Reklama

List pojednania

Niedziela wrocławska 47/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Marta Pietkiewicz: - Księże Infułacie, jaka atmosfera towarzyszyła tym dniom sprzed 45 lat?

Ks. Jan Krucina: - Emocje są osobiste, natomiast atmosfera była polityczna, ogólnoeuropejska; układ między Wschodem a Zachodem - był to właściwie klimat zimnej wojny. Tu i ówdzie był on łagodzony. Była żelazna kutyna, jeden czy drugi śmiałek próbował tę kurtynę dziurawić, ale ona była jeszcze bardzo mocna. U podstaw listu była jedna intencja: kard. Kominek twierdził, że trzeba się wydostać z tej wielkiej izolacji i dlatego trzeba sprawić, żeby Zachód zobaczył los krajów wschodnich, a zwłaszcza Polski. Musimy jeszcze pamiętać, że wszystko, co tu było materialnego, było dobrem poniemieckim. Byliśmy obarczeni podatkami, opłatami i właściwie nie była to perspektywa normalnego rozwoju, normalnego życia. Dlatego kard. Kominek odważył się najpierw przedstawić tę sprawę, publikując w prasie rozmaite przypomnienia, gdzie podkreślał, że Ziemie Zachodnie są majątkiem polskim, mandatem, który trzeba zagospodarować i który trzeba przywrócić Polsce i Europie w jej kształcie nowoczesnym.

- Dziś w ocenie wielu, kroki podejmowane przez Kardynała były niezwykle odważne. Było coś, czego w kontekście zarysowanej sytuacji się obawiał?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Ryzyko istnieje zawsze, bo nie wiadomo, jak zareaguje adresat. Zapleczem było Państwo Polskie, rządzone przez władze komunistyczne. Te władze miały różne usposobienia, natomiast nikt z ówczesnych ludzi nie spodziewał się, że ich reakcja na poszerzenie majątku polskiego, mienia polskiego będzie tak negatywna i tak druzgocąca. Ale lęku tu nie było. Pamiętam spotkanie z ambasadorem Polski Willmannem w Rzymie, kiedy była mowa o tym, że taki list jest przygotowywany, że to będzie pewne podścielisko moralne i Willmann się z tym zgodził. Byli także inni w Rzymie, którzy temu w pewien sposób przytakiwali. Z drugiej strony jednak okazało się, że byli także ludzie nieszczerzy, którzy to po prostu popsuli, przewrócili. Pamiętam list, który Willmann napisał do Kominka na Boże Narodzenie, gdzie się tłumaczył, że te wszystkie plany, które sobie usnuli, wymarzyli podczas rozmowy w ambasadzie, właściwie się rozpadły i sprawy przyjęły zupełnie inny obrót.

- Patrząc z Księdza perspektywy - czy autorem listu mógł być ktoś inny niż kard. Kominek?

- Elementarnie mówiąc: nie ma ludzi niezastąpionych. Każdy ma jakieś zadanie do wypełnienia. Kard. Kominek był człowiekiem predestynowanym do napisania tego listu, dlatego że dobrze znał Niemców. Pamiętam, że po tym jego artykule „Ziemie Zachodnie - mandat sprzed 20 lat” potrafił każdą delegację przywitać jakąś poezją, jakimś pisarzem niemieckim, przypomnieniem faktów historycznych. Z drugiej strony miał polskie zaplecze rodzinne, bardzo silne patriotycznie, zbudowane na przywiązaniu do Krakowa i Jasnej Góry. Także miał do tego pewne predyspozycje. Z Niemcami rozmawiał po niemiecku. Byłem obecny przy każdej rozmowie - on ze swadą rozmawiał, a równocześnie cały czas podkreślał, żeby pamiętali o jednej rzeczy: granica na Odrze i Nysie Łużyckiej musi być uznana.

Reklama

- Jako sekretarz Kardynała, uczestniczył Ksiądz Profesor w każdym spotkaniu, po nich z kolei był zapewne rozmowy, komentarze... Padły kiedykolwiek w Księdza kierunku z ust Kardynała słowa „co zrobiłbyś na moim miejscu”?

- Nie chciałbym siebie tak wysoko stawiać, żebym mógł uchodzić za doradcę. Myśmy się bardzo dobrze rozumieli. Ja miałem wielki podziw dla Kardynała, że niemal od pierwszego roku wspólnej pracy niesamowicie współbrzmieliśmy. Kardynał mówił, że gramy na cztery ręce. On uważał to za oczywistość, że ja tymi sprawami żyję i brałem udział w rozmowach, nie byłem tylko biernym słuchaczem. Wtedy, kiedy była mowa o uznaniu granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, to po prostu wynikało z biegu dziejów. To była sprawa potrzebna, dlatego że to był warunek ładu europejskiego. Był to też pewien element zadośćuczynienia za to, co Niemcy zrobili Polsce. Najazd na Polskę był przecież okrutny i konsekwencje tego straszliwe. Polska straciła ogromne tereny na Wschodzie, straciła majątek i przede wszystkim najlepszych ludzi. Stąd Polska miała atut, żeby za te straty otrzymać jakąś minimalną rekompensatę. Kominek mówił o dwóch rzeczach: moment zadośćuczynienia i moment prawa narodu polskiego do istnienia i do rozwoju. A ten naród musi mieć swoją przestrzeń.

- Dzisiaj mówi się często o tym, że to właśnie kard. Kominek był orędownikiem europejskości, bardzo intensywnie myślał o integracji europejskiej. Czy faktycznie tak było? Jak to było postrzegane przez innych?

- Zagadnienia europejskiego nie można było rozwiązać bez kwestii niemieckiej. Niemcy są w środku Europy, skłóceni, po przegranej wojnie, podczas której zniszczyli niemal cały europejski świat. Największym problemem była sprawa przesunięcia ludzi i przesunięcia granic. Ale to był fragment, Kominek widział, że to nie rozwiązuje sprawy. Pamiętam, że gdy przejeżdżaliśmy granicę między Jugosławią a Austrią, powiedziałem, że jedzie Arcybiskup. Wtedy strażnicy po prostu nas powitali i podnieśli szlaban - nie było mowy o paszporcie. Kominek wstał, podszedł to tych panów, podał im rękę i powiedział: „panowie, wy zwiastujecie przyszłą Europę. Na to czekam. Tak sobie wyobrażam przyszłą Europę. Europa nie może mieć granic. I gratuluję wam, że w was spotykam ludzi, którzy już tym żyją. My sobie to przyswajamy, a wy już to macie”. Byliśmy kilka razy za granicą. W Rzymie ta mowa europejska była ciągle obecna, tak samo jak do nas przyjeżdżali ludzie wysoko postawieni, ministrowie, działacze, ewangelicy, katolicy. To była mowa nie o Niemcach, tylko o tym, że musimy się dostać do Europy, do Francji, do Anglii, ku Ameryce. A po drodze są Niemcy, dlatego z nimi musimy ułożyć przyjazne stosunki, musimy stworzyć ład, pokój. Do tego prowadzi jedna droga: trzeba zapomnieć o urazach, o tym wszystkim, co boli. Można pamiętać, ale nie można tego wydobywać jak bolesną, jątrzącą ranę, tylko trzeba dźwignąć się ponad to i zdobyć się na słowa przebaczenia, darowania, pojednania. I na to Kominek potrafił się zdobyć. I taką formułę ukuł: przebaczamy i prosimy o przebaczenie. Kiedy go spotkałem wracającego zza granicy, po soborze, a wiedziałem już o reakcji komunistycznej, o walce z orędziem, postawiłem Kominkowi pytanie: czy nie można było tego nieco inaczej sformułować, żeby to nie robiło wrażenia, że wina polska jest tak wielka jak niemiecka. Wtedy widziałem, że Kardynał się zdenerwował. Powiedział, że go rozczarowałem. Ewangeliczne jest tylko jedno - nie pytać o winy, tylko darować, budować przyszłość. Nie tkwijmy w przeszłości, tylko budujmy przyszłość. A przyszłość to nie tylko Polska i Niemcy, ale całość europejska.

- Nasuwa mi się pytanie, czy kard. Kominek był bardziej dyplomatą czy duszpasterzem?

- Jego działalność dyplomatyczna, jego ciekawość człowieka wynikały z jego wnętrza, które było bardzo religijne. Bywałem czasem u niego dwa, trzy razy dziennie. Na odchodne zawsze mówił: chodź, wstąpimy na jedną Zdrowaśkę, na chwilę modlitwy. Przychodziłem do niego rano na Mszę św. - on już był zamyślony, zanurzony w rozważaniu. To nie był zimny, wyrachowany, cyniczny dyplomata. To był ciepły, otwarty, życzliwy człowiek, który uważał, że ludzie między sobą muszą się godzić, jednać, być blisko siebie, a nie wyrywać sobie pazurami swoją włość.

- Wiele dzisiaj mówi się o Kardynale oraz o liście biskupów polskich do biskupów niemieckich, w Kątach Wrocławskich niedawno nazwano szkołę podstawową imieniem Kardynała. Czy doceniamy znaczenie tego listu, rozumiemy go?

- Trzeba się dziwić w ogóle, że następuje odwoływanie się do listu. Dlatego, że intencją komunistów było zadeptać list, unieważnić go, na ten temat nie było mowy, to było coś wstydliwego. Niektórzy uważali, że to był niewypał, nonsens. Inni byli zdania, że to wyraz podlizywania się Niemcom. Tego rodzaju zróżnicowane opinie się pojawiały. Natomiast Kominek miał jedną, zdecydowaną linię: trzeba doprowadzić do pojednania, do zjednoczenia Europy, a nie ma innej drogi, jak tylko dogadać się, podać sobie ręce z Niemcami. Trzeba było wyleczyć to, co najbardziej bolesne - ogromnie aseptycznie, delikatnie, subtelnie. Wydaje mi się, że on był właśnie predestynowany do tego, żeby nie rozjątrzać.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

8 lat temu zmarł ks. Jan Kaczkowski

2024-03-27 22:11

[ TEMATY ]

Ks. Jan Kaczkowski

Piotr Drzewiecki

Ks. dr Jan Kaczkowski

 Ks. dr Jan Kaczkowski

28 marca 2016 r. w wieku 38 lat zmarł ks. Jan Kaczkowski, charyzmatyczny duszpasterz, twórca Hospicjum św. o. Pio w Pucku, autor i współautor popularnych książek. Chorował na glejaka - nowotwór ośrodka układu nerwowego. Sam będąc chory, pokazywał, jak przeżywać chorobę i cierpienie - uczył pogody, humory i dystansu.

Ks. Jan Kaczkowski urodził się 19 lipca 1977 r. w Gdyni. Był bioetykiem, organizatorem i dyrektorem Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. W ciągu dwóch lat wykryto u niego dwa nowotwory – najpierw nerki, którego udało się zaleczyć, a później glejaka mózgu czwartego stopnia. Po operacjach poddawany kolejnym chemioterapiom, nadal pracował na rzecz hospicjum i służy jego pacjentom. W BoskiejTV prowadził swój vlog „Smak Życia”.

Podziel się cytatem

CZYTAJ DALEJ

Przerażające dane: 1937 osób między 15. a 17. rokiem życia skorzystało w ub.r. z tabletki "dzień po"

2024-03-27 09:25

[ TEMATY ]

Pigułka „dzień po”

Adobe Stock

Minister zdrowia Izabela Leszczyna poinformowała, że w ubiegłym roku 15-latki stanowiły 2 proc. osób korzystających z tabletki "dzień po". Dodała, że w tym czasie 1937 osób między 15. a 17. rokiem życia skorzystało z tabletki "dzień po".

W połowie marca Andrzej Duda zapowiedział, że nie podpisze ustawy, "która wprowadza niezdrowe, chore i niebezpieczne dla dzieci zasady". Jego zdaniem tabletka "dzień po" dostępna bez recepty dla osób niepełnoletnich jest "daleko idącą przesadą". Według prezydenta tabletka nadal powinna być wydawana na receptę, a w przypadku dziewczynek jej zażycie powinno być "decyzją rodzica".

CZYTAJ DALEJ

Wielkopostna droga bezdomnych z okolic Watykanu

2024-03-27 17:23

[ TEMATY ]

Droga Krzyżowa

Adobe.Stock

Z misją zaniesienia nie tylko wsparcia materialnego, ale i Słowa Bożego wyszły do bezdomnych mieszkających w okolicach Placu św. Piotra siostry klaretynki. Z przesłaniem zapowiadającym radość Wielkanocy wyruszyły w miejsca, gdzie ludzie wielu narodowości żyją często na kartonach, pozbawieni jakiejkolwiek nadziei. Na progu Wielkiego Tygodnia misjonarki zorganizowały dla ubogich, bezdomnych i samotnych nabożeństwo pokutne, z możliwością przystąpienia do spowiedzi.

Nabożeństwo pokutne odbyło się pod Kolumnadą Berniniego, która dla wielu od lat stanowi jedyny dach nad głową.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję