwyższych jego postaci, czyli do bohaterstwa, heroizmu i męczeństwa za wiarę” - mówił abp Stanisław Gądecki podczas Mszy św. w kościele pw. św. Jerzego z okazji 25. rocznicy konsekracji poznańskiej świątyni.

W Eucharystii uczestniczyli m.in. gen. w stanie spoczynku Piotr Mąka, dowódca Oddziału Prewencji Policji insp. Jarosław Echaust, naczelnik Wydziału Komunikacji Społecznej Kinga Fechner-Wojciechowska i wicenaczelnik Paweł Mikołajczak oraz kompania honorowa Policji.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję