Reklama

Samego siebie muszę rzeźbić najpierw

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 40/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Katarzyna Jaskólska: - Niektórzy z lekkim przekąsem mówią o „przyjaciółkach Paradyża”, sugerując tym samym, że Przyjaciele Paradyża to grupa wyłącznie kobieca. Tymczasem Pan - mężczyzna - nie tylko działa w tej wspólnocie, ale jest też jej parafialnym liderem.

Krzysztof Lis: - W 2004 r. księża Ryszard Przewłocki i Jacek Paterka zaproponowali mi, żebym przewodniczył parafialnej wspólnocie Przyjaciół Paradyża. Miałem trochę wątpliwości, czy ja sam jeden w grupie kobiet dam radę, może lepiej, żeby jedna z nich to prowadziła. Ale zgodziłem się. Od razu zaproponowałem swoje kryteria prowadzenia grupy, powiedziałem, jak to widzę. Zaczęliśmy od utworzenia takiego zarządu. Od początku zawsze był ksiądz-opiekun. Ja byłem liderem, zastępcą została Krystyna Szagun, skarbnikiem - Gertruda Holak, a prowadzeniem kroniki zajęła się Elżbieta Jakubowska. Zawsze zależało mi na tym, żeby pobudzać ludzi do działania, żeby nie być tym, który trzyma rękę na wszystkim, żeby ludzie jak najwięcej się angażowali. Tworzymy silny zespół. Mamy w grupie 33 osoby - odpowiedzialne, rozwijające się.

- Ale liderem nie zostaje się ot tak - musiał Pan chyba jakoś zwrócić na siebie uwagę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Od młodości byłem związany z Kościołem. Pochodzę z Witnicy i moje zaangażowanie na początku związane było ze wspaniałą obecnością proboszcza ks. Józefa Bielaka. Dla mnie był on prawdziwym naśladowcą Jana Marii Vianneya. Zaczynałem jako ministrant w dużej grupie, bo było nas ok. 50. Zawsze nam tłumaczono, że ministrant musi dawać przykład i trzymać poziom. Później ksiądz mnie jakoś wyłapał i zacząłem śpiewać w chórze kościelnym - a tam też w większości dziewczyny. Należałem też do oazy, nowego ruchu, który stworzył ks. Blachnicki. Już wtedy jeździłem na rekolekcje do Paradyża, wysyłał nas tam proboszcz, żebyśmy mieli jakieś miejsce do zastanowienia się nad swoją przyszłością.
Już po ślubie przyjechaliśmy do Gorzowa. Nasz kościół na ul. Czereśniowej był akurat w trakcie budowy. Kiedy już parafia ruszyła, przyszedłem do proboszcza ks. Jana Pikuły i powiedziałem, ze chciałbym służyć do Mszy św. Do tej pory u nas w parafii jest grupa ojców ministrantów i wciąż w niej jestem. W każdym razie angażowałem się w to parafialne życie, nawet pytano: „Nie uciekłeś ty czasami spod koloratki?”.

- Co Przyjaciel Paradyża robi, żeby tym przyjacielem naprawdę być?

- Najważniejsze zobowiązania są zapisane w naszej deklaracji. Przede wszystkim trwamy na modlitwie. To codzienny dziesiątek Różańca, modlitwa kierowana przez wstawiennictwo Matki Bożej Paradyskiej w intencji księży, a przede wszystkim naszych kleryków, którzy się do kapłaństwa przygotowują. To takie nasze dzieło duchowej pomocy. Modlimy się też za Ojca Świętego, biskupów, zakonników i zakonnice oraz o nowe powołania. Wyczulam na modlitwę za księży profesorów z naszego seminarium, bo to przecież oni przygotowują młodych adeptów, są za nich odpowiedzialni - zwłaszcza o dar rozeznania, czy ten młody człowiek jest w stanie kroczyć kapłańską drogą. Modlimy się też za rodziny kleryków, bo to jest szalenie ważne.
Pomocne jest wypisanie sobie imiennie przynajmniej niektórych kleryków czy księży. U nas we wspólnocie jest zresztą taki zwyczaj, że każda z osób dostaje ode mnie imiona i nazwiska ludzi, za których się potem modli. Każdy modli się za jednego kleryka z V roku i jednego kleryka z VI roku, a także za jednego księdza neoprezbitera, bo omadlamy ich też w pierwszym roku pracy duszpasterskiej. Te trzy nazwiska są obowiązkowe, a jeśli ktoś tak chce, to już indywidualnie wymienia na modlitwie jeszcze inne osoby. To są już dobrowolne intencje.
Uważam, że to dobre rozwiązanie, bo wtedy swoją modlitwą pomagam konkretnemu człowiekowi, mam z konkretnym człowiekiem więź.

Reklama

- Jak często odwiedzacie Paradyż?

- Jeździmy na rekolekcje, przyjeżdżamy na Dzień Otwartej Bramy. Takie rekolekcje dla liderów i osób towarzyszących odbywają się zawsze we wrześniu. Co roku jest tam z nami jeden z księży biskupów, zwykle celebruje Mszę św. Przyznam, że trochę brakuje mi obecności księdza biskupa przez jeden cały dzień rekolekcji. To byłaby okazja do tego, żeby porozmawiać, bliżej się poznać. Zawsze jest tak, że każdy lider przedstawia się oficjalnie i opowiada o swojej grupie, ale to jednak trochę za krótko. Oczywiście rozumiem, że ksiądz biskup ma swój harmonogram zajęć i nie może być wszędzie, ale z rozmów z innymi Przyjaciółmi Paradyża wiem, że bardzo by się cieszyli z takiej możliwości.
Rekolekcje to dla nas sposób integrowania się, poznawania siebie jako grupy - pochodzimy przecież z różnych miejscowości. Wymieniamy doświadczenia. Opowiadamy, co dzieje się na naszych parafialnych spotkaniach, jakie tematy poruszamy, ilu ludzi przychodzi, kto to prowadzi, czy na spotkaniach jest obecny ksiądz, o finansowym zabezpieczeniu grupy.

- Grupa modlitewna i sprawy materialne - niektórzy słyszą tu zgrzyt. Ale poprzestać na sprawach czysto duchowych chyba się nie da?

- Zdaję sobie sprawę, że przeważnie ludzie należący do Przyjaciół Paradyża należą też do innych grup parafialnych, czy to do Żywego Różańca, czy do Apostolatu Dobrej Śmierci. Ale jakieś finansowanie grupy zawsze jest potrzebne, bo zdarzają się różne okazje, choćby uroczystości parafialne. Nie mamy przecież sponsora, więc każdy jakąś małą ofiarę musi złożyć. Akurat jako lider grupy muszę o tym przypominać - nie jest to łatwe, ale ktoś to musi robić. Trudno zatrzymać się tylko na sferze duchowej, kiedy np. zbliża się święto kapłanów i wypada kupić kwiaty albo kiedy włączamy się w dekorację grobu Pańskiego czy pomagamy przy inscenizacjach bożonarodzeniowych. Czasami pojawia się potrzeba zakupienia jakiegoś elementu wystroju kościoła i wtedy też bierzemy w tym udział. W ten sposób jako grupa angażujemy się w życie parafii również od strony materialnej.

- A jak jeszcze wygląda wasza obecność w parafii?

- W parafii mamy krótkie spotkania po Mszy św. w pierwsze czwartki miesiąca. Wtedy też mamy adorację Najświętszego Sakramentu. Najważniejsze są dla nas obecność na Eucharystii i modlitwa za kapłanów. Za konkretnych księży - tych, którzy posługiwali w naszej parafii (żyjących i nieżyjących), za kapłanów, którzy udzielali nam sakramentów. Zwracam uwagę na uczestnictwo we Mszy św. i ofiarowanie tego w intencji naszych księży. Jako grupa musimy o tym pamiętać, musimy być czujni. Bo bardzo często niby się wie, ale się nie wie, niby się człowiek modli, ale coś tam gdzieś ucieka. W czasie Wielkiego Postu i przy innych okazjach włączamy się w modlitwę podczas adoracji, ale też często sami te adoracje przygotowujemy.
Uważam, że ważne jest też pobudzanie do działania świeckich z naszej parafii. Wystarczy chociażby porozmawiać z sąsiadem i zachęcić do pomocy w ustawianiu ołtarzy na Boże Ciało. Czy rozłożyć kartki z informacją na klatce schodowej. W naszej wspólnocie stawiamy na aktywność.

- W jaki sposób Pan jako lider angażuje do współpracy ludzi ze swojej wspólnoty?

- Ludzie często boją się, mówią, że nie potrafią, jest w nich taki lęk. Reagują różnie, ale dzięki temu się ich poznaje. Ja przede wszystkim z tymi ludźmi rozmawiam, czuję ich, więc wiem, komu mogę coś zaproponować. Bo wiadomo, że jeśli ktoś ma w sobie mnóstwo obaw, lęku, stresu i wie, że nie podoła, to przecież nie mogę go zmusić. Zamiast tego staram się zachęcać, mobilizować do tego, żeby się przełamać, żeby kształtować swoją wrażliwość, a lęk odrzucić na bok. To też jest przecież formacja.
Myślę, że mam taki dar rozeznawania i dzięki temu wiem, komu co mogę powierzyć. I przede wszystkim staram się dawać przykład swoim działaniem. To nie jest tak, że wszystko robię z marszu, też muszę się odpowiednio przygotować.

- Skąd brać do tego wszystkiego siłę?

- Dla mnie taką siłą do działania jest krzyż. Zapatrzyłem się w niego i tak to trwa do tej pory.

- Wkłada Pan w to dzieło wiele energii, podobnie jak inni ludzie z Pańskiej wspólnoty. Czy widzicie owoce tego zaangażowania?

- Tak. I zacznę tu od siebie, bo przecież samego siebie muszę rzeźbić najpierw. Ta modlitwa naprawdę kształtuje osobowości. To, że jestem liderem grupy, mobilizuje mnie do tego, żeby stawać się lepszym. Drugim takim owocem jest gromadzenie się ludzi. No i oczywiście powołania z parafii. Kl. Michał Graczyk jest w tej chwili na V roku. A inny nasz parafianin Marcin Dudziak jest też na V roku, ale formacji zakonnej w Ożarowie u pallotynów. Uważam też, że owocem naszej modlitwy jest to, że chłopak od nas poszedł do seminarium, ale w trakcie studiów zrezygnował - bo my przecież modlimy się również o dar rozeznania dla nich, o to, żeby umieli podjąć męską decyzję, gdzie chcą tak naprawdę być.
Trzeba pamiętać, że również klerycy i księża w seminarium modlą się za nas, za nasze rodziny i oni też wypraszają nam łaski.

- Jacy, według Pana, powinni być księża?

- Najbardziej pamiętam kapłanów, którzy byli prawdziwie odpowiedzialni. Nie takich, którzy klepali po ramieniu, ale takich, co „robili nam sito”. I zaczynało się od prostych rzeczy - masz wyczyszczone buty, umyte ręce, to możesz iść służyć do ołtarza. Tak się przecież kształtują charaktery, to się nie bierze znikąd.
Moim zdaniem, ksiądz powinien być zdecydowany, zwłaszcza w kontaktach z młodzieżą, bo inaczej będą o nim myśleć: „A, to taki koleś”. W dzisiejszych czasach niektórzy młodzi ludzie są niesamowicie bezczelni - w domu nie mają pokory wobec rodziców, a potem słyszy się teksty typu: „Ty, ksiądz!”. Kiedy słyszę coś takiego, staram się reagować.

- A jak Pan reaguje, kiedy znajomi (i nieznajomi) oskarżają księży o przestępstwa: kradzież czy pedofilię? Na pewno nie raz się Pan spotkał z takimi wypowiedziami.

- Bardzo konkretnie i stanowczo się temu sprzeciwiam. Mówię wtedy, że jestem człowiekiem wierzącym i przykro mi słuchać takich słów o Kościele, Papieżu czy księżach. Czasami pytam takich ludzi, czy jeśli ich syn pójdzie do seminarium, to też będą tak źle mówić? Jeśli stawiają zarzuty, to ja proszę o przykłady, ale konkretne, a nie typu: „Bo ja słyszałam”. Po takich rozmowach jest różnie, niektórzy odchodzą obojętnie albo nawet pokrzyczą, ale inni np. podziękują, czasami powiedzą: „Fajnie było pana spotkać, dobrze, że się pan odezwał”.
Trzeba mieć odwagę. I na pytanie: Dlaczego tak się zachowujesz?, odpowiem: Bo jestem Przyjacielem Paradyża.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Oświadczenie ws. beatyfikacji Heleny Kmieć

2024-04-18 13:53

[ TEMATY ]

Helena Kmieć

Fundacja im. Heleny Kmieć

Helena Kmieć

Helena Kmieć

W związku z wieloma pytaniami i wątpliwościami dotyczącymi drogi postępowania w procesie beatyfikacyjnym Heleny Kmieć, wydałem oświadczenie, które rozwiewa te kwestie - mówi postulator procesu beatyfikacyjnego Helelny Kmieć, ks. Paweł Wróbel SDS.

CZYTAJ DALEJ

Św. Ekspedyt - dla żołnierzy i bezrobotnych

Niedziela łowicka 51/2004

Sławny - u nas mało znany

CZYTAJ DALEJ

Kraków: 14. rocznica pogrzebu pary prezydenckiej Marii i Lecha Kaczyńskich

2024-04-18 21:40

[ TEMATY ]

abp Marek Jędraszewski

para prezydencka

Archidiecezja Krakowska

– Oni wszyscy uważali, że trzeba tam być, że trzeba pamiętać, że tę pamięć trzeba przekazywać, bo tylko wtedy będzie można budować przyszłość Polski – mówił abp Marek Jędraszewski w katedrze na Wawelu w 14. rocznicę pogrzebu pary prezydenckiej Marii i Lecha Kaczyńskich, którzy razem z delegacją na uroczystości 70. rocznicy Zbrodni Katyńskiej zginęli pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r.

Nawiązując do spotkania diakona Filipa z dworzaninem królowej Kandaki, abp Marek Jędraszewski w czasie homilii zwrócił uwagę, że prawda o Chrystusie zapowiedzianym przez proroków, ukrzyżowanym i zmartwychwstałym, trafia do serc ludzi niekiedy odległych tradycją i kulturą. – Znajduje echo w ich sercach, znajduje odpowiedź na ich najbardziej głębokie pragnienia ducha – mówił metropolita krakowski. Odwołując się do momentu ustanowienia przez Jezusa Eucharystii, arcybiskup podkreślił, że Apostołowie w Wieczerniku usłyszeli „to czyńcie na moją pamiątkę”. – Konieczna jest pamięć o tym, co się wydarzyło – o zbawczej, paschalnej tajemnicy Chrystusa. Konieczne jest urzeczywistnianie tej pamięci właśnie w Eucharystii – mówił metropolita zaznaczając, że sama pamięć nie wystarczy, bo trzeba być „wychylonym przez nadzieję w to, co się stanie”. Tym nowym wymiarem oczekiwanym przez chrześcijan jest przyjście Mesjasza w chwale.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję